Nie mogę już więcej czytać o koronawirusie. A tym bardziej o nim pisać.  Ale nie mogę przestać. Dlaczego mnie ciągle straszą, że na jesieni nadciąga 2-ga fala, itp. Panie! Toż my nawet 1-szej nie mamy za sobą. I tak to już jest, że grypy, szczególnie pandemie, idą falami. Na przykład, grypa hiszpanka (zgarnęła około 100 milionów ludzi), miały trzy fale i trwała przez prawie trzy lata. Z innymi grypami było podobnie. To mówią dokumenty historyczne.

Więc nie bardzo rozumiem, dlaczego najwięksi eksperci – i światowi, i krajowi – nas tym straszą. Niech lepiej zadbają, abyśmy wiedzieli, co zrobić teraz, i jak się przygotować na przyszłość.

Dyrektor naczelny Wold Health Organization (WHO) Światowej Organizacji Zdrowia, Tedros Adhanom Ghebreyesus (z Etiopii)  pogroził  ‘Trust us, the worst is yet ahead of us’, co tłumaczy się na ‘wierzcie nam, najgorsze jest jeszcze przed nami’. Podobnie oświadczyła kanadyjska czołowa lekarka Theresa Tam, że w październiku będziemy mieć 2-gą falę. Ludzie! Myśmy jeszcze pierwszej fali nie przeszli, i nie wiadomo kiedy to będzie – ale wy też nie wiecie. Podobnie jak nie wiecie kiedy, i czy, będą następne fale, bo wirus SARS z 2003 nie miał drugiej fali, po prostu zniknął, czego też nie potrafią wytłumaczyć nasi eksperci.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Jednak bazując na historycznych danych, jest duże prawdopodobieństwo, że z COVID-19 będą następne fale. Tylko tego nikt na pewno nie wie. Tak nota bene, Kanadyjka Theresa Tam jest w zarządzie organizacji WHO. Ostatnio prezydent Trump zabrał tej organizacji subsydia w wysokości 140 milionów rocznie USD, twierdząc, że organizacja ta nie spełnia swojego zadania, bo między innymi nie poinformowała rzetelnie i na czas o faktycznym rozmiarze epidemii w Chinach.

To, że komuniści kłamią to akurat my wiemy, bo prawda dla nich jest relatywna, czyli jej nie ma. I tu zgadzam się z prezydentem Trumpem. To tyle o koronawirusie, bo pewnie większość, tak jak i ja, odczuwa już zmęczenie informacyjne, graniczące z atakiem histerii.

Ach, i jeszcze te maseczki. Raz nosić, raz nie nosić, raz szkodzą, raz pomagają. Widzicie sami, że trudno uciec od tego tematu, który przewrócił w perzynę to co znaliśmy kilka tygodni temu. A jakie będą tego reperkusje?  Nikt do końca nie wie.

Wiadomo jedynie, że bezrobocie wzrośnie do niespotykanych rozmiarów, turystyki praktycznie nie będzie, sztuka i kultura nie wiadomo jak przeżyją i kiedy wyjdą na prostą, dzieci i młodzież będą coraz większą część nauki pobierały on line, nastąpi załamanie rynku nieruchomości, liczba bankructw biznesowych i osobistych sięgnie nowych rekordów, dług publiczny wzrośnie do granic bankructwa, na przykład prowincji Ontario.

Ale ktoś na tym wszystkim zarobi. Ten kto pożycza nieustannie Kanadzie i naszym prowincjom pieniądze.

A co dajemy w zastaw? Wiecie, że nie ma pożyczek na ładne oczy. Czy dajemy w zastaw nasz kraj, nas samych? I czy ten ktoś, kto nam te pieniądze pożycza płaci podatek od zarobionych na nas odsetkach? W tym przypadku to chyba prawda, że pieniądz nie zna narodowości, więc jak nie ma granic to  nie płaci podatku dochodowego, bo nie ma komu. A kto nam te pieniądze pożycza? Zapytajcie swojego posła do parlamentu federalnego, member of parliament (MP). Ja wam mówię, że to Światowy Bank Centralny, albo jakaś jego gałąź na przykład Międzynarodowy Fundusz Walutowy (Intarnational Money Fund). Pożycza nam te pieniądze i nalicza od pożyczek odsetki, które my wszyscy płacimy, a których nigdy nie uda nam się spłacić. Nie wierzycie?  Sprawdźcie sobie.

A teraz przerywnik na odsapnięcie. Jest w naszym tygodniku stała rubryka: ‘Nasza poczta, nasze forum’. Zwykle zaczynam czytanie od komentarza Naczelnego Gońca (na końcu wydania), a potem przechodzę do listów. Listy dotyczą różnych rzeczy, ale najczęściej odnoszą się do tekstów zamieszczonych w poprzednich numerach. Zawsze mnie to ciekawiło, jak inni odbierają to co napisane. Inną grupą listów są listy analityczne tego co się dzieje dookoła. Szczególnie zdumiewa mnie dojrzały język korespondencji i jego bogactwo. W tych listach z reguły chodzi o coś bardzo ważnego, to i ekspresja bogata i język dosadny. Ludzie piszą listy, bo im zależy, dlatego są bardzo emocjonalni. Tym co olewają, pewnie nie chce się nawet czytać niczego, bo tam i tak nic nie ma – oczywiście ich skromnym olewającym zdaniem.

Więc tak w ostatnim numerze 17-tym jest perełka rekomendacji, kiedy autorka listu zaleca dwóm kanadyjskim politykom, aby poszli sobie do apteki i kupili gram mózgu. Bardzo dosadnie i punktowo. Wpisałam w moją bazę danych – może kiedyś użyję w podobnej formie. Inny list dotyczy wyborów prezydenckich poza granicami kraju – czyli nas. Czytałam z uwagą, zgooglowałam jeszcze pilniej i jak nic mi wychodzi, że nie wiem czy będę mogła skorzystać z przynależnego mi jako obywatelce Polski prawa wyborczego. Nic nowego, tylko jeszcze gorzej. Do tej pory można było brać udział w wyborach w PR na podstawie ważnego dokumentu podróży, czyli paszportu. Jeśli termin ważności paszportu wygasł dzień wcześniej, to do widzenia – już nie jesteście obywatelami polskimi i prawa do głosowania nie macie. A przecież to proste – jest PESEL – taki polski numer indentyfikacyjny. Czyż nie można na podstawie tego numeru PESEL potwierdzić, czy dana osoba jest obywatelem polskim czy nie? Widać nie można, a ja tego nie rozumiem, bom z chłopów.

No i oczywiście odległości. Przy bezpośrednim i osobistym głosowaniu i zaledwie kilku obwodach wyborczych (z reguły przy placówkach dyplomatycznych) i obywatelami polskimi rozsianymi po całej bardzo szerokiej Kanadzie, trudno z tego prawa wyborczego skorzystać. Ucieszyłam się, że wybory korespondencyjne zapewnią wszystkim, którzy chcą z tego prawa wyborczego skorzystać,  możliwość wzięcia w wyborach prezydenckich. Ale hola, hola!  Zaraza, samoloty nie latają, poczty pracują na zmniejszonych obrotach (albo wcale), brak personelu i woluntariuszy, którzy chcieliby spełnić wymogi przygotowywania, a następnie sprawdzania kart wyborczych, obliczania, i spisywania raportów, itp.  Wybory korespondencyjne mają szansę otworzyć wrota do pełniejszego uczestnictwa Polonii (oczywiście tej, która posiada numer PESEL a nie ważny dokument podróży, czyli paszport) w życiu kraju. I już miałam potraktować te wybory prezydenckie A.D. 2020 jako nie dla nas – Polonii. Ale nie, z mailu Klubu Seniora działającego przy Gminie 1-szej Związku Narodowego Polskiego w Kanadzie otrzymałam informację, że można dokonać wpisu do rejestru on-line. Zrobiłam, zweryfikowali, i zarejestrowali. Co prawda dalej nie wiem, kiedy są te wybory, i nie wiem jak mi będzie dostarczona karta do głosowania, i jak będę głosować, ale wiem, że jestem na liście do głosowania. I to już dużo w obecnym świecie ogólnego zawirowania.

Alicja Farmus