Paweł Musiałek wyjaśnia, dlaczego polski rząd nie otrzymał wsparcia finansowego z UE na uchodźców wojennych

  • Przymusowej relokacji nie chcą sami Ukraińcy przebywający w Polsce. Większość z nich deklaruje chęć powrotu na Ukrainę.
  • Rząd w piśmie do Komisji Europejskiej szacuje, że do końca roku na utrzymanie aktualnej liczby uchodźców potrzeba ok. 11 mld euro.
  • Uruchomieniu nowych funduszy na pomoc uchodźcom sprzeciwia się część państw będących płatnikami netto do unijnego budżetu.
  • Nawet polityczna decyzja o odblokowaniu Polsce środków z KPO nie oznacza, że unijne miliardy będzie można wydać na pomoc uchodźcom.

        Wypowiedź prezesa PiS-u, Jarosława Kaczyńskiego, że „należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy”, wprowadziła niepotrzebny szum informacyjny. Od początku wojny na Ukrainie Polska zabiega o unijne środki finansowe na pomoc dla uchodźców. Coraz intensywniej otwarcie komunikuje rozczarowanie brakiem efektów na arenie międzynarodowej. Rząd słusznie podkreśla, że zasadne są nowe fundusze, a nie przesunięcia z już rozdysponowanych środków. Polsko-niemiecki apel o ich uruchomienie pozostaje jednak bez pozytywnej odpowiedzi Komisji Europejskiej, która wskazuje na możliwość wydatkowania pieniędzy z już istniejących źródeł.

        Jak wynika z analizy Centrum Analiz i Badań Unii Metropolii Polskich skupiającej 12 największych miast, w Polsce mieszka prawie 3,2 mln Ukraińców, z czego ponad połowa przyjechała do naszego kraju już po wybuchu wojny. To pierwsze badanie oparte zarówno o rejestr PESEL (już ponad mln Ukraińców go dostało), jak i geotrapping, czyli analizę danych użytkowników urządzeń mobilnych, pozwalających określić m.in. język telefonu. Autorzy raportu przekonują, że w efekcie migracji ukraińskiej populacja funkcjonalnych obszarów metropolitalnych Warszawy wzrosła o 15%, Katowic o 33%, Gdańska o 34%, a Rzeszowa o ponad połowę – 54%.

6 argumentów przeciwko relokacji

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Tak wielka liczba nowych osób to ogromne wyzwanie dla polskiego państwa. Czy w związku z tym rozwiązaniem powinno dojść do relokacji uchodźców do innych państw UE?

        Stanowisko polskiego rządu od początku wojny na Ukrainie jest niezmienne. Nie podnosi on kwestii przymusowej relokacji uchodźców z Ukrainy do innych państw UE. Z kilku przyczyn należy uznać to za w pełni zrozumiałe.

        Po pierwsze, Polska sprzeciwiała się systemowi przymusowej relokacji uchodźców po 2015 r., więc podniesienie kwestii relokacji uchodźców z Ukrainy podważałoby wiarygodność argumentacji, którą rząd podnosił w 2015 r. Polegała ona przede wszystkim na wskazywaniu na nieetyczność relokacji – oznaczałaby ona działanie przymusowe względem uchodźców i tym samym ograniczenie ich podmiotowości. Inna wątpliwość z tym związana tyczy się oczywiście potencjalnej skuteczności przymusowej relokacji między państwami strefy Schengen, w której uchodźcy mogliby łatwo przemieszczać się zgodnie ze swoją wolą.

        Po drugie, aktualnie presja migracyjna wyraźnie osłabła w wyniku sytuacji na froncie wojennym. Obecnie liczba przyjeżdżających i wyjeżdżających z Polski na Ukrainę jest podobna. Można uznać, że w tym momencie relokacja nie jest niezbędna. Pod znakiem zapytania stoi jednak, czy ta stabilizacja ma charakter trwały.

        Po trzecie, jako wspólnota jesteśmy w stanie poradzić sobie z wyzwaniem, jakim jest obecna liczba uchodźców z Ukrainy w Polsce. Przekonanie to wynika przede wszystkim z wysokiego poparcia społecznego w Polsce dla przyjmowania uchodźców, a także pomocy ze strony Polaków, którzy w istotnym stopniu odciążyli państwowe instytucje poprzez bezpośrednie wsparcie finansowe, noclegowe i rzeczowe osób uciekających przed wojną. Można założyć, że nawet jeśli duża część uchodźców zostanie w Polsce na stałe, to będzie to, co do zasady, akceptowane przez Polaków z uwagi na względną bliskość kulturową, potrzeby rynku pracy i trudną sytuację demograficzną Polski. Oczywiście nie wyklucza to potencjału wystąpienia pewnych napięć wynikających chociażby ze struktury aktualnej fali migracyjnej, o czym pisał na naszych łamach niedawno Michał Gulczyński.

        Po czwarte, już działają mechanizmy przepisów o ochronie tymczasowej, pozwalające uchodźcom z Ukrainy na swobodny wybór państwa UE, w którym mogą zarówno znaleźć pomoc humanitarną, jak i możliwość podjęcia pracy. Dobrowolna relokacja jest skuteczna. Szacuje się, że ok. 1/4 przybyłych do Polski uchodźców z Ukrainy już wyjechała lub zamierza docelowo wyjechać do innych państw, głównie UE.

        Po piąte, relokacja przymusowa w UE wywołałaby duży opór w tych państwach, które nie są chętne, by wprowadzić takie rozwiązanie. Wiele krajów Unii (szczególnie po doświadczeniach kryzysu z 2015 r.) zaostrzyło politykę migracyjną.

        Po szóste, przymusowej relokacji nie chcą także sami Ukraińcy przebywający w Polsce. Większość z nich deklaruje chęć powrotu na Ukrainę po zakończeniu działań wojennych, a Polska jest państwem, z którego najszybciej mogą się przemieścić do ojczyzny.

Polska chce nowych pieniędzy, Unia wskazuje na te niewydane

        Najlepszą i właściwie niezbędną metodą wsparcia Polski jest przekazanie nam unijnych pieniędzy na cele związane z kryzysem uchodźczym. Jakkolwiek cały szereg przytoczonych wyżej argumentów wskazuje, że mamy potencjał, by poradzić sobie z falą migracji zza naszej wschodniej granicy, to bez wątpienia państwo podoła temu wyzwaniu tylko wtedy, gdy będzie je na to stać.

        Skala potrzeb jest ogromna i rośnie z każdym dniem, bo dotychczasowe ponadstandardowe zaangażowanie obywateli, urzędników i samorządowców w naturalny sposób się wypala. Gdy kończy się etap heroicznej pomocy i entuzjazmu, potrzebna jest instytucjonalizacja i profesjonalizacja polityki pomocowej, a to wymaga przede wszystkim pieniędzy.

        Polska zabiega od początku wojny o środki finansowe na pomoc uchodźcom. Coraz intensywniej otwarcie komunikuje rozczarowanie brakiem efektów na arenie międzynarodowej. Niepotrzebny szum informacyjny w tej kwestii wprowadził wywiad wicepremiera Kaczyńskiego, który zadeklarował, że „należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy”. Rząd słusznie podkreśla, że zasadne są nowe środki, a nie przesunięcia z już rozdysponowanych funduszy. Zadowolenie się takim rozwiązaniem oznaczałoby bowiem, że środki dla uchodźców będą transferowane kosztem innych planowanych projektów i inwestycji.

        W niemiecko-polskim piśmie do Komisji Europejskiej z marca bieżącego roku zaproponowano zryczałtowanie finansowanie z budżetu UE w wysokości tys. euro na jednego uchodźcę z Ukrainy przez pierwsze pół roku. Po tym okresie Bruksela miałaby zweryfikować skuteczność tego mechanizmu. Jak dotąd polsko-niemiecka propozycja nie spotkała się z pozytywnym odzewem Komisji Europejskiej.

        KE argumentuje, że nie ma sensu tworzyć nowych instrumentów pomocowych, gdy nie są w pełni wykorzystane dotychczasowe możliwości finansowe. W tym kontekście wskazuje na możliwość zaangażowania:

        1) środków z Funduszu Spójności na lata 2014-2020, które nie zostały dotychczas wykorzystane (7 mld euro) oraz programów Europejskiego Funduszu Pomocy Najbardziej Potrzebującym (FEAD); środki z Funduszu Spójności mogą być wydatkowane na sfinansowanie schronienia, żywności i opieki zdrowotnej, w tym na dodatkowy personel; Europejski Fundusz Pomocy Najbardziej Potrzebującym (FEAD) wspiera z kolei działania mające na celu zapewnienie podstawowej pomocy materialnej, w tym żywności, odzieży i innych niezbędnych artykułów osobistego użytku;

        2) środków programu ReactUE (10 mld euro) na lata 2020-2023, które mają służyć odbudowie gospodarki UE po pandemii; fundusze mogą być wykorzystane do wsparcia projektów mających na celu niesienie pomocy osobom uciekającym z Ukrainy zgodnie z ogólnym celem odbudowy po pandemii, a także spożytkowane przez państwa członkowskie do zwiększenia przydziału środków na programy wspierane z FEAD w celu zapewnienia podstawowej pomocy materialnej;

        3) środków Funduszu Azylu, Migracji i Integracji (AMIF) na lata 2021-2027 oraz funduszy w obszarze spraw wewnętrznych na lata 2014-2020 (420 mln euro); z nich będzie można finansować obiekty recepcyjne, w tym specjalistyczne wsparcie dla osób wymagających szczególnej opieki oraz zarządzanie procedurami azylowymi.

Odblokowanie KPO nie rozwiąże problemu

        Na razie polski rząd nie poinformował, czy skorzystał z dostępnych środków ani czy o nie w ogóle wystąpił. Nieoficjalnie wiadomo, że trwają przygotowania do ich absorpcji. M.in. na wniosek Polski KE dokonała uproszczeń proceduralnych, które zwiększają elastyczność w wydatkowaniu niewykorzystanych dotąd środków z wymienionych funduszy.

        Rząd naciska na KE także w sprawie odblokowania środków na realizację Krajowego Planu Odbudowy. Argumentuje to m.in. właśnie koniecznością przeznaczenia części tych pieniędzy na pomoc uchodźcom i związane z tym wyzwania stojące przed państwem.

        Należy jednak pamiętać, że nawet polityczna akceptacja KPO nie oznaczałaby możliwości szybkiego sfinansowania działań na rzecz uchodźców. Na udzielenie zaliczek na poszczególne projekty jest już za późno, więc środki z KPO będą mogły być wypłacone dopiero po osiągnięciu kamieni milowych zawartych w KPO. Poza tym KPO zostało przygotowane przed wojną na Ukrainie i nie zawiera projektów, z których mogliby skorzystać uchodźcy.

        Narrację rządu można by obronić tylko przy założeniu, że otrzymanie środków z KPO zwiększa przestrzeń do zadłużenia państwa, co z kolei pozwoli na przeznaczenie większych pieniędzy na radzenie sobie z kryzysem uchodźczym. Kwestia zadłużenia jest istotna, ponieważ ostatnia sprzedaż państwowych obligacji jasno wskazała, że kolejne zaciągane zobowiązania stają się coraz droższe.

        Trudno przewidzieć, czy Polska otrzyma dodatkowe środki, które nie będą pochodzić z już przyjętych funduszy. Kluczowym argumentem przeciw jest opór wobec powoływania nowych funduszy ze strony części państw członkowskich – płatników netto do unijnego budżetu. Kraje te uważają, że jesteśmy na początku okresu budżetowego z ogromnymi środkami dla całej UE wynoszącymi łącznie ok. 1,9 bln euro, więc w tej kwocie powinny zostać znalezione pieniądze przeznaczone na pomoc uchodźcom. Problem unijnych pieniędzy musi być dla polskiego rządu priorytetem, ponieważ wydatki związane z przyjęciem uchodźców znacząco obciążają krajowy budżet.

        Ograniczając się tylko do kwestii finansowych, należy podkreślić, że ok. 2 mln uchodźców oznacza duże zwiększenie kosztów usług publicznych, w tym edukacji, opieki żłobkowo-przedszkolnej, ochrony zdrowia, transportu i administracji. Spore obciążenie są także koszty zakwaterowania i wyżywienia w prywatnych domach finansowanych z budżetu. Do tego trzeba doliczyć wydatki socjalne, w tym głównie w ramach programu „Rodzina 500 plus”.

        W piśmie wysłanym do Komisji Europejskiej rząd oszacował, że koszt utrzymania obecnej liczby uchodźców do końca roku wyniesie ok. 11 mld euro, a w przypadku zwiększenia fali uchodźców do 5-6 mln – ok. 24 mld euro.

        Wskazane koszty dotyczą jedynie tych, jakie finanse publiczne ponoszą z tytułu kosztów wsparcia uchodźców. Należy jednak pamiętać, że to niejedyna forma pomocy dla Kijowa. Nie licząc bezprecedensowej aktywności dyplomatycznej, Polska wysłała pomoc wojskową o wartości 7 mld zł. Do tego wspieramy Ukrainę także humanitarnie i logistycznie, umożliwiamy chociażby eksport jej produktów przez teren Polski. Do tego trzeba doliczyć wiele osób, które przez nasz kraj przejeżdżały, gdy kierowały się do innych państw. Do powyższego wyliczenia trzeba by dodać także zaangażowanie środków prywatnych, zarówno gospodarstw domowych, jak i firm, które masowo udzielają pomocy.

Bezprecedensowa pomoc Polaków zasługuje na bezprecedensowe wsparcie UE

        Warto podkreślić, że pomoc Polski została doceniona przez samych Ukraińców. W sondażu przeprowadzonym przez Info Sapiens na Ukrainie 90% ankietowanych uznaje wsparcie ze strony Polski za wystarczające. W przypadku USA wskaźnik ten wynosi 54%, Niemiec – 24%.

        Czy ogromne koszty mogą być zrekompensowane pozytywnym przyjazdem Ukraińców? Obecnie zatrudnienie znalazło już 100 tys. uchodźców, co w porównaniu do innych kryzysów jest dobrym wskaźnikiem. Nie zmienia to jednak faktu, że zdecydowana mniejszość osób przybyłych do Polski z Ukrainy będzie w stanie się samodzielnie utrzymać i wniesie wartość dodaną do polskiej gospodarki. Negatywny bilans, szczególnie w horyzoncie krótkoterminowym, pogłębiają także rosnąca inflacja i spadek gospodarczy, który dotknie całą Europę.

        Co prawda, niski poziom bezrobocia (ok. 3%) wskazuje na dużą chłonność rynku pracy, ale struktura uchodźczej migracji (dominacja kobiet wśród dorosłych) nie jest dopasowana do potrzeb rynku pracy.

        Kluczowe wakaty znajdują się bowiem w sektorach, gdzie dominują mężczyźni (przemysł, logistyka, budownictwo, rolnictwo, IT) i gdzie deficyt miejsc pracy został pogłębiony poprzez powrót na Ukrainę części mężczyzn pracujących w Polsce przed wojną. Poza tym duża część uchodźców nie jest w stanie podjąć pracy ze względu na opiekę nad dziećmi, co oznacza, że przynajmniej przez jakiś czas będzie to stanowić obciążenie dla finansów publicznych.

        Wojna na Ukrainie to bezprecedensowe wydarzenie w historii Europy. Polska tak jak w czasie II wojny światowej znów znajduje się w centrum wydarzeń. Tym razem na szczęście działania militarne nie są prowadzone na naszym terenie. Niemniej bliskość pola walki sprawia, że Polska ponosi ogromne koszty tej wojny. Bezprecedensowa pomoc, jaką oferujemy Ukrainie i Ukraińcom, powinna spotkać się z równie bezprecedensową pomocą finansową ze strony UE. Dziś jest ona dalece niewystarczająca.

Paweł Musiałek

        za Klub Jagielloński