W ostatnim półwieczu Polskę odwiedzili prezydenci USA aż dziewięciokrotnie. Piszę „aż”, bo wcześniej nie odwiedzali nas wcale. Czyli od pierwszej wizyty Richarda Nixona w roku 1972. Czy mam Polakom coś z tych wizyt utkwiło w pamięci? Tak jak na przykład, prawie każdy z nas wie co robił jak dowiedział się o zamachu na prezydenta Kennedy’ego w roku 1963? Jak i co robił kiedy dowiedział się kiedy Karol Wojtyła został wybrany papieżem? I w jakich okolicznościach dowiedział się o samolocie strąconym nad Smoleńskiem 10 kwietnia 2010?

        Do takich dat można dodać wiele innych, jak chociażby  atak na World Trade Centre w Nowym Jorku, 11 września, 2001, czy ostatnio napad Rosjan na Ukrainę 24 lutego 2022. Z tych dziewięciu wizyt pamiętam dokładnie co robiłam w czasie wizyty Nixona – przygotowywałam się do wodniackiej wyprawy w wodniackiej drużynie harcerskiej. Jako młodzież byliśmy skutecznie indoktrynowani przez komunistów, a szalejącą wojnę w Wietnamie widzieliśmy poprzez pryzmat tego jak nam ją przedstawiano, i jak rozszalała Jane Fonda trąbiła. Wtedy dostępu do Internetu nie było, wiele książek było zakazanych, a przewożenie jakichkolwiek druków z Zachodu kryminalnie zabronione. No to skąd mieliśmy wiedzieć? Co prawda w okolicznych kopalniach były całe grupy  Wietnamczyków, którzy byli zwożeni do pracy. Byli bardzo mili, uczyli się wytrwale polskiego, i za boga-chiny nie chcieli wracać.

        Po to, żeby się dostać do Kanady często zdesperowani chętni uciekają się do aranżowanych małżeństw. Proceder ten może być bardzo drogi – do 20 tys. Instytucja takich aranżowanych małżeństw jest pewnie taka stara jak emigracja, ale w PRL-u lat 70-tych na Śląsku taki proceder kwitł znakomicie. Takie ‘małżeństwo’ otrzymywało mieszkanie w bloku, rarytas nie lada, i to była cena. Bieda zmusza ludzi do szukania wyjścia, a kim ja jestem, żeby kogokolwiek oceniać?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Niektórzy Wietnamczycy w Polsce pozostali. Gdybyśmy chcieli ten temat pogłębić, to należałoby zapytać, kto z komunistycznego Wietnamu kwalifikował się na bardzo intratny wyjazd do pracy w Polsce? Mogłabym to drążyć szerzej i zapytać, dlaczego nigdy mi się nie udało załapać na żadną wycieczkę organizowaną przez studenckie biuro podróży Almatur? Acha, bo nie dawali mi paszportu – zapomniałam.

        Więc przyjechał Nixon, a my w tej zindoktrynowanej drużynie harcerskiej nie mogliśmy zrozumieć dlaczego jest tak owacyjnie witany w Warszawie? Wydawało się zupełnie spontanicznie, ludzie mieli łzy w oczach, niektórzy klękali i się modlili. Nic to. Nasz komendant nam wytłumaczył, że to motłoch. Ale już mu nie wierzyliśmy, bo po przemarszach przez nasz teren wojsk na Czechosłowację i głupot jakie nam w związku z tym o podstępnych Czechach opowiadano, źdźbło przełamało garb wielbłąda.

        Acha, jeszcze pamiętam jak wcześniej przez Polskę przejeżdżał generał Charles de Gaulle w roku 1967. Moja rodzina była tym bardzo poruszona, bo rodzina mojego ojca przez wiele lat mieszkała przed wojną we Francji  Wiem, że cała rodzina wiwatowała De Gaulowi na trasie jego przejazdów. Mój kuzyn gdzieś zdobył flagę francuską, ale mu ją skonfiskowano niczego nie tłumacząc. Zabrali i tyle. Nie pozwolono i już.

        A on naiwnie liczył, że ta flaga francuska zwróci na niego uwagę, dostanie paszport, i będzie ponownie mógł zamieszkać we Francji. Francuskim posługiwał się biegle. Niestety, nie dane mu było wtedy wyjechać. Wyjechał dopiero po 20-latach w roku 1987. Tylko wtedy już był schorowanym emerytem. Nikt nie potrzebował go do pracy ani we Francji, ani już w Polsce.

        Wielka historia się toczy, a zwykli ludzie są mieleni przez jej tryby i trybiki. Wieczne prawa objawione. Podczas wizyty Joe Bidena w Warszawie (odwiedza nas drugi raz od czasu napaści Rosji na Ukrainę), byłam akurat na wystawie Leonarda Cohena (Kanadyjczyk znany głównie z pieśni, ale również autor, poeta, rysownik, fotografik) w Art Gallery of Ontario (AGO). Jedna z moich koleżanek wytrwale śledziła relację na żywo z wizyty Bidena. Druga była zainteresowana głównie Cohenem. Ja jak zwykle rozdarta:  i tu bym chciała, i w tym samym czasie gdzie indziej. Po powrocie z wystawy poczytałam i wysłuchałam komentarzy od wizycie prezydenta Joe Bidena.

        Zupełnie nie rozumiem tych westchnień niezadowolenia, że nic nie powiedział. A co miał powiedzieć? Czego od niego oczekiwano? Sam fakt, że przyjechał, a tym samym ponownie wyróżnił Polskę to nic? Nie pojechał do Berlina, ani Paryża. W ostatniej chwili pojechał do Kijowa – salonką po torach kolejowych. Mówią mi, że to bezpieczniejsze, niż latanie samolotem. Ja mam tam swój chłopski rozum, który mi mówi ‘jakie bezpieczniejsze? Przecież tory łatwo wysadzić’. Ale widać za dużo naczytałam się o akcjach partyzanckich z wysadzaniem torów kolejowych.

        Ten wyjazd do Kijowa to był taki niespodziewany. No takiego kitu, to już nie powinni nam wciskać. I zaplanowany, i przygotowany, tylko nie ujawniony do ostatniego momentu. Skąd wiem? Z obserwacji życiowych. Przecież o ściśle poufnych sprawach żadnego rządu się nie trąbi. No chyba, że jest się ministrem obrony i codziennie zwołuje konferencję prasową, na której się paple o wszystkim. Tak, tak mieliśmy takiego. Ze względu na szacunek jaki do człowieka żywię, i jego wiek, nie wymieniam jego nazwiska. Wtedy wszystkie agentury obcych państw wpadły w panikę, bo agenci nie mieli nic do roboty, tylko analizować treść tych wystąpień.

        Dlatego też obecnie nie bardzo rozumiem, czego oczekiwano od Bidena? Poza tym wiadomo, że człowiek zmęczony podróżami i życiem. Dajcie mu odetchnąć. Nie oczekujcie, że zacznie podskakiwać z werwą 20-latka. Mieliśmy wizyty takich, i nic z tego nie wyszło. Osobiście, cieszę się, że prezydent USA zawitał ponownie do naszego kraju. Gdybyśmy nie byli mu po drodze, to by tego nie zrobił. Widać bardziej mu po drodze zawitać do nas, niż do Niemiec i Francji. I nie czarujmy się, będąc klinem pomiędzy takim silnymi sąsiadami;  Rosja i Niemcy są znacznie od nas silniejsze i gospodarczo i ludnościowo, każdy sojusz, który nas wzmocni jest mile widziany.

        Najbardziej irytują mnie ci, którzy mają do Bidena pretensje, a pośrednio do rządu Polski, że nie zostały ogłoszone jakieś ważne europejskie, czy nawet światowe przegrupowania. A przecież nawet jeśli się takie szykują, to nie ogłasza się ich na kurtuazyjnych wizytach, choć tego zdaje się część naszych oczekiwała. No cóż Biden nie ma zadatków na gwiazdę rocka, jak były prezydent Stanów Barack Obama w Berlinie (2008). Przesłuchałam jeszcze raz. Dużo frazesów o wolności, itp. I bardzo entuzjastyczne przyjęcie tysięcy Berlińczyków (Obama przemawiał  w języku angielskim). Podejrzewam, że wielu słuchających w ekstazie uniesienia nie rozumiało o czym mowa. Wiwatowali, bo to jest ich cechą narodową. No cóż, wiwatowanie na cześć przywódców i mężów stanu, chyba nie należy do naszych cech narodowych. My świetnie potrafimy nie dać  się i walczyć z wrogiem (najlepiej podjazdowo), walczyć za wolność waszą (o naszą zazwyczaj walczymy sami), oraz autentycznie cieszyć się ze swojego domu (regionu i państwa). Takie tam wiwaty triumfalne jakie inne narody gotowały swoim przywódcom są nam obce. Widocznie oczekiwania wobec wizyty Bidena były różne, a to że nie spełnione należy zwalić na karb służb zagranicznych i wewnętrznych. Nie sądzę, że ta burza w szklance wody ocen wizyty Bidena będzie sprzyjać naszym interesom, a raczej im szkodzić. Gdzie jak gdzie, ale w dyplomacji prawda jest pierwszą ofiar, a kłamstwo i zatajenie, to figury w toczącej się grze. Cieszy mnie, że w tej grze jesteśmy figurami, bo często nawet pionkami nie jesteśmy.

Alicja Farmus

Toronto, 27 luty, 2023