Jedna z torontońskich firm imigracyjnych chciała 170 000 dolarów za załatwienie fikcyjnej pracy w Kanadzie, która umożliwiłaby imigrantowi ubieganie się o stałą rezydencję. Taką właśnie kwotę podał pracownik WonHonTa Consulting Inc. dziennikarzowi CBC podającemu się za obywatela Chin zainteresowanego przyjazdem do Kanady. Za te pieniądze imigrant miałby „kupować sobie” pracę, a potem dostawać pensję z części tego, co sam zapłacił (pozostała cześć zostaje u pracodawcy). Pieniądze miały być wpłacone na osobiste konto dyrektorki WonHonTa, by uniknąć podatków.

Działanie tego systemu wyjaśnił dziennikarzowi podającemu się za Chińczyka Jiacheng Song, menedżer firmy konsultingowej Nanjing Youtai Investment Consulting Co. Ltd., która z Chin współpracuje z WonHonTa. Konwersacja miała miejsce za pośrednictwem aplikacji WeChat. Song napisał, że w Kanadzie są pracodawcy, którzy współpracują z WonHonTa. Konsultanci wysyłają im pieniądze, a oni sponsorują ich klientów w celach imigracyjnych. Song twierdził, że znaczna część kwoty idzie do kanadyjskiego pracodawcy. Polecił swojemu rozmówcy zainteresowanie się imigracją do Saskatchewan lub prowincji atlantyckich, bo tam wymagania są niskie. Podał kwoty 170 000 dol. za pracę w prowincjach atlantyckich i 180 000 w Saskatchewan.

Na swojej stronie WeChat firma WonHonTa pisze o ofertach pracy dla spawaczy, krawcowych czy opiekunek do dzieci. Twierdzi, że ma pracowników w całej Kanadzie, którzy szukają odpowiednich pracowników. Niektórzy z nich to podobno pracownicy urzędów imigracyjnych. Chińczykowi trudno jest znaleźć normalną pracę w Kanadzie. Kto zatrudni nieznajomą osobę, która nie ma dokumentów pobytowych? Bezpośrednio jest to niemożliwe, przekonują pośrednicy z WonHonTa na WeChat. Przyznają, że płacą tysiące dolarów za oferty pracy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Song skontaktował dziennikarza podającego się za Chińczyka z szefową WonHonTa, Xin Liu, znaną jako Yuki. Ta potwierdziła sposób działania systemu. Liu zaznaczyła, że nie trzeba koniecznie pracować w firmie, która sponsorowała daną osobę. WonHonTa zapewni dokumenty, które będą potwierdzać pracę i będą potrzebne w procesie imigracyjnym. Wtedy jednak imigrant będzie musiał dodatkowo płacić pracodawcy podatki, które byłyby opłacane, gdyby rzeczywiście podjął pracę. Liu zapewniła, że ryzyko wykrycia oszustwa jest znikome.

W końcu Liu znalazł ofertę dla fikcyjnej żony dziennikarza – w punkcie daycare w Halifaksie. Praca miała kosztować 170 000 dol. Konsultantka nalegała, by decydować się szybko, bo są inni chętni. Gdy dziennikarz po kilku dniach chciał podpisać umowę, Liu powiedziała, że już jest za późno. Obiecała szukać kolejnej oferty po wpłacie depozytu.

Reporterzy zadzwonili do daycare’u w Halifaksie i zapytali o posadę. Jedna z właścicielek była mocno zaskoczona i wyjaśniła, że firma zarejestrowała się w Atlantic Immigration Pilot Program (AIPP) 10 miesięcy temu, ale tylko po to, by dalej zatrudniać pracownika zagranicznego, który już wcześniej u niej pracował i miał otwarte pozwolenie na pracę. O WonHonTa nigdy nie słyszała. Powiedziała, że tworzyła swoje przedsiębiorstwo od początku i nie chce mieć nic wspólnego z oszustami. Gdy dała ogłoszenie o pracę, skierowane tak naprawdę do konkretnej osoby, która u niej wcześniej pracowała, dostała sporo maili od przypadkowych osób, ale na nie odpowiadała.

Wkrótce dziennikarz CBC, tym razem podając się za dziennikarza, zadzwonił do Liu i poprosił ją o udzielenie wywiadu na temat imigracji. Ona zgodziła się na wywiad przez telefon. Potwierdziła, że pomaga obywatelom Chin i jej usługi kosztują od 2000 do 5000 dol. Dziennikarz powiedział, że niektóre firmy biorą po 170 000 – 180 000. Liu stwierdziła, że to możliwe. Udawała zdziwioną, gdy rozmówca wyjaśnił jej, na co są przeznaczane pieniądze i jak to wszystko działa. Gdy dziennikarz zapytał, czy płacenie za pracę i płacenie sobie samemu pensji jest legalne, z przekonaniem odpowiedziała, że nie. Dalej udawała zdziwioną tym, co jest napisane na jej stronie WeChat (że w prowincjach atlantyckich 90 proc. prac dla imigrantów jest fikcyjnych). W końcu dziennikarz ujawnił się, a Liu zakończyła rozmowę.

Prawnik imigracyjny z Vancouveru Richard Kurland mówi, że sprzedawanie miejsc pracy jest nielegalne, a traci na tym imigrant, który pracuje za darmo i nie ma do kogo zwrócić się o pomoc. Prowincje i rząd federalny nie mają wystarczająco środków, by prowadzić dokładne kontrole. A brak kontroli to zachęta do nadużyć.