Kryzys migracyjny wywołany przez Białoruś dotarł do Polski. Łukaszenko stara się jak najbardziej zaszkodzić Litwie. Maciej Sobieraj rozmawia z Dominikiem Wilczewskim o kontrowersyjnej polityce migracyjnej białoruskich władz.

        • Mińsk stworzył most powietrzny, za pomocą którego imigranci są przerzucani z Bliskiego Wschodu na Białoruś, skąd dostają się na Litwę.

        • Mamy do czynienia z handlem ludźmi. Reżim białoruski nie tylko imigrantów sprowadza, ale również na nich zarabia.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        • UE w pełni popiera Wilno. Wsparcie w wymiarze technicznym, infrastrukturalnym i personalnym zostało szybko udzielone Litwie.

        • Kryzys migracyjny jest reakcją Białorusi na postawę Litwy, która wspiera białoruską opozycję. W Wilnie Cichanouska ma sztab i biuro.

        Dotychczas na Litwie zatrzymywano zaledwie kilkadziesiąt nielegalnych migrantów rocznie, natomiast tego lata ta liczba potrafiła przekroczyć ponad 100 w ciągu zaledwie jednego dnia. W litewskich mediach pojawiają się nawet obawy, że Łukaszenko może próbować doprowadzić do prowokacji – wymiany ognia na granicy litewsko-białoruskiej czy ataku na ludność cywilną. Te niepokoje wznieca fakt, że niebawem odbędą się wspólne ćwiczenia wojskowe Rosji i Białorusi, Zachód 2021, które mogą być okazją do naruszenia litewskiego terytorium. W ciągu kilku ostatnich dni łącznie około 400 imigrantów zostało zatrzymanych na granicy polsko-białoruskiej. Scenariusz, który obserwujemy na Litwie, zaczyna powtarzać się również w Polsce. Z Dominikiem Wilczewskim rozmawia Maciej Sobieraj.

        Litewsko-białoruska granica w ostatnich miesiąca przeżywa prawdziwe oblężenie. Do lipca tego roku ponad 4000 imigrantów nielegalnie przekroczyło litewsko-białoruską granicę, w tym aż 1400 w samym lipcu. Dla porównania w całym 2020 r. było ich tylko ponad 80. Skąd ten bezprecedensowy kryzys graniczny?

        Kryzys przyśpiesza od połowy czerwca. W poprzednich latach na Litwie zatrzymywano zaledwie kilkadziesiąt migrantów rocznie, natomiast tego lata ta liczba potrafiła przekroczyć ponad 100 w ciągu zaledwie jednego dnia. Osobliwość tego kryzysu imigracyjnego polega na tym, że Litwa na dalekich obrzeżach istotnych szlaków migracyjnych do Unii Europejskiej z krajów Azji i Afryki.

        Było to zaskakujące. Jednak dość szybko wyjaśniło się, że jest to skutek stworzenia mostu powietrznego, za pomocą którego imigranci są przerzucani z krajów Bliskiego Wschodu na Białoruś i z niej dostają się nielegalnie na Litwę.

        Imigranci z Bliskiego Wschodu w odległej Białorusi?

       Tak, ten szlak migracyjny próbowali dokładnie zbadać litewscy dziennikarze. Zostało przeprowadzone obszerne śledztwo reporterów z Litwy, Białorusi i Iraku. Na podstawie ich doniesień jesteśmy w stanie coraz lepiej zrekonstruować, jak ten szlak wygląda.

        Najczęściej osoby sprowadzające tych imigrantów działają pozornie legalnie. Prowadzą normalną działalność jako firmy turystyczne np. w Iraku, które pośredniczą przy zdobyciu białoruskiej wizy, zakupie biletu i zakwaterowaniu na terenie Białorusi. W ten sposób za kilka tysięcy euro można zapisać się na „wycieczkę”. Nie jesteśmy jeszcze do końca pewni, czy te firmy są świadome tego, że uczestniczą de facto w procederze handlu ludźmi.

        Ciekawe jest to, że część opłaty dla firm turystycznych zbierana jest jako kaucja, a następnie bezpośrednio przekazywana władzom białoruskim jako ubezpieczenie na wypadek, gdyby klient nie wrócił z Białorusi. Mamy do czynienia z handlem ludźmi, ponieważ państwo białoruskie nie tylko te osoby sprowadza, ale również na tym zarabia. Prawdopodobnie podobne mechanizmy działają i w innych krajach, z których migranci przylatują w największych liczbach, jak np. z Turcji. Trwają rozmowy władz litewskich z Irakiem i Turcją, aby loty na Białoruś z tych kierunków ograniczyć lub nawet zawiesić.

        Media i politycy z Litwy określają ten kryzys jako działanie w stylu wojny hybrydowej, ponieważ jest on niemal na pewno pobudzany przez białoruskie władze i służby. Jakie cele może w ten sposób realizować reżim Łukaszenki?

        Warto zaznaczyć, że pojęcie wojny hybrydowej jest w gruncie rzeczy terminem publicystycznym. Nie jest ona ujęta w żadnych aktach prawa międzynarodowego w przeciwieństwie do takich pojęć, jak wojna czy okupacja. Jednak niedawno na Litwie zostało też niejako wprowadzone do obiegu prawnego. Litewski sejm przyjął bowiem uchwałę stwierdzającą, że obecna presja migracyjna prowadzona przez Białoruś jest atakiem hybrydowym przeciwko Litwie.

        Dlaczego Łukaszenko to robi? Zacznijmy od tego, że być może to wcale nie jest jego pomysł. Analizując obecną sytuację na Białorusi, wydaję się, że ten plan raczej wyszedł od służb specjalnych. Łukaszenko otoczył się mundurowymi, którzy mają na niego duży wpływ. Po co oni to robią? Jest to reakcja Białorusi na stanowisko Litwy, która przed rokiem okazała wsparcie dla białoruskiej opozycji i udzieliła schronienia Swietłanie Cichanouskiej.

        W Wilnie działa też ośrodek życia białoruskiej emigracji politycznej, a Swiatłana Cichanouska ma tam sztab i biuro, któremu władze litewskie nadały status dyplomatyczny. To właśnie z Wilna prowadzi ona szeroko zakrojoną działalność quasi-dyplomatyczną. Co więcej, Litwa na poziomie deklaracji politycznych nie uznaje Łukaszenki za legalnego prezydenta i jest wśród głównych zwolenników wprowadzania dotkliwych sankcji wymierzonych białoruski reżim.

        W perspektywie długoterminowej plan prezydenta Białorusi nie jest znany. Trudno podejrzewać go, żeby był człowiekiem szczególnie makiawelicznym, który miałby wielopoziomowy i przebiegły plan. Wydaje się, że po prostu stara się jak najbardziej zaszkodzić Litwie. Dlatego też w litewskiej przestrzeni medialnej pojawiają się różne spekulacje, jaki może być finał tej sprawy. Pojawiają się nawet obawy, że Łukaszenko może próbować doprowadzić do prowokacji, np. do wymiany ognia na granicy czy ataku na ludność cywilną. Te niepokoje wznieca fakt, że niebawem odbędą się wspólne białorusko-rosyjskie ćwiczenia, Zachód 2021 (Zapad 2021), które mogą być okazją do naruszenia litewskiego terytorium.

        Czy Litwa otrzymuje realną pomoc od swoich sąsiadów i Unii Europejskiej?

        Wsparcie w wymiarze technicznym, infrastrukturalnym i personalnym ze strony Unii Europejskiej było udzielone szybko. Już na samym początku tego kryzysu Litwa wystąpiła o uruchomienie tzw. unijnego mechanizmu ochrony ludności i w jego ramach instytucje unijne, a także poszczególne państwa członkowskie udzielają pomocy. Ponadto skierowano tam też siły Frontexu – kilkunastu, potem 60, a ostatnio nawet 120 funkcjonariuszy z wozami patrolowymi, helikopterami i dronami.

        Z inicjatywy krajów członkowskich UE Litwa otrzymała np. wsparcie materialne w postaci wyposażenia do ośrodków dla migrantów. Polska przekazała tam namioty, generatory prądu, koce i łóżka. Podobną pomoc udzieliły też inne państwa, takie jak Chorwacja, Szwecja, Dania, Finlandia czy też Grecja, która przecież jest państwem bardzo doświadczonym w zarządzaniu kryzysami migracyjnym. Ateny były jednym z pierwszych miejsc, do których udała się premier Litwy, Ingrida Šimonytė, aby przyjrzeć się, jak funkcjonują greckie służby i urzędy migracyjne.

Ponadto UE w pełni popiera punkt widzenia Wilna. Na poziomie unijnym istnieje konsensus, że obecny kryzys na litewsko-białoruskiej granicy jest formą agresji Białorusi na Litwę.

Mówi Pan, że ten kryzys spotyka Litwę przez jej poparcie dla białoruskiej opozycji. Czy w takim razie istnieje prawdopodobieństwo, że polsko-białoruską granicę czeka podobny los? Przecież Polska również wspiera opozycjonistów i niezależne ruchy obywatelskie na Białorusi.

To nie jest potencjalne zagrożenie, ale już rzeczywistość. W ciągu kilku ostatnich dni przed naszą rozmową łącznie około 400 imigrantów zostało zatrzymanych na granicy polsko-białoruskiej. Oczywiście nie jest to jeszcze taka skala jak na Litwie, ale jest to wyraźny wzrost w porównaniu do poprzednich lat. Wszystko wskazuje na to, że ten scenariusz, który widać na Litwie, zaczyna powtarzać się również u nas. Jedyne co może sytuację Polski i Litwy odróżniać to infrastruktura graniczna, trudniejsza do przekroczenia granica ze względu na warunki naturalne i lepsza zdolność Polski do przyjęcia większych ilości migrantów.

Jak ten kryzys wpływa na działania litewskiego rządu i całą scenę polityczną? Słychać nawet pogłoski o litewskiej odpowiedzi w postaci wprowadzenia stanu wyjątkowego.

Gdy kryzys zaczął przybierać na sile, na Litwie został wprowadzony stan sytuacji ekstremalnej. To jest forma stanu nadzwyczajnego, ale o stopień niższa od stanu wyjątkowego, analogiczna do polskiego stanu klęski żywiołowej. Nie daje więc on specjalnych uprawnień władzy i nie ogranicza w poważnym stopniu praw i swobód obywatelskich.

Pomysł wprowadzenia stanu wyjątkowego na obszarze przygranicznym wychodzi głównie z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Oznaczałby on pewne ograniczenia w poruszaniu się, dałby możliwość wykorzystania wojska i skierowania go do kontroli granicy. Obecnie wojsko wyłącznie asystuje Straży Granicznej, ale nie strzeże granicy. Gdyby został wprowadzony, to również wojsko kontrolowałoby granicę. Więcej o tym dyskutowano, kiedy pojawiły się dość poważne niepokoje na terenach przygranicznych, skutkujące nawet protestami przeciwko lokalizacji ośrodków dla migrantów.

W chwili obecnej wydaje się, że władze będą się starać, aby uniknąć jego wprowadzenia. Nie chcą straszyć społeczeństwa i ograniczać jego swobód, szczególnie w czasie pandemii, gdy i tak niepokój jest wszechobecny, a niezadowolenie społeczne rośnie.

Tak jak wspomniałem, odbyły się protesty po tym, jak rząd podjął decyzję, by ulokować ośrodek dla migrantów w niewielkiej miejscowości Dziewieniszki, leżącej niedaleko Wilna tuż przy granicy z Białorusią, którą zamieszkuje kilkaset osób, w większości należących do polskiej mniejszości. Ta decyzja wywołała bardzo duże poruszenie. Pojawiły się nawet głosy, że w związku z tym, że jest to obszar mieszany etnicznie, to działanie litewskich władz były wymierzone w polską mniejszość. Finalnie władze pod presją protestów polskiej społeczności z ośrodka w Dziewieniszkach się wycofały. Aczkolwiek byłoby to też niewłaściwe stwierdzenie, że tylko Polacy na Litwie protestują przeciw przyjmowaniu imigrantów.

Jak na razie to skrajna prawica – na Litwie siła marginalna, ale dosyć głośna – próbuje politycznie eksploatować ten temat. Niemniej, wygląda na to, że jeśli ten kryzys może kogoś politycznie wzmocnić, to zwiększy poparcie polityków głównego nurtu, którzy są zwolennikami twardej polityki wobec imigrantów i uszczelniania granicy.

Tę twardą politykę rząd litewski już urzeczywistnia. Od 2 sierpnia Litwa odsyła napływających imigrantów z powrotem na Białoruś.

Tak, to jest decyzja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Zakłada ona, że osoby, które próbują przedostać się nielegalnie przez granicę mają być zatrzymane i kierowane z powrotem na terytorium Białorusi. Dodano też ważne zastrzeżenie, że w czasie tego zatrzymania należy instruować imigrantów, że jeśli chcą złożyć wniosek o azyl, to powinni zgłosić się na posterunek graniczny albo do litewskich placówek dyplomatycznych. Jest to furtka, którą litewskie władze sobie pozostawiły na wypadek skarg. Formalnie, według prawa międzynarodowego nie powinno się nikomu odmawiać prawa do złożenia wniosku o azyl, natomiast nie jest złamaniem prawa odesłanie migranta przy jednoczesnym pozostawieniu mu alternatywy.

        To jest taktyka, która w polityce międzynarodowej nosi nazwę pushback, czyli odepchnięcia. Była stosowana w różny sposób, przez różne kraje, m.in. Chorwację, Hiszpanię czy Węgry.  Sprawy z tych państw często trafiały do trybunałów np. do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który oceniał, czy to odpychanie migrantów było złamaniem prawa międzynarodowego. Z reguły, jeśli pozostawiono imigrantom alternatywę, że mogą złożyć ten wniosek w inny sposób, to Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdzał, że nie złamano prawa międzynarodowego. Prawdopodobnie, kierując się właśnie tymi doświadczeniami, Litwa wprowadziła to zastrzeżenie.

        Jednak inną kwestią jest to, jak jest ono wykonywane. Są już doniesienia naocznych świadków, między innymi Vytautasa Valentinavičiusa, który w kancelarii litewskiego sejmu kieruje biurem praw człowieka. Z jego relacji z granicy wynika, że imigrantów nie informuje się o tej możliwości składania wniosku o azyl. Istnieje więc ryzyko, że Litwa balansuje na granicy prawa. Tego jak jest naprawdę, nie dowiemy się dopóki ta sprawa nie trafi do sądu.

        Jak na te oskarżenia reaguje opinia publiczna?

        W mediach już od jakiegoś czasu toczy się dyskusja nad tym, czy Litwa postępuje właściwie z imigrantami. Pojawiają się głosy, że Litwa nie jest przygotowana by przyjąć tego napływu ludzi. Wskazuje się, że służby nie byłyby w stanie wszystkich ich sprawdzić, a przecież nie ma pewności, kto w tym tłumie jest potrzebującym, a kto choćby terrorystą.

        Z drugiej strony, wybrzmiewa teza, że Litwa balansuje na granicy prawa. Jej zwolennicy wskazują, że w sytuacji konfliktowej z państwem autorytarnym (jakim jest Białoruś) to Litwa powinna dać przykład poszanowania wartości demokratycznych i moralności, wyciągając rękę do ludzi potrzebujących pomocy. Z drugiej strony, mieliśmy sugestywne stwierdzenie litewskiej minister spraw wewnętrznych, która powiedziała, że Litwa będzie kontynuować praktykę odsyłania imigrantów na Białoruś, nawet gdy jednocześnie zauważa, że po powrocie może grozić im naruszenie ich praw człowieka.

Publikacja wyraża jedynie poglądy autora i nie może być utożsamiana z oficjalnym stanowiskiem Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.

Za Klub Jagielloński