No więc mamy tę całą pandemię, czy nie mamy? A jeśli nie mamy, czym w takim razie jest to, co mamy, a co ten i ów pandemią każe nam nazywać?

I kto właściwie wydaje nam te rozkazy? Kim są ludzie, którzy mieszają w łepetynach bliźnich na całym świecie, mieszają dosłownie jak chcą? Zręczniej mieszają, powiedziałbym, niż w “Kuchennych rewolucjach” chochlą w garze z pomidorową miesza Magda Gessler?

Prawda, że można zgłupieć? Ho-ho, tak-tak. A czy są na to zgłupienie jakieś rady? Recepty? A i owszem. Są. Żeby nie zgłupieć, należy i trzeba pytać. Odpowiedzi bez pytań nie istnieją. Kto pyta, wysłuchując odpowiedzi, przestaje, by tak rzec: niewiedzieć, a tym samym własną głupotę niweluje a resztki odrzuca precz. Kto nie pyta, głupi zostaje na zawsze. Jak powtarzają ludzie przyzwoici, a przy tym bogaci w wiedzę i doświadczenie: “Warto pytać, ponieważ wyłącznie pytania są zdolne zmienić głupca w tęgi łeb”. Pytania, nie telewizja, dodam od siebie. Telewizja wiele tęgich łbów przemieliła już na głupców, a mielić nowych nie przestanie, póki nie zamieni nieszczęśników w sok z żuka. Przepraszam, w sok z żab. Z pracującego miksera żadna żaba nie wyskoczy, mowy nie ma. Więc.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

To są, więc, bardzo dobre pytania. Pytania wręcz zasadnicze. Tak sądzę, choć na żadne z nich nie sposób odpowiedzieć wprost.

 

ETYKIETOWANIE

Natomiast odpowiedzi udzielane dookoła, zaczynają się tak: ludzie niezdolni są do funkcjonowanie bez etykiet. Bez cienia ryzyka popełnienia błędu mógłbym założyć, iż spełnieniem pewnego ideału byłoby, gdyby każdy posiadał na taką etykietę miejsce. Powiedzmy: na czole. W formie elektronicznej. Warstwa ciekłokrystaliczna, wielkości, dajmy na to, pięć centymetrów na trzy, na której wyświetlałyby się informacje o mijanym człowiekowatym. W formie piktogramów. W kontrastowych kolorach, wszak piętnaście centymetrów kwadratowych to nie jest poziom powierzchni wyświetlacza na Stadionie Narodowym. Czy tam innego billboardu. Kontrast byłby niezbędny. Więc.

Idziesz więc ulicą, mijasz gościa, a temu na czole wyświetla się tak zwana “informacja spersonalizowana”, to jest przeznaczona właśnie dla ciebie i tylko dla ciebie, jak od niedawna mają to w zwyczaju naj-, najnowocześniejsze reklamy, informacja w brzmieniu, czy tam w postaci: “Jestem geniuszem!”. Albo: “Szukam żony!”. Albo: “Jest dobrze!”. Albo: “Nie podchodź, bo w mordę dam!”. Czy jakoś podobnie. Jak kwestię tę ujmują ludzie bogaci w wiedzę i doświadczenie: nowoczesność to potęga jest i basta, wystarczy wyjechać do miasta. Czy tam do Warszawy.

 

AWARIE

A propos Stadionu Narodowego: łączna kubatura tej budowli (mierząc do poziomu dachu) to ponad milion metrów sześciennych. Miliard litrów, mniej więcej, i jeszcze trochę wanien wypełnionych po brzegi (przeciętna wanna to około 0,5 m3). Wspominam o tym, bo od dnia awarii stołecznego ściekowiska, to jest od chwili pęknięcia rur transportujących nieczystości z jednego brzegu Wisły na drugi, drugiej z rzędu awarii rok po roku, Warszawa ponownie wskoczyła na tak zwane pudło. Awansowała na lidera. Żeby nie było to, tamto: na lidera miejskich biegunek. Czy precyzyjniej: we wspomnianej konkurencji liderem został prezydent Warszawy. Aż się chce zapytać, co oni tam jedzą, w stołecznym ratuszu? Bo nie brukiew przecież. Chyba, że z ośmiorniczkami. Ale może popijają to mlekiem od wściekłej krowy? Czy tam kiszonką po wściekłych ogórkach? Zagryzając musztardą?

O ile nie wiemy tego z własnego doświadczenia, łatwo możemy się dowiedzieć, że w czasie biegunki człowiek bywa osłabiony i boli go brzuch. Nieszczęśnika dopada też uporczywa gorączka. Przedłużająca się i nie leczona biegunka może skutkować zagrażającym naszemu zdrowiu odwodnieniem. W tym kontekście wydaje mi się, że na biegunkę warszawską żadne teleporady nie pomogą. Proszę wyobrazić sobie trzy Stadiony Narodowe, do poziomu dachu wypełnione warszawskimi ściekami, smród pomińmy, a wyobraziwszy to sobie, proszę zawartość tych budowli wylać do Wisły.

Awaria, rzeczywiście. Awaria umysłów jak stąd do Władywostoku i z powrotem. W obie strony licząc przez Pekin.

 

NORMALIZACJE

Stołeczny ratusz podaje, że awaria kolektora skutkuje zrzutem do Wisły trzech tysięcy litrów ścieków na sekundę (“dobra zamiana” ów rezultat podwaja i potraja). Warto porównać, dajmy na to: trzy miliardy litrów ścieków, które zasiliły wody Wisły do tej pory, z milionem litrów wody wpadających do Zatoki Gdańskiej każdej sekundy, bo tyle właśnie wynosi średnioroczny przepływ Wisły liczony w ujściu rzeki. Dokładnie 1046 m3/s. I na tym zakończmy temat.

Teraz coś a propos teleporad. Otóż ujmujące wrażenie sprawił na mnie były prezes Narodowego Funduszu Zdrowia, aktualnie minister od zdrowia Polek i Polaków, zachwalający zalety “teleporad lekarskich”. W ustach Niedzielskiego Adama najbardziej spodobało mi się “przywracanie normalności”, oraz, równie urocze, a może nawet urokliwsze: “normalizowanie standardu funkcjonowania systemu podstawowej opieki zdrowotnej”.

Jak było? Wychodziliśmy z domu tylko w razie potrzeby. Zakładaliśmy maseczki, rękawiczki, ewentualnie przyłbice, a jeśli nie przyłbice, to próbowaliśmy przynajmniej unikać dotykania twarzy. W drodze korzystaliśmy ze środków dezynfekcyjnych, a po powrocie do domu dokładnie szorowaliśmy dłonie. Proste? Prościej się nie da. Zrozumiałe dla każdego a do zapamiętania nawet przez minimalistów intelektualnych. Ale co dobre, szybko się kończy. Szybciej, powiedziałbym, niż dobra zmiana. Albowiem wkrótce zaczniemy natykać się na oferty kauzyperdów, oferujących przytoczenia, wyjaśnienia oraz interpretacje, dotyczące wszelakich, tak zwanych obostrzeń, w poszczególnych powiatowych strefach, na jakie poszatkowano nad Wisłą kraj w dalszym ciągu i nie wiedzieć czemu nazywany Polską.

 

ODKŁADANKI

Przytoczenia, wyjaśnienia oraz interpretacje obowiązujące a to w strefie czerwonej, a to żółtej, a to zielonej. Obawiam się, że przyjdzie czas także na strefę tęczową. Biurokrata albowiem nie może udowodnić swojej przydatności i na tym poprzestać. Za poprzestanie nikt mu nie zapłaci. Biurokrata musi zatem swoją przydatność udowadniać permanentnie. Nieważne, że to wyraz obłędu na drodze w przepaść. Biurokrata nie ma myśleć, on ma wymyślać. Więc wymyśla, a za to mu płacimy. Pan płaci, pani płaci, my płacimy. A poza tym Covid-19 to przecież nie dżuma. Czy tam inna ebola. Tak mówią. To znaczy, specjaliści. No tak mówią, czy jakoś inaczej?

Mówią tak, mówią. Natomiast rząd Japonii – ponad trzy raz więcej ludności niż Polska; powierzchnia zbliżona do Polski (my ok. 312 tys. km2, Japończycy ok. 378 tys.); gęstość zaludnienia 337 osób na km2, Polska ponad trzy razy mniej (124); łączna ilość Japończyków zakażonych koronawirusem od początku pandemii ponad 70.000; liczba osób zmarłych ponad 1300 – więc Shinzo Abe, premier japońskiego rządu, zapowiedział, że rząd zagwarantuje wystarczającą liczbę darmowych szczepionek przeciw koronawirusowi Sars-Cov-2 dla każdego obywatela Japonii, a zakupy szczepionek zakończą się do połowy 2021 roku. Mało tego – i tu uwaga, bo to jest prawdziwy hit we współczesnym świecie – Japonia odłoży również pieniądze na rekompensaty za ewentualne skutki uboczne szczepień o których mowa. Proszę to sobie zapamiętać, bo będzie to jeden z wrażliwszych tematów zaraz po zatwierdzeniu szczepionki do stosowania.

***

I proszę: jak to zwykle u mnie bywa, odleciałem w dygresje skojarzeniowe, przez co znowu skończyło mi się miejsce. Obiecuję jednakowoż, że temat “pociągnę”, nie pomijając “bandytów z AK”, których ni stąd, ni zowąd, uwieczniono w Hucie Pieniackiej.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem:

widnokregi@op.pl