Czas Adwentu to czas oczekiwania narodzin Jezusa Chrystusa. Czy jesteśmy na to gotowi ? Jak przygotowujemy się do tych Jego narodzin?
Oczywiście tradycji stanie się zadość, dom pięknie udekorujemy na zewnątrz i w środku. Postawimy choinkę na poczesnym miejscu która zabłyśnie kolorowymi światełkami i ożywi salon a tym samym wniesie nadzieję na…….piękne rodzinne święta.
Zawiesimy zielone girlandy, ustawimy stroiki i świece postawimy figurki mikołajków i aniołków i zawiesimy wieńce na drzwiach.
Szopkę betlejemską też ładnie wyeksponujemy…….
Małe dzieci będą się pytać czy nie było zimno malutkiemu Panu Jezusowi kiedy tak leżał w żłóbku na sianku tylko i…… co ten wielbłąd tam robił?
Na kominku również pojawi się wiele ozdób, symboli religijnych czy też chociażby zimowych bałwanków oraz sań i saneczek ciągnionych przez renifery. A na koźle sam Święty Mikołaj a tuż za nim elfy……..
Te wszystkie przygotowania zewnętrzne, zakupy prezentów i dekoracje powinny nas nastroić do duchowego przeżycia tych Świąt Bożego Narodzenia.
I często tak jest ale nie zawsze ….. Z wielką pomocą przychodzą tu Rekolekcje Adwentowe które pozwalają nam zgłębić misterium Narodzenia Pańskiego i dają nam okazję do własnych przemyśleń i wyciągania wniosków z własnego życia. Te Rekolekcje zmuszają nas niejako do refleksji nad naszym wewnętrznym stosunkiem do powitania przyjścia na świat Boga – Człowieka.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Wielu z nas nie, absolutnie nie. W obecnej dobie szybko postępującej laicyzacji większość ludzi obchodzi te święta jako część wielowiekowej tradycji którą należy podtrzymywać nie zastanawiając się zbytnio nad jej sensem. Dlaczego tak piszę? Wiele razy słyszałam głównie od Kanadyjczyków że „Christmas is for kids”.
Na moje pytanie: “Just for kids? What about us?” Odpowiedź brzmiała: „Oh, yes, just for kids”
Byłam w szoku !!!
Innymi słowy to znaczy, że dzieci wierzą w Św. Mikołaja, ale my już nie i tak samo dzieci mogą uwierzyć w malutkiego Jezuska, Boga – Człowieka który urodził się w stajence i został ułożony w żłóbku ale my już niekoniecznie musimy dać temu wiarę…..
To po co świętujemy? I co tak naprawdę świętujemy?
Jako emerytowana nauczycielka w katolickim wydziale oświaty w Mississauga (szkoła Matki Teresy z Kalkuty –
Mother Teresa of Calcutta) i jednocześnie ambasadorka wiary w tejże szkole nie mogłam pojąć takiego podejścia do sprawy Świąt Bożego Narodzenia.
Organizowaliśmy przepiękne koncerty przed Bożym Narodzeniem na które przychodziły tłumy…..
Po koncertach ludzie byli wzruszeni, niektórzy mieli nawet łzy w oczach. Dwóch mężczyzn, ojców moich uczniów wręcz dało mi do zrozumienia że ten koncert bardzo im pomógł. Powiedzieli że bardzo potrzebowali tego widowiska z ich synami w rolach głównych, bo to im pomogło zrozumieć sens Bożego Narodzenia.
Co za magia? Magia świąt!!! Dziecko na scenie jako Św, Józef ……i ojciec się nawrócił !!!
Z drugim było podobnie…..
Niestety z tego co słyszę to koncertów bożenarodzeniowych już prawie nie ma bo to tyle pracy i przygotowań no i komu by się chciało???
Stara gwardia nauczycielska już powoli się wykrusza, idzie nowe wielkimi krokami. Teraz modne się zrobiły “mikołajki” czyli obdarowywanie siebie nawzajem drobnymi fikuśnymi prezentami. Jakie to dziecinne…….
Zamiast poważnych rozmów o zgłębianiu prawd wiary i doskonaleniu naszego ducha to… dziecięca zabawa!!!
Nasi dziadowie i ojcowie przelewali swą krew, oddawali życie za wolność i za wiarę. Stawiali czoła szwedzkiej i tureckiej nawale, nie pozwolili aby państwo osmańskie przejęło nasze tereny i wzięło nas wszystkich w jasyr…….
Dlaczego my teraz kiedy apostazja zatacza coraz szersze kręgi szczególnie wśród młodych ludzi pozwalamy na odchodzenie młodzieży od kościoła?
Zabrakło nam liderów, odwagi? A może bezwiednie, chcący czy też niechcący dołączamy do tego ogólnoświatowego kryzysu wiary i upadku autorytetów?
A to przecież na nas samych spoczywa odpowiedzialność za przyszłe pokolenia, za to jakie one będą… jakie wzorce im przedstawiamy? Jaką spuściznę po sobie zostawimy?
Tak naprawdę trzeba się mocno zastanowić jaką postawę przyjmujemy w momencie konfrontacji:
Chrześcijaństwo a islam?
Ostatnio widziałam zdjęcia z Amsterdamu na których muzułmanie trzymali pikiety z napisami:” Christmas in islam is haram”. Haram po arabsku znaczy „zakazany”.
Nasz stary kontynent, Europa która od wieków jest chrześcijańska teraz musi się zmierzyć z podstępnym, cichym najeźdźcą uzurpującym sobie prawa do stanowienia o profilu religijnym państwa które przyjęło go do siebie jako uchodźcę i zapewniło mu azyl i bezpieczeństwo!!!
Bardzo perfidna gra….. czy jesteśmy na to gotowi?
Czy będziemy umieli powiedzieć: „Nie” i postawić granice?
Od nas samych zależy czy nasza wiara przetrwa nadchodzące nawałnice i czy potrafimy ją obronić !!!
Potrzebujemy inspiracji i zapału do tego aby dobrze się przygotować. Powinniśmy świecić przykładem……
To właśnie my, jako stara gwardia Napoleona która „umiera ale nie poddaje się” powinniśmy dawać dobre wzorce do naśladowania dla młodego pokolenia.
Uczyć ich hartu ducha, wytrwałości i cierpliwości.
Zachęcać do walki o swe ideały w myśl zasady „never give up” !!!
A więc zacznijmy od nas samych, od naszej rodziny i naszego podwórka……
Jak przebiegają nasze przygotowania?
Czy robimy rachunek sumienia? Czy nasza przedświąteczna spowiedź będzie rzetelna i szczera, z obietnicą poprawy? Czy przebaczymy tym wszystkim którzy nas zranili, źle potraktowali?
Czy znajdziemy w sobie tyle pokory aby dokonała się w nas taka przemiana duchowa aby obrazę puścić w niepamięć?
Jak oczyszczamy nasze serca i dusze na Jego przybycie? Dom nie musi być idealnie wysprzątany ale serce i dusza już tak. Muszą być absolutnie czyste, wręcz przeczyste bo to gość niezwykły wejdzie do naszego domu Bóg- Człowiek.
Zobaczy sianko pod obrusem i siebie w miniaturowej postaci w maleńkim żłobku na środku świątecznego stołu. A jak już usiądzie z nami to powie: ”Pokój temu domowi” a potem nas pobłogosławi jak kiedyś dawno temu swoich apostołów……
Otwórzmy nasze serca szeroko, otwórzmy nasze dusze na godne przyjęcie najważniejszej Osoby w naszym życiu, naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa który urodził się po to abyśmy mieli życie wieczne.
Joanna Bochenek
P.S. Nasz młodszy zięć Colin szkockiego pochodzenia (42 lata) przeszedł na wiarę katolicką tej ostatniej Wielkanocy (2025. Jest pierwszym katolikiem w jego rodzinie – wielowiekowej tradycji szkockiego protestantyzmu.
Co za radość w naszej rodzine. Chwała Panu !!!






























































