Wszystko zaczyna wskazywać na to, że skończyły się żarty i zaczynają się schody.
Zwolennicy prezydenta-elekta Karola Nawrockiego przeżyli tydzień euforii – ale starsi i mądrzejsi najwyraźniej uznali, że tydzień wystarczy  – a teraz ma nastąpić bolesny powrót do rzeczywistości.

Wprawdzie Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje chyba zabroniła obywatelu Tusku Donaldu forsowania przed II turą wyborów wariantu rumuńskiego z wykorzystaniem bezpieki – chociaż wszystko było już przygotowane  – ale widocznie w Berlinie musieli dojść do wniosku, że amerykańskie pomruki na rzecz obywatela Nawrockiego Karola to nic ważnego, bo nadal obowiązuje pozwolenie, jakiego Józio Biden udzielił Niemcom na urządzanie Europy po swojemu.

Toteż jak tylko opadł kurz po porażce obywatela Trzaskowskiego Rafała, warszawski Judenrat, wierny leninowskim normom życia partyjnego dotyczącym organizatorskiej funkcji prasy, zaczął bombardować opinię publikacjami o “cudach” nad urnami. Wynikało z nich, że “cuda” zdarzyły się w rozmaitych komisjach.
Na takie dictum, jak na sygnał znajomej trąbki, poderwał sie na równe nogi pan mec. Ryszard Kalisz, który zażądał posiedzenia Państwowej Komisji Wyborczej, poświęconego tym “cudom” – I takie posiedzenie zostało zwołane na 9 czerwca na godzinę 17.00. “Lecz tymczasem na mieście inne były już treście” – bo rankiem okazało się, że “posiedzenia” to nie będzie – ale Komisja jednak się “spotka”. Jak takie spotkanie nazwać – oto pytanie – bo “posiedzenie” jest wtedy, jak Komisja siedzi. A jak może wyglądać “spotkanie”? Tego nikt jeszcze nie wie, więc nie jest wykluczone, że podczas “spotkania” wszyscy członkowie będą stali niczym na weselu – i to jest ta konstytucyjna różnica.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Tak czy owak, wygląda na to, że czy to w następstwie “posiedzenia”, czy też “spotkania” – PKW nakaże ponowne przeliczenie głosów – nie wiadomo tylko, czy w niektórych komisjach – czy też – w całej Polsce – czego oczekiwałby np. Leszek Miller.
W tak zwanym międzyczasie do Sądu Najwyższego spływają “protesty wyborcze”, którymi – no właśnie – która izba SN powinna się zająć?

Teoretycznie powinna je rozpatrzyć Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych – ale ona nie jest “uznawana” za sąd ani przez vaginet obywatela Tuska Donalda, ani przez Judenrat, ani przez Reischfuhrerin Urszulę Wodęleje, ani wreszcie – przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu.
Toteż prof. Zbigniew Safian, ongiś sędzia tegoż Trybunału wysunął “koncepcję”, że “najlepiej” by było, gdyby te protesty rozpatrzyła Izba Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN.

Od razu pojawiły się na mieście fałszywe pogłoski, że sędziowie tej Izby, jeden w drugiego są konfidentami, jak nie WSI, to ABW, w związku z tym można na niej polegać.
Jak tam będzie – tak tam będzie – ale gołym okiem widać, że przygotowania do przeforsowania “wariantu rumuńskiego” idą pełną parą, toteż nawet pan prezydent Duda skapował, że ktoś chce te wybory prezydenckie w Polsce “przekręcić”. Gdyby różnica nie wynosiła 1,78 proc. tylko np. 10 proc, to “przekręcenie” byłoby trudniejsze, chociaż dla chcącego nie ma nic trudnego, zwłaszcza w sytuacji gdy różnica nie jest aż tak duża.
Czy w związku z forsowaniem “wariantu rumuńskiego” pojawia się obawa przed jakimiś rozruchami na wypadek, gdyby ponowne przeliczenie głosów zakończyło się zwycięstwem zatwierdzonego kandydata w osobie obywatela Trzaskowskiego Rafała?
W Rumunii były – aż do dymisji musiał podać się premier – więc na wszelki wypadek, w ramach programu pilotażowego,  bodnarowcy wsadzili do aresztu wydobywczego dwóch przedstawicieli “Rodaków-Kamratów” w osobach panów Olszańskiego i Osadowskiego. Ciąży na nich grubo ponad 140 zarzutów, tak zwanych “poważnych”, więc samych świadków, których – jak to zauważył Rejent Milczek – nie brak na tym świecie, będzie pewnie kilka tysięcy, a w tej sytuacji obydwaj “Kamraci” spędzą w areszcie wydobywczym co najmniej 2 lata – aż odbędą się wybory parlamentarne. Więc ich wsadzono z wielkim przytupem – I co? I nic. Żadna Schwein walcząca o prawa człowieków za nimi się nie ujęła – co może stanowić zachętę do dalszych śmiałych posunięć na drodze forsowania wariantu rumuńskiego.

A przecież na przeliczaniu głosów może się nie skończyć – zwłaszcza gdyby mimo to obywatel Rafał Trzaskowski jednak nie wygrał.
Otóż art. 130 konsytucji stanowi, że prezydent obejmuje urząd po złożeniu wobec Zgromadzenia Narodowego przysięgi. To Zgromadzenie   zwołuje marszałek Sejmu. A co będzie, jeśli Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje nie udzieli mu stosownego pozwolenia? Wiecie, rozumiecie, Hołownia, wy nie zwołujcie mi tu żadnych narodowych zgromadzeń, bo inaczej będzie z wami brzydka sprawa?

Skoro Zgromadzenie nie zostanie zwołane, to prezydent-elekt nie będzie miał przed kim złożyć przysięgi, a w tej sytuacji – zgodnie z art. 131 – obowiązki prezydenta przyjmuje marszałek sejmu, czyli obywatel Hołownia Szymon. Ponieważ vaginet obywatela Tuska Donalda, który 11 czerwca ma odtrzymać od Sejmu votum zaufania, nie uznaje Trybunału Konstytucyjnego, podobnie jak Judenrat, no i Reichsfuhrerin Urszula Wodęleje, to jeśli nawet Trybunał dopatrzyłby się tu jakichś nieprawidłowości, to obywatel Szymon Hołownia, jak gdyby nigdy-nic, będzie sprawował obowiązki prezydenta – aż do wyboru następnego. Mamy zatem wariant rumuński w całej okazałości – i nawet przy wykorzystaniu konstytucji. Dopiero na tym tle lepiej rozumiemy, dlaczego PSL ani myśli o przesileniu rządowym. Będzie to obywatela Tuska Donalda oczywiście drogo kosztowało – ale przecież nie będszie futrował obywatela Kosiniaka-Kamasza z własnej kieszeni.

Nie potrzebuję dodawać, że jako pełniący obowiązki prezydenta obywatel Hołownia Szymon podpisze wszystkie ustawy, jakie vaginet obywatela Tuska Donalda skieruje do Sejmu – z ustawą o penalizacji “mowy nienawiści” na czele. W tej sytuacji niezależna prokuratura i niezawiśli sędziowie, zwłaszcza ci, na których można polegać, w tempie stachanowskim zaczną sypać piękne wyroki, wskutek czego teren pod przyszłe wybory prezydenckie zostanie odpowiednio zniwelowany, że nawet nikt nie poczuje, że właśnie realizowany jest wariant rumuński w całej okazałości.  Czy nie to miał na myśli pan red. Tomasz Piątek, który – chyba z upoważnienia Judenratu – proklamował niedawno koncepcję “demokracji wojennej”?  Zawsze mówiłem, że Niemcy są państwem poważnym, więc trudno oczekiwać, by mając pozwolenie od prezydenta Józią Bidena na urządzanie Europy po swojemu, tolerowali jakieś polskie safandulstwa, zwłaszcza gdy na swoje rozkazy mają nie tylko Volksdeutsche Partei, ale i tak zwane “stronnictwa sojusznicze”?

Stanisław Michalkiewicz