Premier Trudeau spędził dwa dni w Nunavucie. Na początku zatrzymał się na dwa dni w Arctic Bay, osadzie liczącej 900 mieszkańców. Złożył wizytę Qaapik Attagutsiak, która w przyszłym roku skończy 100 lat. Przyniósł jej kosz świeżych owoców. Dom Attagutsiak jest zbudowany z kawałków drewna i pastiku, ma zakrzywione ściany i w środku nie można się wyprostować. Drzwi są o połowę niższe niż normalnie. Kobieta mieszka w tej chatce, którą pomagała budować, bo, jak mówi, nie chce mieszkać w budynku postawionym przez kogoś innego. Attagutsiak mówiła w swoim języku, a pomagał jej tłumacz. Wspominała swoją młodość i z tęsknota mówiła o czasach, gdy polowania na foki i karibu były bardziej owocne. Zaproponowała premierowi herbatę, ale on uprzejmie odmówił. Dostał od kobiety dwie pary rękawic z foczej skóry. Przed chatą czekała na niego grupa kobiet i dzieci.

Następnie premier pojechał nad Victor Bay. Chodził o plaży nad zatoką otoczoną przez góry. Rozmawiał z inuickimi strażnikami przyrody. Na koniec pojechał do miejscowej świetlicy, gdzie spotkał się z mieszkańcami wioski i zjadł wspólny posiłek. Każdy, kto chciał, mógł zrobić sobie zdjęcie z Trudeau. Mówił o objęciu ochroną strefy przybrzeżnej, co pozwoli Inuitom na życie w zgodzie z tradycją przodków. Większość przybyłych jednak niespecjalnie go słuchała – ludzie byli po prostu pod wrażeniem, że odwiedził ich premier i że zaraz czeka ich wspólne jedzenie.



PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU