Tekst Andrzeja Kumora Rzucili się przez morze… („Goniec” nr 44, 2025) i ogromnie trafnie przypomina rolę amerykańskiej Polonii w odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. Porządkuje także historię tamtych lat, która była zakłamywana dwa razy – raz przez międzywojenną propagandę legionową, która lasowała tylko zasługi Piłsuskiego, a spychała w cień Paderewskiego, Dmowskiego i Hallera, a drugi raz przez komunistów, którzy sam fakt odzyskania i umocnienia niepodległości w wyniku zwycięstwa nad Bolszewikami przeinaczali w swoich podręcznikach historii, a rolę amerykańskiej Polonii po prostu pomijali.

Chciałbym do tekstu Andrzeja Kumora dodać krótki Aneks, podkreślający zasługi Ignacego Paderewskiego, jako, najpierw, szczodrego filantropa, spieszącego na pomoc rodakom w czasie I wojny światowej, potem przywódcy Polonii amerykańskiej oraz niestrudzonego orędownika sprawy polskiej wobec rządu amerykańskiego i rządów Ententy, a wreszcie Prezydenta Rady Ministrów niepodległej Rzeczypospolitej.

W czasie I wojny światowej Paderewski, już wtedy światowej sławy pianista i szczodry filantrop, m.in. fundator Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie (1910), najpierw w Szwajcarii, a następnie w USA, podął ogromną i energiczną pracę charytatywną i polityczną na kilku frontach na raz.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W roku 1915, kiedy to przyjechał do Ameryki, Paderewski zaktywizował, działający tu już od pewnego czasu, Polski Centralny Komitet Ratunkowy, zbierając dlań pieniądze od szczodrej i patriotycznie nastawionej Polonii, oraz sam kierując do niego swoje zarobki, pomagając w ten sposób Polakom w kraju dewastowanym przez przesuwające się fronty. Równocześnie podjął działania polityczne zmierzające do wskrzeszenia niepodległego państwa polskiego: wszedł w skład utworzonego w Paryżu przez Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego, jako jego członek i delegat na Stany Zjednoczone. KNP był zalążkiem polskiego rządu i za taki został też uznany przez aliantów w 1917 r. Kolejnym wielkim zadaniem, które podjął Paderewski, była praca nad zjednoczeniem wszystkich organizacji polonijnych w Stanach Zjednoczonych, co mu się prawie w pełni udało, a to po to, aby 4 milionowa Polonia amerykańska przemawiała w sprawach ojczystego kraju jednym głosem. Sam Paderewski stał się nieformalnym przywódcą całej Polonii amerykańskiej.

Równocześnie, Paderewski rozwinął szeroką akcję propagandową na rzecz Polski w Stanach Zjednoczonych. I to na dwóch poziomach. Z jednej strony, odwoływał się do polonijnej i amerykańskiej opinii publicznej i mobilizował ją na rzecz Polski. Wymyślił niezwykły sposób działania, sobie jedynie dostępny: koncert pianistyczny połączony z politycznym zgromadzeniem. Najpierw grał na fortepianie, swym nazwiskiem światowej sławy wirtuoza ściągając tysiące, a potem wstawał od fortepianu i wygłaszał przemówienie, nierzadko w dwóch językach, o konieczności wskrzeszenia niepodległej Polski. Na te koncerty – wiece przychodziły tłumy, zarówno Polonusów, jak Amerykanów. W ciągu niespełna trzech lat Paderewski wystąpił w ten sposób ponad trzysta razy. Z drugiej strony, nawiązał współdziałanie z amerykańskim rządem i Prezydentem Wilsonem, którego poznał osobiście. Na zlecenie Prezydenta, Paderewski przygotował memoriał w sprawach Polski, wykładając racje, dla których Polska musi odzyskać niepodległość, oraz ukazał jej sprawiedliwe granice, z dostępem do Bałtyku. Dzięki Paderewskiemu, w oparciu jego memoriał, prezydent Wilson włączył do swego programu pokojowego słynny punkt 13 stawiający, jako warunek powojennego pokoju, wskrzeszenie Polski niepodległej, zjednoczonej, w sprawiedliwych granicach, z dostępem do morza (styczeń 1918). Właśnie ten memoriał Paderewskiego i oparty o niego postulat Wilsona, wprowadziły sprawę polską w orbitę celów wojennych i powojennych państw koalicji walczącej z Niemcami – USA, Wielkiej Brytanii, Francji, potem Włoch. Państwa te określiły odzyskanie przez Polskę niepodległości, jako jeden z ważnych elementów powojennego porządku światowego.

Na wiosnę 1916 r. Paderewski wysunął projekt (oparty o wcześniejsze polskie starania dokonywane we Francji) utworzenia Armii Polskiej walczącej u boku Stanów Zjednoczonych. Po różnorodnych opóźnieniach, armia taka zaczęła powstawać na jesieni 1916 r., a formalnie została stworzona 6 października 1917 r. Paderewski nadał jej nazwę „Armia Kościuszki”. Osiągnęła on siłę ponad 22 tysięcy żołnierzy. Wszyscy oni byli ochotnikami pochodzącymi z rodzin polskich imigrantów. Błękitne umundurowanie i broń zapewniła Francja. Stąd wojsko to zwane było także „Armią Błękitną”. Szkolenie odbywało się w Niagara-on-the-Lake, na terytorium Kanady, dominium walczącej z Niemcami Wielkiej Brytanii, bowiem USA nie brały formalnie udziału w wojnie aż do 6.IV.1917 r.
Andrzej Kumor słusznie przypomina istniejący w Niagara-on-the-Lake cmentarz polskich ochotników, którzy – w czasie szkolenia – zmarli na grasującą wtedy na całym świecie grypę „hiszpankę”.

W maju 1918 r. armia Paderewskiego, gdy USA już przystąpiły do wojny, została przerzucona do Francji i od razu weszła do walki. Jej zwierzchnictwo polityczne zapewnił paryski Komitet Narodowy Polski Dmowskiego, który dowódcą tej armii mianował gen. Józefa Hallera, w dniu 4 października 1918 r. Od tej daty „Armię Błękitną” zaczęto nazywać także „Armią Hallera”, albo „Hallerczykami”. Armia ta wchłonęła Polaków – alianckich jeńców i dezerterów z armii zaborców, rozrosła się do ok. 80 000,  a wg. niektórych źródeł, do 100 000 żołnierzy. Była doskonale uzbrojona – co dokładnie przypomina Andrzej Kumor. Biła się dzielnie.  Zapewniła Polsce udział w alianckiej defiladzie zwycięstwa w listopadzie 1918 r. w Paryżu. Potem zaś miała w decydujący sposób zasilić wojska odrodzonej ojczyzny.

Te wszystkie prace i ich widoczne owoce w naturalny sposób desygnowały Paderewskiego do następnego, najwyższego zadania: objęcia przywództwa wszystkich Polaków ponad kontynentami, ponad granicami zaborów i ponad różnicami partyjnymi – zjednoczenia wszystkich najlepszych sił polskich w kraju i na całym świecie. Paderewski zdecydował się na powrót do Warszawy, co ułatwili mu alianci. Po wylądowaniu na angielskim okręcie wojennym w Gdańsku 25 grudnia 1918 r., Paderewski przybył już następnego dnia, 26 grudnia, do Poznania, gdzie samo jego pojawienie się wywołało powstanie, a w konsekwencji przyłączenie ogromnej części zaboru pruskiego do Macierzy. 1 stycznia 1919 r. Paderewski stanął w Warszawie. Powitano go jak zbawcę. Może jeszcze bardziej entuzjastycznie, niż sześć tygodni wcześniej Piłsudskiego wracającego z niemieckiego więzienia, bo Paderewski, po za legendą artysty światowej sławy, płomiennego patrioty i szczodrobliwego filantropa, zapowiadał sprowadzenie do ojczyzny doborowego wojska skoncentrowanego na razie we Francji i skierowania do Polski zachodnich pieniędzy, a także pomocy gospodarczej, oraz zapewnienia krajowi szerokich granic i pokoju na nich. Miał za sobą mandat potrójny: wolę większości Polaków w kraju i zagranicą, w tym, co najważniejsze amerykańskiej Polonii, upoważnienie paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego, oraz poparcie zwycięskich aliantów.

W Warszawie rządził już Józef Piłsudski, wyniesiony do władzy wolą i nadzieją powszechną. Sprawował on urząd Naczelnika Państwa (tak nazwany wzorem Kościuszki) i patronował socjalistycznemu rządowi Jędrzeja Moraczewskiego. Piłsudski początkowo nie chciał dzielić się władzą z Paderewskim. Wkrótce jednak realistycznie ocenił osobiste wartości i polityczny posag, jaki oferował Paderewski. Powołał go na Prezydenta Rady Ministrów i Ministra Spraw Zagranicznych, co stało się 16 stycznia 1919 r.

Stojąc na czele rządu, Paderewski podjął gigantyczna pracę porządkowania prawa, administracji, gospodarki, a przede wszystkim zjednoczenia ziem i ludności trzech byłych zaborów. Potem uczestniczył w Konferencji Pokojowej w Wersalu, gdzie delegatem Polski był dotąd  Dmowski. Paderewski uznawał przywódcza pozycję Dmowskiego w paryskim Komitecie Narodowym Polskim i jego ogromny wkład dyplomatyczny w dzieło odzyskania i umocnienia niepodległości Polski, a Dmowski mądrze rozumiał jak wielki jest osobisty autorytet Paderewskiego i jakim kapitałem jest zaufanie, jakim cieszył się on wśród aliantów zachodnich. Dmowski oddał więc lojalnie Paderewskiemu miejsce Pierwszego Delegata Polski na Konferencji pokojowej, sam zostając Drugim Delegatem.
Było coś porywającego, niezwykłego, symbolicznego i wręcz mistycznego, w tym, że zmartwychwstałą Polskę reprezentował na światowej Konferencji Pokojowej wielki artysta; wszyscy wiedzieli, że jako artysta stoi na szczycie. Ale w walce politycznej, jaka cały czas toczyła się na Konferencji, dominowało coś innego: jego wyjątkowa, potężna osobowość, w której nierozdzielnie splatały się żelazna wola z delikatną wrażliwością; uporządkowana wiedza  historyczna z twórczym natchnieniem mówcy; dar nawiązywania osobistego kontaktu, otwarcia na rozmówcę i szukania z nim wspólnego gruntu, połączone z umiejętnością zachowania swego własnego zdania. Wszystko to było ugruntowane na fanatycznej pracowitości, wyrafinowanej kulturze i nienagannych manierach, a poparte znajomością kilku języków, historii, geografii i zagadnień gospodarczych. Zarówno wobec przedstawicieli mocarstw, jak i małych narodów, Paderewski zachowywał szacunek i komunikował się z nimi na poziomie wartości uniwersalnych, dobra ogólnego, sprawiedliwości powszechnej. Nierzadko zderzał się z innym systemem wartości drugiej strony, z bezwzględnością i cynizmem politycznym, z interesem silniejszego, siłą narzucanym słabszemu. Ale on nie ustępował.

Na Konferencji w Wersalu Paderewski wraz z Dmowskim wywalczyli dla Polski, co tylko wywalczyć sie dało, niewątpliwie więcej niż mógłby to sprawić ktokolwiek inny. Dla nich samych było to za mało, ale rozumieli uwarunkowania zapadłych decyzji.
W czasie Konferencji Pokojowej Paderewski prowadził starania o przetransportowanie swej armii do kraju. Mimo kłód rzucanych mu pod nogi przez Niemcy, a także Anglię, doprowadził do tego, że „Armia Błękitna” pod komendą gen. Hallera, została przerzucona do niepodległej już Polski i stała się zasadniczą siłą w wojnie z Bolszewikami w 1920 r.
Jej żołnierze zostali – krzywdząco i niesprawiedliwie – potraktowani przez Piłsudskiego, o czym przypomina, jakże słusznie, Andrzej Kumor. Dodać to tego trzeba, że podobnie Piłsudski potraktował Paderewskiego, powodując jego ustąpienie ze sprawowanych urzędów 9 grudnia 1919 r., po czym Paderewski wyjechał z Polski, by nigdy już do niej nie wrócić – dalsze lata jego życia i kariery to już inna historia. Podobnie niesprawiedliwie został potraktowany Dmowski, gdy powrócił do kraju, po długiej chorobie, w maju 1920 r. Jego wiedza, energia, umiejętności nie zostały wykorzystane dla dobra Polski – to także już inna historia.

Natomiast, wracając do artykułu Andrzeja Kumora, czytam w nim: „Warto Polakom w Polsce na każdym kroku przypominać o tym jak wiele Polska zawdzięczała Polonii amerykańskiej i działalności polonijnych polityków, zwłaszcza Ignacego Paderewskiego.” Mój Aneks jest właśnie takim przypomnieniem.

Kazimierz Braun