Elementaria z tacy konsumowaliśmy w grudniu, pora na wyimki. Tytułem repetytorium z aksjologii, epistemii oraz przyzwoitości.

Odpryski  również będą. I okruchy. Czy tam urywki. Lepsze byłoby wieszakowisko, nie wyimki, a to dlatego, że zetkniemy się za chwilę właśnie z rodzajem wieszaków, z których moi Czytelnicy zdejmą sobie po kilka indywidualnych refleksji. Własnych i na własny użytek upichconych, w oparciu o – by tak rzec – materiał dostarczony do przemyśleń, w świecie rozkrojonym na dwie części. Rozkrojenie świata specjalnie nie dziwi, tyle, że w jednej części żyć się nie da, w drugiej zaś wytrzymać nie można (Hłasko Marek, “Piękni dwudziestoletni”).

Proszę zatem pichcić refleksje na własny rachunek w oparciu o przeczytane, jak mówię, i proszę dzielić się upichconym z najbliższymi. Ze światem proszę się dzielić. Nie w innym celu maltretuje klawiaturę niżej podpisany.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

To ważne: wiedzieć, dlaczego powinniśmy wiedzieć to, czego jeszcze nie wiemy. I to nawet wtedy, gdy nie wiemy do końca, jakiej dokładnie wiedzy nam brakuje. Innymi słowy: zasób naszej wiedzy wydaje się równie istotny, co zasób naszej niewiedzy. Oczywiście jeśli temat praktyki epistemicznej interesuje kogokolwiek z ludzi nowoczesnych i postępowych. Przypuszczam, że niewielu. Ale tu uwaga: nic to.

Marzenie: “Si estamos unidos, nada ni nadie nos hará dano”. If we are united, no one and nothing will hurt us. Jeśli będziemy zjednoczeni, nic nas nie skrzywdzi. Nic i nikt.

Tyle książek do przeczytania. Tyle miejsc do obejrzenia. Czy tam miejsc i filmów. Tyle pieśni do wysłuchania. Czy tam arii. Tysiące fascynujących opowieści, tysiące ludzi wyczekujących zrozumienia. Ludzi gotowych mówić, opowiadać, rozsnuć siebie przed tym drugim kimś, kto słucha. Bez wahań, bez reszty. Świat cały, przeogromny, z całą swą rzeczywistością, nie do ogarnięcia w praktyce. Świat, w którym wszystko co niespodziewane, nieoczekiwane, niesamowite i nieprawdopodobne, jedynie z pozoru wydaje się nam nieprawdopodobne, niesamowite, nieoczekiwane i niespodziewane.

Mówię przez to, że nie rozumiemy świata i ludzi, a nie rozumiemy, ponieważ nie doświadczamy ludzi i świata w całości. Nie mamy szans. Doświadczamy ledwie fragmentów, na tej wątłej podstawie próbując uzmysłowić i wyobrazić sobie całość. To trochę tak, jakby z zamkniętymi oczami badać miejski system centralnego ogrzewania, dotykając opuszkami palców któregoś z drobniejszych przewodów doprowadzających ciepło do kaloryferów. Co to nasze wyobrażenie mówi nam to o świecie? A co powiedziałoby, jeśli nie byłyby to przewody ciepłownicze, a dajmy na to: trąba słonia? Czy tam żyrafy szyja?

Rok 1946. Po czym poznać, że podejrzanego przesłuchano właściwie? Po tym, czy nadal żyje. Ciała przesłuchanych należycie natychmiast poddaje się utylizacji.

Kiedyś, kiedyś (1). Najpierw prokurujesz mit. Znaczy wymyślasz. Z kolei zamieniasz wymyślone w materiał źródłowy. Nic lepiej nie tłumaczy świata niż odpowiednio sprokurowane źródła. To znaczy żadne tam sprokurowane, tylko odnalezione. Najlepiej we właściwym czasie odnalezione, a już na pewno we właściwym miejscu. Jedno i drugie powinieneś kontrolować najstaranniej jak potrafisz.

Z kolei – w oparciu o inkryminowane źródła, wyjaśniasz maluczkim zawiłości historii. Jest na to parę niezłych metod, ale najczęściej wskazujesz na siebie, że wiesz, ewentualnie na plemię, z którego pochodzisz, by określić ludzi dobrych. Następnie oddzielasz czyny ludzi dobrych od czynów ludzi złych, to jest tych zza gór, zza rzek, zza mórz, co to nawet zrozumiale wyrażać się nie potrafią. Z kolei ludzie dobrzy, wdzięczni bezgranicznie za rozjaśnienie wszelkich dostrzegalnych i niedostrzegalnych aspektów mrocznej rzeczywistości, przyłączą się do ciebie bezkrytycznie, masowo wstępując do twojej armii.

Gdy uznasz, że na własny koszt doposażyli się należycie, do tego nauczywszy władać, czym kto chciał, ewentualnie czym kto miał, wtedy stajesz na czele. Wtedy ruszacie. Wtedy dowodzisz wyprawą. Powiedzmy: odkrywczą. Czy tam naukową. Powiedzmy: łowiecką. Powiedzmy: odwetową. Kwestia odpowiednio nowoczesnego i należycie postępowego uzasadnienia dla mitu. Przepraszam, dla tekstu źródłowego.

Że nie musisz wyprawy zwać łupieżczą, to już chyba jasne? No, a przy okazji podboju, jak to przy okazji – podboju, ewentualnie odwetu, badania ziem czy tam flory ziem nieznanych, przy okazji obdzierania ze skór niedźwiedzi, bobrów i co tam jeszcze nawinie się pod narzędzia służące skórowaniu, przy okazji przerabiania zwierząt znanych dobrzej i mniej na pasztety, czy tam na inne wędliny, i tak dalej, przy okazji rwania garściami branek, boć bez branek żadna wyprawa powieść się nie może – więc przy tej czy innej okazji, coś tam twoim wojom zawsze wpadnie. A to złoty kielich, czy tam łańcuch, a jak nie łańcuch czy kielich to topór lepszejszy od posiadanego, czy tam miecz należycie wyostrzony, kto wie, może z tarczą w lepszym gatunku, a może widły, wielce w walce przydatne, ale nie tylko przecież w walce, a może jakieś wino w lepszym gatunku i w trwalszym bukłaku niż twój sparciały, wreszcie kto wie, może i młódka jakaś, ewentualnie dziewica wręcz, czy tam dziewic parę… Odynie! Ostatecznie przy takich okazjach byle głupiec w globalnej puli genowej zechce zamieszać. A kiedy uda się zdrowe nałożnice do domu przywieźć, kiedy w łożu swoim legniesz wraz z taką blondwłosą, czy tam z blondwłosą i rudą jednocześnie, gdy już pozapładniasz sobie co nieco, to i sąsiad twój do mieszania w puli zapewne dołączy. O ile za drogo mu nie policzysz… To były czasy…

Rok 2021. Żeby uniknąć lockdownu, wprowadzamy lockdown. To znaczy restrykcje. Kto nazwie restrykcje po imieniu, trafia pod ścianę. Zło należy eliminować.

Zuchwałość “Przedsiębiorstwa Holocaust” to sprawa Żydów, nie Polaków. Tylko gdy wspomniana zuchwałość zagrażać zaczyna polskości, gdy polskości nieustannie ubliża, arogancko, poniżając Polki i Polaków, mało tego, gdy wzdłuż, wszerz i w poprzek globu snuje kłamliwą co do faktów haggadę jedynej słusznej treści, w każdym calu polonofobiczną – wówczas z powodów oczywistych staje się kwestią polskiego interesu narodowego.

Tylko kto potrafi dziś zdefiniować właściwie to pojęcie? “Polski interes narodowy”? Też coś. Niemiecki interes, rosyjski, żydowski, francuski, amerykański czy chiński – owszem. Ale polski? Ktoś widział gdzieś w świecie szerokim polski interes, którego okiem sokolim nie zmierzysz? Czy tam orlim? Proszę? Że zdarza się, tu i tam? Przytulić do serca, ogrzewać, karmić, przed ludźmi złej woli ukrywać. Definicja narodowego obowiązku. Wyznacznik przyzwoitości.

Dzisiaj, dzisiaj (2). Dzisiaj jak jest, każdy konia widzi. Czy jakoś podobnie. Dzisiaj tłum przekonać można do wszystkiego. Wystarczy odpowiednio długo pokazywać ludziom, czego pragną, dobierając przy tym odpowiednie emocje, a następnie odpowiednio konsekwentnie wypychać tymi pragnieniami ludzkie łepetyny. Marionetki gotowe.

Żeby zniszczyć drzewo, trzeba je spalić bądź uszkodzić mu korzenie. Czy tam korzenie powyrywać. Inaczej: mordując elitę, zniszczysz naród. To znaczy, tak było kiedyś. Teoretycznie wiemy o tym, w praktyce niewielu dostrzega odległe konsekwencje: naród, któremu wróg wymordował elitę i od dziesięcioleci zatruwa dusze, dopóty nie podniesie się z rynsztoka i do wielkości nie wróci, aż nie zrozumie, kto i dlaczego truciznę sączy mu w żyły, czym owa trucizna jest, któremu medykowi zaufać oraz jaką terapię i jak długo stosować.

Są ludzie potrzebni, są niezastąpieni, i są tacy, którzy jedynie kaleczą naszą wspólną przestrzeń. Tak działa świat i nic nie można na to poradzić. Wszelako, gdy do tych ostatnich nie przemawiają argumenty, wówczas wyjścia nie masz: musisz walnąć głową o chodnik. I nie swoją głową.

Żyjemy, pędząc przed siebie. Życie mija, a my ciągle wpadamy w zabieganie. Nie oddzielamy pilnego od ważnego, a tego z kolei od wszystkiego, co naprawdę konieczne. Nie rejestrujemy strat. Niektórzy w ogóle ich nie widzą, ponieważ nie patrzą świadomie, nie rozglądają dookoła. Czego efektem jest utrwalanie widzenia tunelowego. Groźna przypadłość, determinująca porażkę dobitniej niż cokolwiek innego (innym razem, innym razem).

Czym jest dom? Przecież nie przestrzenią ograniczoną podłogą, ścianami i sufitem. Dom nie jest też mieszkaniem. Dom to po prostu miejsce. Jakiekolwiek miejsce i znajdujące się gdziekolwiek. Miejsce, w którym jesteśmy – pod warunkiem, że jesteśmy razem.

Jutro, jutro (3). Jutro wystarczy dobrze się urodzić. Już dziś urodzić się dobrze jest znacznie lepiej, niż urodzić się źle. Czyli nie wśród tresowanych do głupoty i posłuszeństwa, tylko wśród treserów. Co najmniej wśród takich. Oczywiście byłoby jeszcze lepiej, właściwie to w ogóle najlepiej byłoby, urodzić się wśród właścicieli rasy treserskiej – no ale nawet w atrakcyjnej ze wszech miar przyszłości nie będzie można mieć wszystkiego. To znaczy nie będzie można mieć wszystkiego zaraz, czyli od razu, czyli zanim odpowiedniego mitu nie obmyślisz, sprawiając, by ów mit stał się materiałem źródłowym.

A propos materiału źródłowego: co to znaczy “pisać historię”? A kto pyta, że zapytam pytającego tak nachalnie? Bo odpowiedź zależy od obszaru w jakim poruszamy się, odpowiedzi wypatrując. Jeśli w obszarze kulturowego marksizmu, wówczas pisać historię (kto pisze historię, jeśli nie pisze jej wygrywający?) to znaczy wskazać wszystko, co wskazać trzeba, zakłamując przy tym, cokolwiek zakłamać należy, a na koniec maznąć na czerwono to, co z perspektywy autora historii warte uwypuklenia. I już po historii. Pozamiatane.

W takim razie, co to znaczy “pisać historię”, uwzględniając obszar poprawności epistemicznej, osztandarowany etykietą (tu: przekonaniem), że “aksjologia first”?

Kot jest kotem. Giez gzem, parasol parasolem. Nie wolno muchy nazywać pieczarką, makaronu schabowym, a konia krokodylem. Kot jest kotem, powtórzmy sobie dla zapamiętania, natomiast “Strajk kobiet” ogłupia kobiety, zakłamując rzeczywistość na poziomie etyki.

Diabla sztuczka: ludzie mają wierzyć w to, w co wierzyć powinni z perspektywy nadzorcy, tresera i pastucha. Nie rozumiejąc przy tym, że tę potrzebę wdrukowano im w umysły, jak język wdrukowuje się dzieciom. Jeśli uwierzą, że postępują właściwie, uczynią wszystko, chwaląc zło bezrozumnie acz gromko. Inaczej: gdy nie wiemy, co jest nikczemnością, ryzykujemy zaprzyjaźnienie się z każdą.

Świat można opisać. Twierdzi tak wydawnictwo “Wielka Litera”, reklamując serię reportaży. Adam Leszczyński, dajmy na to, opisuje Afrykę. Wydawca: “Otrzymujemy szokująco gorzki obraz kontynentu pogrążonego w głodzie, nędzy, z którego jedyną drogą ucieczki są pieniądze”. Jakby gdziekolwiek na świecie pieniądze nie były jedyną drogą ucieczki skądś tam, dokądkolwiek, w razie jakby co.

Świat można opisywać, ale opisać świata nie sposób. Mało tego, boć opis wyzuty z wartościowania zawsze zostanie kaleki poznawczo.

Wnioski natury ogólnej (4). I tak da capo al fine, co znaczy od początku do końca. Czyli że “tak działa świat”, zaś cywilizacja ludzka, panie i panowie, rządzi się swoimi prawami. Oto i one przed nami, i wiedza o nich – bierzmy i korzystajmy według rozumów naszych, według ich rozmiarów i sprawności. Wszelako przestrzegam: nie bądźmy jak Zabłocki Cyprian, to jest sprawdzajmy, czy do wody aby szczelne skrzynie ciskamy. No i oby nam inkryminowana wiedza w pięty nadto nie poszła, za paznokcie zachodząc.

Chociaż… czy ja wiem? I tak będzie bolało. Wiedza zawsze boli, jeśli dowiadując się, zakładasz przyzwoitość.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl