Świat kręci się, maciora trufli szuka, a władza to bezczelność. Przepraszam, nie bezczelność. Naczelność. I vice versace: naczelność to władza. I to jaka.

“Przedstawiona przez prezesa PiS propozycja podniesienia wysokości świadczenia 500+ zadziałała jak otwarcie puszki Pandory” – pisze Chrabota Bogusław, redaktor naczelny dziennika “Rzeczpospolita”, w komentarzu zatytułowanym: “Lekcja społecznej hipokryzji”. Zwyczajna zwyczajność można powiedzieć – i co do hipokryzji, i w odniesieniu do żony Epimeteusza. Zwyczajna zwyczajność i oczywista oczywistość. Do tego miejsca Chrabota trzyma poziom. Jednakowoż dalej stoi tak: “Kto przeciw? Niemal symbolicznie PSL i na twardo Konfederacja. Czy ktoś tu myśli o gospodarce? Chyba nikt, choć motywy sprzeciwu Konfederacji nie są do końca jasne”.

        Zaiste, bezczelność to władza. Przepraszam, bezczelność nie. Naczelność. Naczelność to władza. Nota bene: pies kąsał obiektywizm publicysty, wszak żaden publicysta neutralny czy bezstronny być nie musi. Czy tam obiektywny. Obiektywizm to mit i obowiązkowy nie jest. Znamy natomiast pojęcie rzetelności, którą nasz antybohater Chrabota omija łukiem tak szerokim, że nie objęłaby go delta Amazonki – nie założymy przecież, że naczelny “najbardziej opiniotwórczego medium dekady” nie ogarnia intelektualnie “motywów sprzeciwu Konfederacji”. Moim zdaniem ogarnia, wszelako ewentualny udział wzmiankowanego ugrupowania w sprawowaniu władzy najwyraźniej nie mieści się rednaczowi “Rzepy” w rozumie. O co zatem chodzi, zdaniem Chraboty? Chodzi: “O władzę, czyli o głosy. Szkoda tylko, że w cieniu walki o elektorat w siną dal odchodzi perspektywa szybkiego wzrostu polskiej gospodarki. A z nią nasze ambicje i sny o zamożnej Polsce”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        O, to, to. Właśnie. “Nasze”. Wasze. Ich. Ambicje i sny. Mówiłem, że bezczelność to władza? Czy tam naczelność? I wcale mi nie do śmiechu.

***

        Kiedy królowi Sparty zarzucono, że spośród Greków nie wyróżnia się niczym poza dostojeństwem należnym hegemonom, Leonidas odparł: “Gdybym nie wyróżniał się niczym i nie był od was lepszy, rządziłbym najwyżej stadem trzody. Tymczasem władam Spartą”. Od riposty Leonidasa minęło parę lat. Upadła Sparta, upadł Rzym, wieki średnie przeminęły wraz z uniwersytetami i scholastyką, oświecenie wywróciło człowiekowatym rozumy na lewą stronę, dalej rewolucja francuska wyrżnęła miliony, dowodząc w praktyce, że mordowanie współobywateli na skalę masową przeprowadzić łatwiej niż sądzono w czasach sprzed epoki gilotyn, dalej Hitler ze Stalinem pochwalili się, jak uśmiercać wrogów w trybie przemysłowym, dalej Pol Pot wyjaśnił światu, że w procesach kulturowej barbaryzacji metoda przemysłowa niekoniecznie wypada najefektywniej, boć nie tylko w społeczeństwie agrarnym, ale w ogóle, czerepy bliźnich nieodporne są nawet na prostackie motyki. I tak dalej, i tak dalej. Aż do Krymu, Donbasu i całej reszty Ukrainy – a wszystko powyższe na podłożu “projektu demokracja”. Ze skrwawionych ziem globu ziemskiego, jak długi, szeroki i zrozpaczony widokiem horyzontu po kres zapaćkanego ludzką głupotą. Deficytem odpowiedzialności. Szaleństwo widoczne na pierwszy rzut oka. Czy tam na rzut beretem, bo blisko, coraz bliżej.

        Mimo to demokracja zakwitła, by tak rzec: cudownym kwieciem różnorodności. Co widać z kolei nawet bez rzucania czymkolwiek, dokądkolwiek. I co z nią teraz robić? Znaczy z demokracją? Pokochać rozkwitłą? A czy demokracja współczesna pokochać i kochać pozwoli się w ogóle? Czy to aby nie jest już kobieta upadła? I uschła?

        Nie ma miłości bez zapatrzenia, mówią, i od czegoś trzeba zacząć, tak? Patrzmy zatem. Cóż widzimy? Że otaczają nas postacie poubierane w szlafroki frazesów. Że to dziś ciągle nie wszyscy wprawdzie, lecz większość. Ogromna część. Że reszta także zdaje się przypominać kabareciarzy, poprzebieranych w dziecięce piżamy i występujących na scenach theatrum mundi; wchodzą, wypowiadają wyuczone kwestie i znikają. Że ci o drobne oczko inteligentniejsi od pozostałych, pluskają się w fałszu retoryki, pozostałym ochlapując mydłem oczy. Wreszcie, że wymienieni należą do nader pospolitego w Polsce gatunku, w którym charakterystyczne prostactwo i pyszałkowatość eksplodują w przestrzeni publicznej chełpliwością i nonszalancją, tak zadziwiającą ludzi rozumnych. Ignorancja z arogancją wprost oszałamiające. I te ich bezdenne tupeciarstwo spod sztandarów postępu i nowoczesności, rozumianych na lewo od przyzwoitości.

        Ależ wściekłość mną targa, pora najwyższa podsumować: umysłowa hołota, zaniedbana intelektualnie w stopniu przerażającym. Osły przywiązane do palików. Ślepe muły z głowami w telewizorach. Krowy w koniczynie. Horda z kretesem zdemoralizowana, zadeptująca świat ubłoconymi gumofilcami, ze słomą wystającą z cholewek w ilościach niewidzianych nawet w czasie żniw, z jakąż przerażającą dumą obnosząca kardynalne braki moralne. Jednym słowem: demokracja.

***

Zapytajmy takich na koniec, co to aksjologia i z czym to jeść. Usłyszymy, że owszem, że aksjologia smaczna jest, byle nie przesadzać, kęs po kęsie, z dodatkiem musztardy. I koniecznie widelczykiem.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl