Jak to jest, że niektórzy tak bardzo lubią nas nieustannie pouczać?
Mój sąsiad zza miedzy (mamy wspólny podjazd do garażów), zawsze wszystko najlepiej wie, i ciągle (a to już ponad 30 lat) próbuje mnie pouczyć jak co robić. Nawet własnych okien nie potrafię (jego zdaniem oczywiście) dobrze umyć, bo on wie lepiej jak to robić. To, że sam ma swoje okna niemyte od zawsze to nic nie szkodzi.
Ci wymądrzający się są obecni we wszystkich warstwach społecznych. A uniwersalną przesłanką takiego wymądrzania jest przekonanie, że ten wymądrzający się wie lepiej, a ten pouczany to kiep, więc trzeba mu powiedzieć jaki jest głupi.
Jedyną relacją do obrony takiego zachowania jest relacja nauczyciel-uczeń, bo już niekoniecznie i nie zawsze rodzić-dziecko. I o ile takie wymądrzanie jest niegroźne, często nawet śmieszne, no bo co mi mój sąsiad zrobi, jeśli przez lata myję okna swoim, a nie jego  sposobem? Pewnie gdyby mógł to by na mnie doniósł, tylko nie ma do kogo. I dobrze dla mnie, bo kapusiów nie znoszę.
Jak już wspomniałam, ci wymądrzający się są obecni we wszystkich warstwach społecznych. Takie wymądrzanie się na wyższych szczeblach drabiny społecznej jest także wszechobecne i wręcz chamskie zachowanie. Zapewne wielu doświadczyło tego w szkole i w pracy. To takie poniżające nas zachowania, kiedy ktoś inny (zazwyczaj rodowity Kanadyjczyk, choć niekoniecznie) tłumaczył nam, a także innym, co to też chcieliśmy powiedzieć w naszym akcentowanym angielskim. Osobiście, nie tylko mówiłam z ‘funny’ akcentem, ale i zarządzałam projektami w iście męskiej profesji, co dla wielu było podwójną kością do przełknięcia. ‘Funny speaking’ i do tego kobieta! W ich mniemaniu mogłam być co najwyżej sekretarką (do podawania kawy i pisania protokołów), ale nie zarządzającą milionowymi projektami. I co? Wyszło na moje, bo byłam dobra. Ale co przeżyłam, to urosło do wielkiej rozmiaru książki pamiętnika, o tym jak kobiety są traktowane w męskich zawodach. Zgadnijcie jakie nacje były w tym nie rozpoznawaniu mnie jako głównego menedżera najgorsze? Nie napiszę, bo naczelny znowu mógłby mieć kłopoty.
Choć należy tutaj zaznaczyć, że były czasy w historii, także historii naszego kraju, gdzie pouczania (zaborców, komunistów i Niemców), mogły i często źle się kończyło dla pouczanych. Taki wzór kulturowy zachowania tak dobrze się utrwalił, że z tego co wiemy, chociażby z ujawnionej dokumentacji IPN (Instytutu Pamięci Narodowej) donoszenie na drugiego i w komunie było częste. Niektórzy nawet donosili na bliźniego tak sobie, chyba dla rozrywki? Nawet bez specjalnych apanaży. A czyż donosicielstwo nie jest taką formą pouczania w skrytości? Dokopię ci, bo cię nie lubię, albo chcę sobie zasłużyć na coś twoim kosztem. Wszystkie chwyty dozwolone. I to miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego. A prawda wychodzi na wierzch, a Bóg i tak o tych podłych donoszeniach wiedział.  Ach wy komunistyczni ( i inni wredni) donosiciele! Jeszcze dzisiaj chcielibyście się do mnie dorwać i ze mnie nabijać?  A tu zyg, zyg marchewka. Macie chyba kuku na muniu. I nigdy nie dałam się złapać w szpony waszego zła.
I tym sposobem dochodzimy do pouczania na jeszcze wyższym szczeblu – szczeblu politycznym. Niedawno pisałam o tym, jak rozmowy prezydenta Trumpa z szybko tracącym zaufanie społeczeństwa premierem Kanady Markiem Carney zostały nagle przerwane, bo… konserwatywny premier Ontario Doug Ford, wydał miliony (za które ja i inni Ontaryjczycy zapłacą) na kampanię reklamową w Stanach o tym jak prezydent Ronald Reagan (jakieś więcej niż 35 lat temu) był przeciwny cłom. Przesłanie było proste: wy ciemni obecni Amerykanie z waszym prezydentem nie wiecie co robicie – ale my – Ontario premier Doug Ford –  wam powiemy (bo jesteśmy tacy mądrzy). Premier Kanady Mark Carney zapytany o to przerwanie rozmów, odpowiedział ‘who cares?’.
No fajnie. Ludzie tracą pracę, kraj się wali, a ten mówi ‘who cares?’ – kogo to obchodzi?
No i teraz wplątał Kanadę do koalicji ‘Chcących’ (Coalition of the Willing), zarządzaną głównie przez UK, Francję, no i kogóż by innego jak nie Niemcy. Chodzi o chcących pomóc Ukrainie. Ale, ale to nie koniec absurdów, bo ciągle aktualnie toczące się obrady i negocjacje rozejmowe dotyczące wojny Rosji z Ukrainą, toczą się, głównie w Genewie, z Żeleńskim, ale bez Putina.
Z reguły takie warunki rozejmu bez udziału głównego uczestnika konfliktu odbywają się, gdy ten uczestnik już przegrał. Tak prowadzono rokowania rozejmowe po klęsce Napoleona pod Waterloo,  po klęsce Niemiec po  1-szej i 2-giej wojnie. Przedstawiciele pokonanych krajów musieli się ‘zgodzić’ na warunki rozejmu. A to zgodzenie się (i podpisanie traktatów rozejmowych) było już inną parą kaloszy. Niemcy nie przyjęli warunków rozejmu po 1-szej wojnie światowej, i przez dwie dekady dążyli do rewindykacji tego rozejmu. Prawie im się udało w czasie następnej wojny.  Naszym kosztem. I dalej, gdy czasem im się niekontrolowanie wymknie, chcą nas ‘zagłodzić’, żeby nas pouczyć i nauczyć. Jak zwykle ponad naszymi głowami, z miłosną relacją z Rosją. Miejmy się więc na baczności. A te rozmowy z ważnymi z koalicji chcących (UK, Francja, Niemcy) i z Żeleńskim, ale bez Putina, zakładają, że Rosja jest na pozycji przegranej? A tu proszę, Putin szykuje się na nas, i na kraje bałtyckie. Miejmy się więc na baczności. A plan, a co za tym idzie kasa z budżetu Unii Europejskiej na przemieszczenia wojsk (drogi, trasy, linie kolejowe, trasy lotnicze) na Wschodnią Flankę (czyli do Polski) zostaną dodatkowo przeznaczone w 2027 roku. Heh? A do tego czasu to co? Jak zwykle bronimy się sami. Ciekawe czy Ukraińcy nam w razie czego pomogą?

Alicja Farmus, 
Toronto, 1 grudnia, 2025

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU