Gdy ktoś tam, kiedyś tam, wołał: “Państwo to ja!”, a jego wołali Ludwik, to w sumie gość niczego nie wołał, on lojalnie informował. I to było dobre. Dziś rządzący uzurpują sobie prawo do okrzyku pod tytułem: “Państwo to my!”, ale to już dobre nie jest. To jest żadne.

To znaczy, przepraszam, oczywiście, że to nie jest żadne. Przeciwnie, to jest wielkie. Przekręt nad przekrętami. Himalaje przekrętactwa biegnące na Księżyc. Tymczasem będą nam powtarzać i powtarzać, i nie tylko z każdego rogu każdej ulicy, że w trosce o nas. Że to, że tamto. Że: “Tyle wolności ile możliwe. Tyle ograniczeń ile konieczne”. Tak będzie, już tak jest. Niemniej uzasadnień, tym bardziej uzasadnień sensownych, w odniesieniu do czegokolwiek, de facto nie uzyskamy. W uszach, dłoniach, przed oczyma, zostanie nam wodolejstwo, tumany słów pierzastych oraz przaśna rzeczywistość przestrzeni wspólnej, ufajdana wirusem. Nic ponad wymienione. I mówię przez to również, że tak nami rządzą, jak sobą rządzić pozwalamy. Że: “Qui tacet, consenti”, mówię też, co znaczy: kto milczy, akceptuje.

***

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Sasin Jacek, przyciśnięty przez redaktora Mazurka… – redaktor Mazurek uchodzi za “dobrego dziennikarza”, bo podobno dociekliwy jak mało który z nich, ale to jest poza, nie żadna dociekliwość. Poza, maska, fasada, wyćwiczona maniera. Dowód: zechciejcie skonfrontować Mazurka Roberta z niejakim Weissem Szewachem, dajmy na to. W suchą gąbkę natychmiast przemieni się Mazurek. Więcej: stuletnia gąbka po stuletniej suszy okazałaby się wilgotniejsza, niż nasz pan dociekliwy. Koniec dygresji. Więc.

Więc Sasin Jacek i redaktor Mazurek, dociskający Sasina dziennikarsko “w temacie” wyborów korespondencyjnych: wybory nie są bezpośrednie. “Są, bo to pan głosuje. Na tym polega bezpośredniość” – odpowiada Sasin, wszelako nieprzyzwoitości na tym poziomie najwyraźniej sam wytrzymać już nie potrafi, bo pęka znienacka, atakując: “Czy pan ma lepszy sposób na przeprowadzenie tych wyborów w terminie majowym, niż zaproponowany?”.

Aha, aha. Czyli, że wychodzi szydło z worka: nie tak, żeby było równo, powszechnie i tajnie, tylko tak równo, tak powszechnie i tak tajnie, jak termin pozwala. Procedury dostosowujemy do terminów. Procedury dostosowujemy do możliwości. Procedury dostosowujemy i pozamiatane. To ci dopiero. Pełną gębą demokracja po prostu.

Otóż, wybory nie będą wolne, nie będą tajne, nie będą powszechne i nie będą równe, natomiast od trafnych uzasadnień są prawnicy. Niech sobie interpretują, niech przymierzają do wzorców politycznych. Czy tam do partyjnych. Najgorsze, że te wybory prawdopodobnie nie będą też bezpieczne Dla wyborców, nie dla wybieranych. Ci poradzą sobie, jak zawsze.

***

Zostawmy władzę. Inny aspekt, powiedzmy: perspektywa plebsu. Na tym poziomie mowy nie ma o racjonalnych decyzjach, jeśli spętać człowieka poznawczym bełkotem opartym o “sondaże”, ale pozawijanymi w sreberka słów pierzastych. No nie da się podejmować racjonalnych decyzji, jeśli jest się nieustannie oszukiwanym i wprowadzanym w błąd. Tym samym proces wyborczy, w którym elektorat warunkowany jest za pomocą sztuczek medialnych do takich czy innych refleksji, staje się parodią odpowiedzialnego wyboru. Lech Kaczyński na jednym ze słynnych seminariów w Lucieniu opisał problem krótko i treściwie: “Elementarny mechanizm demokratyczny nie może funkcjonować przynajmniej w miarę sprawnie, jeżeli rozeznanie potoczne – bo to z punktu widzenia mechanizmu demokratycznego jest najistotniejsze – tak bardzo odbiega od rzeczywistości”.

O to, to. Co więcej, wskazany medal ma również swoją drugą stronę, dużo mroczniejszą. Dziś albowiem rozstrzygnięcia wyborcze – nie tylko wyborcze, lecz szczególnie w tym wymiarze samo zjawisko staje się dobitnie jaskrawe – a więc rozstrzygnięcia wyborcze forsuje się w warunkach tak zwanej “przemocy symbolicznej”, co do której nie wiadomo, że jest przemocą. Czy raczej: o której powszechnie choć fałszywie wiadomo, że przemocą nie jest, choć właśnie tym w istocie jest: przemocą. Przemocą faktyczną, a nie symboliczną.

***

Trochę więcej o powyższym. Otóż pracę francuskiego antropologa i socjologa kultury, Pierre’a Bourdieu, zatytułowaną “Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania” (wyd. oryginalne 1970), uznano za “przełomową” dla socjologii. Właśnie we wspomnianej pracy, autor i współautor, socjolog oraz filozof Jean-Claude Passeron, zdefiniowali termin “przemoc symboliczna”, rzecz opisując jako “stan pozornie sprawiedliwego ładu, który odbierany jest powszechnie jako prawomocny, a który w istocie ukrywa przed opinią publiczną rzeczywisty układ sił, stanowiący z jednej strony faktyczną podstawę dominacji elit, a z drugiej gwarancję tej dominacji”.

Innymi słowami: kasta notabli oddziałuje (poprzez edukację powszechną) na resztę populacji w taki sposób i takimi metodami, by owa reszta postrzegała rzeczywistość we wszystkich jej wymiarach (społecznym, ekonomicznym, politycznym, itd.) w sposób skrycie narzucony, w kategoriach prezentowanych przez elity, z perspektywy elit i jej interesów, zarazem traktując tę sytuację jako naturalną, a tym samym legitymizując oraz utrwalając pozycję elit oraz ich dominującą rolę. Efekt: człowiek nowoczesny nie zdaje sobie sprawy z obecności kajdan, które go niewolą, nie dostrzega nadzorcy, często nie czuje też razów bata. I jeszcze więcej: batożą go, a ten sam siebie przekonuje, że to żaden bat, lecz troska o jego byt i jego najbliższych los. Predylekcje wmuszone, owszem, do tego zaiste prawdziwie czarcia kuratela.

***

Podsumowując: ludzi łatwo oszukać, a oszukawszy sterować stadem w pożądanym przez treserów kierunku. Łatwiej dziś niż przed półwieczem. Coraz łatwiej. Wszelako dzieje się tak nie tylko z powodów wspomnianych akapit wyżej. Dzieje się tak również dlatego, iż mało kto ze współczesnych odnajdzie w sobie na tyle charakteru, by ujawnić na zewnątrz swój status oszukanego (i permanentnie oszukiwanego), a innymi słowami – mało kto ma dość charakteru, by przyznać się do frajerstwa. Wobec samego siebie, a co dopiero w przestrzeni publicznej. Zachowując odpowiednie proporcje, to trochę tak jak z gwałtem. Zbrodnia, a przecież sporo kobiet przemocy nie uznaje za gwałt, ponieważ czują dobrze, nie, więcej niż czują – wręcz wiedzą, dobrze wiedzą, że zostały oszukane, i zupełnie odruchowo bronić się będą przed ujawnieniem czegoś, co same wobec siebie opisują jako słabość. Gorzka konkluzja, za to celnie wskazująca, między innymi, na samobójcze wręcz preferencje narodu polskiego. Ale o frajerstwie na poziomie suicydalnym to już może przy innej okazji.

***

Powtórzę: żyjemy w nieprawdziwym świecie narzucanych medialnie emocji, nie zdając sobie sprawy z rozległości oceanów fałszerstw i mórz łgarstw, którymi żeglujemy donikąd, nieświadomi zagrożeń, wciąż i wciąż prokurowanych nam przez naszych treserów i nadzorców. Proszę zapisać sobie powyższe, proszę zapamiętać, ewentualnie zaznaczyć czerwonym sprayem na fasadzie najbliższej kamienicy. Czy tam wykuć w granicie i we wzmiankowaną ścianę wmurować na stałe. Wszystko po to, by czytając jak najczęściej i powtarzając głośno, lub w myślach, najlepiej tak i tak, wszystko po to, powtarzam, by nieść tę prawdę o świecie i ludziach między bliźnich, meblując zszargane dusze i umysły człowiekowatych stosownie do właściwych potrzeb i wedle właściwych konieczności, zamiast tych narzucanych nam via media. I licząc, że dzięki temu wyrwiemy, tę czy tego, z korzeniami i duszą, z pułapki nierzeczywistości, z otchłani medialnie zafałszowanego świata. Zaś aby wyrwać ich jak najwięcej, dopomóż nam, dobry Panie.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl