IPN można oskarżać o zniesławienie, “badaczy holokaustu” już nie

W artykule “Licencja na kłamstwo” Jan Piński przypomina na łamach “Najwyższego Czasu”, że procesy o zniesławienie wobec historyków zdarzały się już wcześniej w Polsce i nikt nie miał o to pretensji -“a wręcz przeciwnie. Piński komentuje nagonkę, jaką rozpętano w związku z wyrokiem skazującym polskiego sądu orzeczonym wobec Jana Grabowskiego i Barbary Engelking. Profesor Jan Grabowski i prof. Barbara Engelking muszą przeprosić 81-letnią Filomenę Leszczyńską, bratanicę opisanego w książce w ich książce „Dalej jest noc” sołtysa wsi Malinowo, Romana Malinowskiego, któremu zarzucili grabież i współodpowiedzialność za śmierć Żydów w czasie wojny.

Jednocześnie sąd odrzucił roszczenie o 100 tys. zadośćuczynienia od autorów.

Smutne jest to dodaje Piński, że „Gazecie Wyborczej”, która próbowała robić z autorów „Dalej jest noc” ofiary ataku ze strony pisowskiego państwa (w tej roli występowała Reduta Dobrego Imienia wspierająca p. Filomenę) nikt nie przypomniał głośno  jak to w 2008 roku Adam Michnik pozwał IPN za to, że podał nieścisłą informację o jego ojcu, iż został on przed wojną skazany za szpiegostwo na rzecz sowieckiej Rosji.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W rzeczywistości został on skazany za działalność na rzecz Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i za próbę zmiany przemocą ustroju Polski.

Nie trzeba specjalisty, aby wiedzieć, że KPZU, podobnie jak inne komunistyczne partyjki podlegające Moskwie, była narzędziem w rękach sowieckiego wywiadu wojskowego.

Mimo to Michnik domagał się 50 tys. zł oraz przeprosin w „Rzeczpospolitej” i na stronach IPN. Otrzymał tylko przeprosiny.

Wówczas, przy pomyłce znacznie lżejszego kalibru, „Wyborcza” nie uważała, że dochodzi do zastraszania badaczy IPN.

Niestety przed wyrokiem Sądu Apelacyjnego w tej sprawie będziemy mieć „powtórkę z rozrywki”. Pozostaje mieć nadzieję, że sędziowie nie dadzą się zastraszyć – konkluduje autor “Najwyższego czasu”