Wielki Brat to taka postać/instytucja, w słynnej książce Georga Orwella ‘1984’. W historii tam opisanej, społeczeństwo jest pod ciągłym nadzorem, bo Wielki Brat czuwa, w imię naszego dobra oczywiście. ‘1984’ to opowieść fikcyjna, ale…

        W krajach komunistycznych była zakazana, i za jej czytanie, a nie daj posiadanie, groziła kara więzienia. Tak, książki mogą być groźne. Dlatego często reżimy totalitarno autorytarne je niszczą, nie wznawiają druku, czy wsadzają do ciupy nawet za czytanie.

        W Polsce w latach 70-tych (byłam wtedy pracownikiem naukowym mozolącym się nad doktorantem na Politechnice Wrocławskiej), miałam ‘1984’ tylko przez kilka dni. Nie zdążyłam przeczytać. Musiałam oddać bardzo zaufanemu następnemu w kolejce. Tym sposobem nie wiadomo było, kto był właścicielem książki, i kto przemycił ją z zachodu – była wydana przez paryski instytut wydawniczy ‘Kultura’. Dzisiaj mówi się, że to samo SB kolportowało te książki, aby sprawdzić kto trafi na listę. Sądząc po tym jak nas omamiono z Bolkiem Wałęsą (i to kto) to jest to całkiem możliwe.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Jakież było moje zdziwienie, gdy wkrótce po przyjeździe do Kanady, znalazłam tę książkę, i wiele innych będących na indeksie w komunistycznej Polsce, w sekcji książek polskich w publicznej bibliotece miasta Toronto. Ależ to była intelektualna uczta! Rekompensowała wszystkie niedostatki nowego życia emigranckiego.

        Do dziś sądzę, że Kanada, a Toronto w szczególności, ma jedną z najlepszych sieci bibliotek publicznych na świecie. Tylko korzystać, bo on-line zasobów jest coraz więcej.

        W dorocznym reporcie Departamentu Stanu US znalazł się też tygodnik, do którego przez ostatnie lata pisuję. Goniec, jego redaktor naczelny i wydawca zostali wymienieni osobiście. Zostało to zaraportowane w Kanadzie, a instytucją opisującą całe wydarzenie nie są służby wewnętrzne Kanady a organizacja Zakon Synów Przymierza znana wszystkim  w naszym środowisku jako B’nai B’rith. Informacje te są ogólno dostępne.

        Zasady, że o pewnych sprawach lepiej nie mówić nauczono mnie w komunistycznej Polsce. To wtedy nauczyłam się trzymać ‘mordę w kubeł’, nie myśleć za dużo, bo nawet zbrodnia myśli była karalna.

        Jak wspominałam, raport na Gońca jest złożony przez organizację B’nai B’rith (najstarszą światowa organizacją żydowską). W Polsce działała w okresie międzywojennym pod nazwą Zakon Braci Przymierza – Polin, aż do czasu dekretu prezydenta Mościckiego, który ją rozwiązał w 1938 roku. Podobnie jak i wszystkie loże masońskie. W Polsce zakon został reaktywowany w roku 2007. Trochę mniej jest informacji o B’nai B’rith w Kanadzie,  ale wiemy, że próbuje mieć wpływy i na naszym polonijnym podwórku.

        Jest to organizacja bardzo sprawna – prawdziwy ‘influencer’, i to od niej powinniśmy się uczyć jak walczyć z any-polonizmami.

        Szczegóły zarzutów pod adresem prezydenta Andrzeja Dudy, jak i Gońca były omawiane w zeszłym tygodniu w Gońcu, więc odsyłam czytelników do poprzedniego numeru. Doroczny raport Departamentu Stanu US jest dostępny także na internecie. Omawia on poszczególne kraje i regiony.

        I tam pod Polską można znaleźć informacje dotyczące Polski i prezydenta Dudy, a pod Kanadą te dotyczące Kanady i Gońca. Co jest w tym raporcie? Oczywiście tylko wierzchołek góry lodowej licznie zebranych materiałów. Bardzo ciekawie usystematyzowane informacje. Powiem: fascynujące.

        A ja poczułam się w pełni dowartościowana pisaniem do tygodnika, który został zacytowany w samym raporcie Departamentu Stanu US. Co prawda jedynie w formie pdf napisanego przez organizację Braci Syjonu, ale zawsze. I dostałam takiej weny, że pojawiło mi się mnóstwo planów dziennikarskich. Czasem taki zastrzyk jest potrzebny, szczególnie dla zdrożonej życiem i walką o chleb dziennikarki. Cieszy to, że jesteśmy czytani, i cieszy to, że zostaliśmy zakwalifikowani jako ‘influencers’ – ci którzy mają wpływ. Inaczej zostawiliby nas w spokoju. Dobrze, że jesteśmy czytani, i oglądani też.

        Były takie czasy, że za wypowiadanie prawdy było się karanym. Przyjechałam do Kanady w latach 80-tych i nie mogłam się nadziwić jak otwarcie krytykowano i naśmiewano się z Joe Clarka (premier w latach 1979-1980), potem z premiera Pierre Trudeau (nie mylić z obecnym premierem Kanady Justinem, który jest synem Pierra – ale w Kanadzie to nie jest nepotyzm).

        Moim zdaniem, Joe Clark  to jeden z najbardziej kompetentnych polityków Kanady. Wyzywano go, szydzono z niego, wyśmiewano. I nic. Nikt za to nie poniósł żadnej kary. Podobnie było z poprzednimi i następnymi premierami. Spróbowalibyście w czasach komuny, coś złego powiedzieć, ba pomyśleć o liderze partyjnym. Nazwisko takiego to się nawet wymawiało szeptem, żeby nikt nie zinterpretował źle. Historia komunistów podaje całą długą listę partyjnych kolesiów załatwionych na amen. Jednego nawet (Lwa Trockiego, właściwe nazwisko Lejba Bronstein) zaciukano czekanem aż w Meksyku w roku 1940.

        Na całe szczęście w Polsce już się można obawiać mniej za głoszenie prawdy. No chyba, że jest to prawda o zamachu na życie generała Władysława Sikorskiego (do dzisiaj utajniona w archiwach brytyjskich), zabójstwach wielu księży (pamiętajmy, że ci o których wiemy, to tylko wierzchołek góry lodowej), oraz strąceniu z nieba samolotu z prawie setką polskich elit politycznych (do dzisiaj nikt nie poniósł kary, choć wszyscy wiemy jak było). Ach, sytuacja się powtarza, bo niejaki Tusk powiedział, że to nie brzoza złamała skrzydło i rozrzuciła wszystko w promieniu 600 metrów, jak pokazują zdjęcia satelitarne, tylko ….trele morele. Najbardziej denerwuje mnie, jak jestem traktowana jak lud bez wykształcenia i obycia, do roboty tylko.

        Niemniej ucieszyłam się, że tygodnik, do którego obecnie pisuję, jest wymieniany w dorocznym raporcie Departamentu Stanu US. Dlaczego? Dlatego, że tym samym został zaklasyfikowany jak ‘influencer’ opinii.

        ‘Influencer’ to jest taka nowa funkcja przypisana tym, którzy mają duży wpływ na opinie, szczególnie na płaszczyźnie wirtualnej. Cieszy, że piszę do bardzo znaczącego tygodnika mającego wpływ. Jeśli tak, to i moje felietony i artykuły do takich się zaliczają. A to cieszy. Przecież każdy dziennikarz chce być czytany, a jeszcze lepiej kiedy jest czytany uważnie z potencjalną mocą wpływu na opinie. Przecież inaczej by o Gońcu nie pisano w specjalnej zakładce w formacie pdf w sekcji dotyczącej Kanady. A to już coś! Czytajcie, czytajcie, i dzielcie się. Naprawdę warto.

        A tak na marginesie, bardzo chciałabym doczekać dorocznego raportu polskiego z analizą krajów świata, wymianą dyplomatyczną w danym roku, a przede wszystkim z antypolonizmami. I bardzo bym chciała, aby któraś z działających już organizacji polskich nabrała rozpędu i przekształciła się w podobną organizację do Zakonu Synów Przymierza B’nai B’rith. Jeśli mamy się uczyć i kogoś naśladować, to uczmy się od najlepszych. Nota bene członkami B’nai B’rith magą zostać tylko osoby pochodzenia żydowskiego (ja tego nie wymyślam, to jest na wiki, i w wielu książkach). Więc i my moglibyśmy stworzyć podobny zakon z zastrzeżonym członkostwem. Co?  Mówicie, że by to nie przeszło? Bo jak? Antypolonizm też zaczyna być karalny, pomimo tego, że w Polsce dla udokumentowania tolerancji religijnej i etnicznej wybiera się, z braku dopiero odradzających się polskich elit, dalej komunistów, albo jakichś takich podobnych. To i co z tego? Czas to wszystko zmienić. Tak nie musi być zawsze tylko dlatego, że tak było od stuleci.

Alicja Farmus  12 kwietnia, 2021