Drugi raz z rzędu odbył się w parku Paderewskiego Bieg Niepodległości. Przyjechałem nieco spóźniony, ponieważ nie miałem butów do biegania i musiałem się zatrzymać żeby je dokupić. Przymierzanie, wyszukiwanie odpowiedniego fasonu zajęło mi trochę czasu. Przyjechałem w nowych trampkach. Parking pełny. Jakoś się wciskam między drzewo a inny samochód. Ciasno. Już jestem za drzwiami. Ulżyło, szybko do hali. Już śpiewają hymny. Przemówienia. Komendant Tomczak mówi o niepodległości i o zabitym przez lewicowych sędziów kapitanie Pileckim. Z okazji biegu będziemy odsłaniać tablicę przy drzewie posadzonym ku utrzymaniu pamięci o tym odważnym człowieku, który to pierwszy przekazał informacje, później przekazane aliantom, o tym, co się dzieje w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Przyjechali też politycy. Jest poseł do sejmu Ontario pani Kusendova. To jest teraz chyba jedyna polityk w sejmie Ontario która jest ładna, ma piękny uśmiech i tym uśmiechem się dzieli. Robi to niezależnie od tego, czy jest zimno, czy jest ciepło. Ona nie musi dużo mówić, a i tak wypada dobrze jako poseł. Wielu polityków to tragiczni ponuracy i mogłoby się uczyć od niej tego naturalnego kobiecego wdzięku i uśmiechu. Przemawia też minister zdrowia. Minister jest pochodzenia włoskiego. Mówi między innymi mówi, że Polonia winna trzymać się swojego języka i zwyczajów.

Nieraz, chociaż o tym nie wiemy, mówimy coś co podpowiada nam nadświadomość, albo inaczej Duch Święty. W tym wypadku, pan minister odnosi się zapewne do epidemii chorób psychicznych w Kanadzie. Jeszcze niedawno mówiło się o tym, że 10% mieszkańców Kanady ma schorzenia psychiczne. Dzisiaj mówi się o tym, że jest to 20%. Skąd taki przyrost? No właśnie. Może jest to związane z gwałtowną ateizacją, z odejściem od wiary, od Boga. Wiara jakoś układa zrozumienie otoczenia. Wiara porządkuje zrozumienie świata i uspokaja samego siebie. Spokojne myśli przynoszą ulgę mózgowi.

Ponad 20 lat temu koleżanka, pani Dr Ganowska, namówiła mnie na przeczytanie Pisma Świętego, ale tak od początku do końca. Zrobiłem to. I jaka naszła mnie refleksja? Gdybyśmy na przykład odłożyli na bok, że Pismo Święte jest nauką o Bogu i potraktowali zapisy Pisma jako zwykłą księgę, to co by nam ona podpowiedziała? Jedną z wielu refleksji było to, że Stary Testament jest przede wszystkim poradnikiem na zachowanie zdrowia fizycznego. Jest tam pełno informacji o tym, co jeść, kiedy jeść, jak przyrządzać mięsa, jak jeść różne potrawy, które potrawy jeść osobno, które można jeść w towarzystwie innych potraw, kiedy oczyszczać organizm głodówkami, itd.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Nowy Testament jest poradnikiem na utrzymanie zdrowia psychicznego. W Nowym Testamencie jest pełno porad na to, jak utrzymać się przy zdrowiu psychicznym. Jak uspokoić umysł.

Na przestrzeni wieków człowiek, szczególnie ten ze świata zachodniej cywilizacji, zaaplikował porady, mówiąc w przenośni, ze Starego Testamentu, nauczył się żyć zdrowiej fizycznie. Nie nauczył się jednak żyć zdrowiej psychicznie. Wręcz odwrotnie, chyba się cofnął w rozwoju, zanieczyścił swoje psychiczne środowisko w którym żyje. No bo jak inaczej traktować legalizację marihuany, czy też narkotyków, jak traktować przymus seksualnego nauczania dzieci?

Kilka razy rozmawiałem z młodymi rodzicami i ci powiedzieli mi, że gdyby mieli pieniądze to wysłaliby swoje dzieci do szkół prywatnych po to tylko, żeby ich dzieci nie musiały mieć zaśmiecanej głowy wychowaniem seksualnym. Ale tych pieniędzy nie mają.

Przemówienie pana ministra odczytuję tak, że małe społeczności, takie jak nasza polonijna, winny dla swego zdrowia trzymać się swoich wartości, a przede wszystkim trzymać się wiary i kościoła, bo to je uchroni przed epidemią chorób psychicznych, przed powolną degeneracją.



Przemawia też pan Tomczak, ale nie ten sam, inny, tym razem przewodniczący Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Przyjechał aż z Alberty, z Edmonton. Pokonał z 1,000 dolarów i kilka tysięcy kilometrów. A więc brawa! Modlitwa. Jest z nami dwóch księży. Odsłaniamy tablicę. Szybko, szybko, bo jest chłodno. Ustawiamy się do biegu. I trzy, dwa, jeden, start! Jest nas ponad 200. Biegnę. Zaczyna się dobrze, zaczynam wyprzedzać dzieci, najpierw takie 4 letnie, a później nawet i starsze. Dobrze, że jest mokro i się potykają. Muszę też uważać, żeby nie za bardzo pobrudzić sobie nowe buty, bo są tacy, co jak mnie mijają, to chlapią. Jeden taki z brzuszkiem krzyczy: proszę mnie przepuścić, bo ja do toalety! Przepuszczam go z ciężkim sercem. Ale to nie koniec. Trzeba uważać. Koło mnie biegną całe rodziny z dziećmi. Ci zajmują najczęściej całą szerokość toru. Jak ich przegonić? Trzeba odczekać aż ktoś się potknie, i wtedy myk po bandzie i do przodu. Ale rodzice są ambitni. Podnoszą swoje dzieci i na przód. A tu jeszcze nas filmują, ktoś puścił drona. Ranga imprezy wymaga, by się uśmiechać. W wciągam powietrze, kręcę więc głową, raz na prawo do drona, raz na lewo do kamer i aparatów. Kto wie, może zobaczy nas cała Polska. A tu nagle przejeżdża koło mnie rowerzysta z biało czerwoną flagą. Jego odpuszczam. Szkoda butów.

Ale są i inni którzy chcą mnie wyprzedzić. Głębszy oddech. Nie można się poddawać. Jest dobrze. Widzę zakręt, a na zakręcie kałużę. Ale obok linki jest suche miejsce. Jak będę pierwszy to dla tego, co biegnie koło mnie po prawej, nie będzie już miejsca, chyba że wybierze bieg przez kałużę. Mam szczęście, jeszcze dyszę, ale jakby lżej. Konkurent nie zaryzykował kałuży. Pewnie też zainwestował w nowe trampki. Zdobywam cenne ułamki sekund. I tak przebiegam jakieś 40 metrów. Niepokonany. Podbieg. A tam już, już widzę komisje z medalami. Łzawią mi oczy. Z powodu szybkości, chyba, a może i chłodu nawet widzę przez mgłę. Po lewo jest pan Tomczak (ten od KPK), w centrum pani Kusendova (ta najładniejsza w sejmie), i po prawo pan konsul, przedstawiciel polskiego rządu, czyli władzy. A po władzy, jak po każdym dobrym człowieku, nie wiadomo do końca czego się spodziewać. Inercję ciała kieruję w środek komisji. Za mną ten szybkonogi sześćdziesięciolatek. Nie odpuszcza twardziel. Może jest na dopingu, albo ma ucisk na pęcherz? W tym wieku nigdy nic nie wiadomo. Czuję jego oddech na moich plecach. Krew bije do mózgu, wzrasta ciśnienie. Przyśpieszam. Tam gdzie pościg, tam jest i wyścig. Zostało 10, no może 15 metrów. Wiatr, zimny wiatr wieje mi prosto w twarz i dodaje energii, znowu przyśpieszam. Słuszna decyzje. Ktoś mnie obejmuje, ktoś rzuca mi się na szyję! Przecieram oczy. Nie, to tylko zakładają mi wstęgę od medalu. Medal dobry. Bo ciężki. A po prawej, od strony władzy krzyczą, że zabrakło im medali. Aaaa, chciał się ścigać no to ma! Pobiłem rówieśnika i zdobyłem medal! Podwójne zwycięstwo.

Przeżywam spontaniczny samozachwyt. Adrenalina biję do mózgu. Na tym nie koniec. Jest jeszcze 100 metrów do pokonania. Trzeba się śpieszyć. Znowu przełykam ślinę i pędzę. Trzeba nadrobić stracone kalorie. Do bufetu. Tam czeka kiełbasa na kartki. Jak w stanie wojennym. Szczęśliwie w euforii nie zgubiłem darmowego przydziału, który dostał każdy startujący w biegu. Jestem już przy bufecie, trzymam się lady mocno, no nie dam się już odepchnąć. To dobra szkoła z PRL’u. Panie wolontariuszki, które, jak się okazało, przyjechały aż z dalekiego Milton dają. W Polsce na imprezach pierwszomajowych były pierogi, bigos, lub nawet krupnioki, a tu jest Polish sausage. Co kraj to obyczaj. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co władza da. Jest jeszcze herbata podgrzana. Mówią że z prądem. Trochę słabo. Ale trzeba wziąć poprawkę na, tych którzy przyjechali bez zapasowego kierowcy. Tak jak ja. Więc może i dobrze. Wężykiem Jasiu, wężykiem! Impreza podkreślona wężykiem. Niektórzy wyczuli bluesa. Przyjechali całymi rodzinami, z dziećmi, małymi i większymi. Intuicyjnie czują, że takie imprezy to jedyna szansa na bycie z całą rodzina bliżej polskości. W momencie, jak dzieci chwycą za komórki, możliwość zachęcenia ich do bycia Polakiem zmaleje drastycznie. Widziałem babcie, ich dzieci i wnuczków. Więcej takich imprez trzeba. Prawdziwa niepodległość zaczyna się w parku Paderewskiego.

Janusz Niemczyk