Kościół na Concordzie to jakby nasza druga parafia. Podobnie jak i ten Oblatów na Koszutce w Katowicach.
Sam kościół, w kształcie rotundy, ma historię sięgającą XVII wieku.
Pierwotnie kaplica klasztoru Sióstr od Wniebowzięcia, założonego w 1622 roku przez kardynała de la Rochefoucauld. Przebudowany w 1670 roku według projektu Karola Errarda, dyrektora Akademii Francuskiej w Rzymie, przyjął formę podobną do antycznych świątyń.
Rewolucja Francuska nie oszczędziła murów. Zdemolowana, zaczęła funkcjonować ponownie dopiero po podpisaniu konkordatu w 1802 roku.
Później wkroczyła na arenę Wielka Polska Emigracja, która zainicjowała powstanie Polskiej Misji Katolickiej (PMK) we Francji. Jej początki to rok 1842, choć dopiero w 1922 uzyskała pełny status prawny. Rektorami PMK byli m.in. ks. Aleksander Jełowicki, ks. Zbigniew Bernacki (1972-1985), ks. infułat Stanisław Jeż (1985-2015), a obecnym rektorem jest ks. Bogusław Brzyś.
Sam kościół, Notre-Dame-de-l ’Assomption (p.w. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej), przekazany został PMK w 1844 roku przez arcybiskupa Paryża. Tu bywali m.in. Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki oraz Fryderyk Chopin. PMK stanowiła także podporę dla kolejnych fal emigracji Polaków w XIX i XX wieku.
Emigracja popowstaniowa i tym samym PMK odegrały istotną rolę w podtrzymaniu tożsamości narodowej oraz w zachowaniu i rozwoju polskiego życia kulturalnego. Mini – pomniki tych faktów i wspomnienie historycznie czy kulturowe zasłużnych osób to tablice pamiątkowe wbudowane w ściany rotundy. Niedaleko zakrystii widnieje tablica upamiętniającą byłych rektorów. Inne wspominają Słowackiego, mord Katyński czy Lecha Kaczyńskiego i pozostałe ofiary katastrofy smoleńskiej.
Właśnie uczestniczyliśmy w kolejnym święcie Niepodległości. W kościele, oprócz wiernych pojawiły się historyczne już sztandary polskich stowarzyszeń kombatanckich. Zabrakło jednak kombatantów francuskich, którzy kiedyś regularnie uczestniczyli w naszych uroczystościach.
Dzisiaj na Concordzie nie uświadczysz żadnych barw narodowych. Czyżbyśmy się naszej polskości wstydzili? Przychodzą mi na myśl podobne zachowania władz warszawskich z okresu ostatniego Konkursu Szopenowskiego. Europa tak, Polska nie? Skąd się to w nas bierze?
Wspomniałem poprzednio koncert jubileuszowy Mireille Mathieu. Tam nie było Europy, tam była Francja! Myślę – i nie jest to chyba odkrywcze – że w dużej mierze zależy to od władz lokalnych polskich organizacji, z PMK włącznie. W czasach, gdy mieszkaliśmy w Paryżu akcenty narodowe były dużo bardziej widoczne.
Wszak Misja powstała na skutek emigranckiej potrzeby gromadzenia się wśród swoich. Jednak, jeśli polski kościół nie będzie polski to wystarczy pójść do francuskiego. Braki językowe, które pośród pierwszego, ciężko pracującego na chleb pokolenia nie są rzadkością, mogą też odsunąć ludzi całkowicie od kościoła. Zniknie Misja i księża pełniący tu swą posługę. Znikną instytucje i miejsca spotkań rodaków. Tak zniknął Hotel Lambert a Dom Kombatanta im. Generała Andersa na Legendre walczy o przetrwanie. Niegdyś kupiony ze składek powojennej emigracji przy wsparciu Rządu Londyńskiego, wart teraz jakieś 30-50 milionów € to łasy kawałek nieruchomości. „Usłużne” siły prawie, że zdołały go upłynnić. Pozbyto się sporego, historycznego księgozbioru, a fortepian ze wspaniale ozdobionej sali koncertowej na czwartym piętrze stał już w korytarzu przy wyjściu i czekał na wywózkę. Na szczęście wkroczyło do akcji Stowarzyszenie Polskich Kombatantów Koło Paryż i trochę zahamowało cały skandaliczny proces. Nie podaję tu nazwisk i tytułów osób niechlubnie zasłużonych, ale są one dobrze znane ogółowi polonijnemu, podobnie, jak nazwiska tych, którzy toczą bohaterską wręcz walkę o przetrwanie tego przyczółku polskości w Paryżu. Borykają się, przede wszystkim z brakiem środków, brakiem czasu i pomocy prawnej, która kosztuje krocie. Przez ostatnie pięć lat zbierają środki wspierając ochronę prawną.
Podobną powściągliwość odnośnie polskich akcentów można było zauważyć przy okazji wspomnianej w poprzednim dzienniku uroczystej polskiej mszy w Notre Dame. Polscy organizatorzy, nie zezwolili na żadne flagi narodowe, z repertuaru pieśni wycięto „Boże coś Polskę”, pomimo rozlicznych monitów. Tłumaczono się brakiem zgody władz katedry.
Byłem na uroczystej mszy i wysłuchałem pięknego i serdecznego pozdrowienia Rektora Notre Dame do zebranych. Ciepło przywitał Polaków, a szczególnie Pierwszą Damę, Martę Nawrocką. Mam więc wątpliwości…
Ta niewątpliwa eskalacja surowości wobec polskości uwidoczniona zastała w dokumencie wyprodukowanym przez telewizję PPTV z okazji tej uroczystości. Można go odnaleźć na Youtube: https://www.youtube.com/watch?v=yjbxZYlEllY
Dołączono w nim migawki z filmu z pierwotnej uroczystości wprowadzenia Matki Boskiej Częstochowskiej do kaplicy w Notre Dame w roku 2018. Obok obrazu widać dwie flagi biało – czerwone. Stoi też warta honorowa; dwóch żołnierzy Kompanii Honorowej Wojska Polskiego.
Na obecnej uroczystości Matka Boska i puste ściany, jeśli nie liczyć Rycerzy Zakonu św. Jana Pawła II-go, którzy doznali wielkiego zaszczytu wniesienia obrazu do kaplicy. Naprzeciw obrazu Pani Prezydentowa, też sama.
Nawiasem mówiąc, PPTV nie dostała akredytacji od polskich organizatorów! Może histeryzuję, ale mam wrażenie, że odbywa się „wygumkowywanie” śladów i objawów polskości w wielu wymiarach równocześnie, na wszelkich dostępnych frontach.
W ostatnim „Gońcu”, na pierwszej stronie: „Zakaz polskich flag w polskich szkołach sobotnich w Mississaudze”. Chyba się umówili! Tylko kto?
***
Po mszach wieczornych często wracamy na Bastylię piechotą. Można przemieszczać się wzdłuż Rue De Rivoli, nazwanej tak na cześć zwycięstwa Napoleona pod Rivoli w 1797 roku, gdzie rozgromił armię austriacką. Można też kierować się równoległą Rue Saint-Honoré. Rivoli, z jednej strony granicząca z parkiem Tuileries a dalej z samym Luwrem, ma po przeciwnej stronie ciąg arkad w których usadowiły się hotele, butiki i restauracje. Rue Saint-Honoré, wytyczona ponoć w wiekach średnich, odsunięta jest trochę od Luwru. Za to pełno przy niej wykwintnych sklepów z biżuterią, czy perfumerii. Przy jednym z hoteli uwagę zwraca kilka Rolls-Royce’ów w kolorze błękitu nieba. Na szybach widnieje napis „Tractopelle”.
Znowu grzebię w Internecie. Okazuje się, że to nazwa jakiegoś francuskiego zespołu rapowego z okolic Riviery i Monaco. Nawet o nich nie słyszałem.
***
Powoli się pakujemy. Pomimo wszelkich restrykcji zakupowych, obrośliśmy co nieco. Jedyna nadzieja to firma „Izabela Przewozy”; 30€ za 30-kilogramową paczkę do Polski.
Idziemy do Auchana, aby zakupić kartony „déménagement”. Pani Basia organizuje taśmę klejącą i niezmywalne mazaki. No i kupujemy wina. Kiedyś szampany w okresie przedświątecznym można było kupić za 10-12€, teraz minimalna cena w Auchanie wydaje się być 18€. Wybieramy więc też tańsze Crémants.
Auchan sprzedaje kartony różnych rozmiarów i udaje się dobrać taki, do którego zmieszczą się dwa pudełka po sześć win. Producenci wina używają różnych opakowań, najlepsze mają kartonowe przegródki między butelkami. Trzeba to tak spakować, aby nawet przy potrząsaniu butelki nie stykał się. Nie jest to zapewne stuprocentowa gwarancja, ale jakoś się udaje.
Kontakt od przewoźnika obiecuje odebrać paczkę z hotelu w Velizy. W piątek wieczorem podjeżdża van. Paczka dojedzie do Katowic w niedzielę, dwa dni później.
***
Nie mamy prezentu dla Teściówki! Tradycyjnie to kremy „Vichy”, sprzedawane w aptekach. Wiemy, że ceny tychże się różnią i że istnieje tu sieć tańszych aptek. Jedna z nich jest na końcowej stacji metra jedynki, La Défense. Kilka jest w centrum Paryża. Do tej na La Défense trochę nam z RER C nie po drodze. Wysiadamy na stacji Saint Michele – Notre Dame i wchodzimy na słynny bulwar.
Kupujemy kremy, ale Pani Basia chce jeszcze odwiedzić jeden sklep, który jest usytuowany idąc trochę dalej, w kierunku Ogrodu Luksemburskiego. To „Troifoirien”, taka francuska wersja „Dollaramy”. Sklep mniejszy, ale z interesującą zawartością. Jest tam też zawsze kilka rodzajów win i czasem można trafić na coś ciekawego. I jest; Vouvray Moelleux z 1997! Jest to wino słodkie, na bazie winogronowego szczepu Chenin Blanc. Niecałe 5€ za butelkę, czyli nic. Widać, że to końcówka jakiejś dostawy. Butelki mają po dwadzieścia osiem lat. Chenin Blanc znane jest z tego, że się świetnie starzeje, ale czy to będzie się jeszcze nadawało do picia? Kupujemy kilka butelek.
Wieczorem idziemy na pożegnalny obiad do Louise i Graema. Pani Basia wyrokuje, że weźmiemy jedną do spróbowania. Okazuje się, że kobieca intuicja znowu pokona gaussowski model ryzyka zakodowany w umyśle faceta… Wchodzimy do mieszkania znajomych, Louise zastawia stół. Pojawia się foie gras. Otwieram butelkę, korek się trochę łamie. Nalewam odrobinę wina do kieliszka. Złocisty, gęstawy płyn, o smaku miodu i fig, zaprawiony nutką goryczki podobnej do tej w najlepszych Tokajach Aszu z ziarenkiem pieprzu. Nie można było lepiej trafić.
***
40% dzieci w Polsce uczęszcza na „lekcje deprawacji”. Tusk chce uczynić je przedmiotem obowiązkowym. Ciekawe, że podobna liczba osób popiera koalicję. Czy jest tutaj jakaś korelacja, czy to przypadek? Czy to głębokie ideowe przekonania, czy bezdenna głupota i jej pochodne, czy coś jeszcze innego – nie wiem? W przypadku dzieci istnieje, może, element zaufania do nauczyciela albo wszechobecny brak czasu u pracujących obojga rodziców.
Okazuje się, że „edukacja zdrowotna” to tylko jeden z elementów lepienia z gliny następnego pokolenia. W niektórych szkołach pojawiła się właśnie ankieta unijna badająca stopień ubóstwa i inkluzywności wśród dzieci i młodzieży w wieku 8-17 lat. Jest tam pytanie o płeć dziecka i jedną z możliwych odpowiedzi jest „Inna”. Jest też pytanie o społeczność, do której ankietowany należy i jedną z możliwych odpowiedzi jest LGBTIQ+.
Warto spojrzeć na oryginalną stronę ankietową. Pojawia się tam odnośnik do unijnego dokumentu „European Child Guarantee”, oraz lista obszarów szczególnej troski unijnych urzędników. Cele w zasadzie szlachetne. Jeden z nich to „wystarczająco dobre warunki zamieszkania”. I tu się pytam; jakie mogą być sposoby zapewnienia dziecku takich warunków? No i nachodzi mnie myśl, że jeśli rodzice nie są w stanie to Unia jednak da radę, tyle, że może już bez rodziców!
Może warto abyśmy wrócili do Huxleya, a tym co jeszcze tego nie zrobili polecam jego „Nowy wspaniały świat”. Ciekawe, że w powieści pojawia się „Ośrodek Rozrodu i Warunkowania”. Wspomniana ankieta wysłana została przez Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej. Nazewnictwo równie intrygujące jak tamto powieściowe. Wychodzi na to, że jest nam coraz bliżej do „Republiki” Huxleya i można już teraz dowiedzieć się jak to niedługo będzie?
***
Pani Basią chodzi na basen w hotelu, jak może to nawet dwa razy dziennie i jeszcze na rowerek i „eliiptical” na siłownię. Basenu unikam, bo potem czuję się podziębiony, ale na rowerek i bieżnię Pani Basi wieczorami towarzyszę.
Dzisiaj wieczorem idzie kolejny raz na basen, więc wspominam, że do niej dołączę, choćby na leżaku pisząc tenże dziennik. Pani Basia komentuje, że to dobrze, bo poprzedniego dnia pokazał się na basenie jakiś facet. Założył majtki do pływania i przesiedział na fotelu pół godziny a potem sobie poszedł. Należy dodać, że basen znajduje się w pomieszczeniu zamkniętym – dostęp tylko z kartą hotelową – na poziomie minus jeden i gdy się jest jedyną osobą w wodzie, to można się poczuć w takiej sytuacji raczej nieswojo.
No i zjeżdżam windą do podziemi hotelowych. Zza drzwi, z wody, głosy konwersacji. Pani Basia wesoło rozmawia z jakimś mężczyzną. To Pan Z., ten sam który wczoraj przesiadywał tu, nie wiedzieć czemu, na plastikowym leżaku. Jest kierowcą autobusowym. Firma przewozowa wynajmuje w hotelu jeden pokój, który służy rotacyjnym załogom autokarów. Od słowa, do słowa pojawia się męski temat pt. „czego się napijemy?” Jakieś dwa tygodnie temu zaczepiliśmy w lobby innego kierowcę, ale tamten okazał się abstynentem. Pan Z. opowiada natomiast o „kawówce”. Umawiamy się na basenie na jutro.
Następnego wieczora schodzę na dół, już bez komputera, ale za to ze szklaneczką w kieszeni. Nasz nowy znajomy już jest, również oprzyrządowany no i z butelką tej „kawówki”. Mieszanina wódeczki i bimbru od kumpla, zaprawione odrobią kawowego likieru od żony. Świetne.
Wymieniamy się telefonami. Jakieś dwa tygodnie później okaże się, że wrócę delegacyjnie do tego samego hotelu. Tekstuję do Pana Z. On też będzie w okolicy. Dostaję wiadomość: „Wszystko, co mamy spróbować jest już gotowe”.
Leszek Dacko
PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU