Na rzece – on the river. Niedawno pisałam o mojej rzece, kiedy to radośnie pływałam po niej na kajaku, w górę nurtu od South Kingsway do Blooru, a potem spływałam z powrotem do jeziora Ontario. Od listopada, bo mieliśmy jeszcze bardzo łagodną pogodę w listopadzie, oczekuję, aż lody puszczą i skoro świt ja i mój kajak popłyniemy dobrze nam znaną trasą. Każdy zakręt, każda zatoczka, ba prawie każde drzewo jest nam znane. Ja i mój kajak zrośliśmy się z tym pejzażem za czasów trwania pandemii. Mieszkam w prastarej dolinie rzeki Humber. Dolina kiedyś była wypełniona wodą, aż po brzegi, które dalej wznoszą się i ciągną po wschodniej i zachodniej stronie mojej ulicy na południe od Blooru, aż do ujścia rzeki do jeziora.

Mieszkanie w pradolinie ma swoje plusy: wichury tutaj rzadko  dochodzą. Zimą jest znacznie łagodniej niż na wysokich wałach, a latem oczywiście jest znacznie chłodniej. Jak w olbrzymim jarze. Do tego dochodzi bliskość jeziora, która łagodzi temperatury i w upalne lato, i w mroźną zimę. Mieszkam w takim małym mikroklimatcie, gdzie i opuncja przetrzyma zimę, i czerwony dąb, typowy tylko dla dębowej sawanny znacznie cieplejszego klimatu występuje.

No ale są i minusy. Doliną zawsze przebiegała droga. Od prawieków. Zanim jeszcze zaczęto podbijać Amerykę, tędy prowadziła drogą podróży z północy do jeziora Ontario. Droga ta z czasem przekształciła się w drogę pojazdów konnych, pociągów, a obecnie jest dość ruchliwą drogą biegnącą na południe od Blooru. Do szumu samochodów można się przyzwyczaić, a do tyłu domu i rozległego ogrodu przechodzącego w grzęzawisko hałas ulicy prawie nie dochodzi. Do niedawna były też problemy z odbiorem fal bezprzewodowych (wi-fi) i telefonów komórkowych. A rzeka Humber, albo to co z niej zostało, dalej płynie starym rozlanym i leniwym korytem.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Zeszłego lata dzieliłam się często radością wodnych wojaży na kajaku po rzece Humber. To tutaj na krótkim odcinku (około 4 km)  w górę rzeki do Blooru, spotyka się wyjątkową roślinność oraz wodne ptactwo, między innymi całe stada kormoranów, naliczyłam 12 gatunków kaczek, gęsi, czapli, i różnych innych śpiewaków. A ptactwo najpiękniejsze trele wyśpiewuje o świcie.  To mój ulubiony czas. W zeszłą niedzielę wybrałam się na popołudniowy spacer. Po drodze zaszłam do przystani, gdzie spuszczam kajak. Tego roku, w weekendy nie wolno wjeżdżać do High Parku, więc jest większy ruch na zamarzniętej Humber. Całe tabuny ludzi jeżdżą na łyżwach, spacerują, grają w hokeja, nawet jeżdżą na rowerach. Przespacerowałam moją ulubioną trasą wodną, tym razem po zamarzniętej rzece, do Kingsmill Park. Co za wspaniały spacer! Podziwiałam zmieniony pejzaż tego co na pamięć znam z pływania. Zakręty i meandry rzeki są takie same, tylko inaczej wystrojone. Ponad połowa zimy już za nami. Już wkrótce – za miesiąc, dwa? – znów popłynę moją rzeką przez znane na pamięć meandry.

Dobrze umieć się cieszyć z tego co mamy.  A to co nas otacza w Toronto, w Ontario i w Kanadzie jest niepowtarzalnie piękne. Korzystajmy z tego, bo już siarczysty groźny mróz zaczął swoją podróż na północ. I czekając  na powrót kormoranów nad rzekę, przygotujmy się i my na wiosenne odnowienie.

MichalinkaToronto@gmail.com