Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Rozdział 13

Narada w schowku pod schodami

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Szary postanowił zaszyć się na burzowe popołudnie w bibliotece. Planował to od momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczył to miejsce. Biblioteka Babu zrobiła na nim wtedy wielkie wrażenie. Później wiele razy wpadał do niej i próbował czytać, ale nigdy nie mógł zostać dłużej. W zamku ciągle działo się coś, w czym chciał brać udział. Wiele koników odnosiło się do jego czytelnictwa sceptycznie, podobnie zresztą jak do czytelnictwa w ogóle. Dogadywały mu, robiąc głupie uwagi, kiedy tylko napomknął o książkach albo o czymś, czego się z nich dowiedział. Książki pożyczone z biblioteki Babu czytał zwykle ukradkiem pod kołdrą. Inni już spali. Kiedy w końcu książka wypadała mu z kopyta, śnił o jej dalszym ciągu.

Burzowy dzień przypomniał mu Julkę czytającą za żółtym fotelem, jeszcze w Tudii. Uznał to wtedy za świetny pomysł. Przeszło mu nawet przez myśl, że mimo jej młodszego wieku, można się od niej czegoś nauczyć. W zamku miał dla siebie całą bibliotekę, która przeważnie stała pusta. Teraz wszedł do niej ukradkiem i cicho zamknął drzwi. Na zewnątrz przewalała się ósma tego dnia burza. W bibliotece zrobiło się od niej ciemnawo. W oknach wisiały specjalne, ciężkie kotary pluszowe dla ochrony ksiąg. Wielki Naprawczy zawiesił je na prośbę Babu. Dzisiaj nie były potrzebne. Szary musiał je rozsunąć, żeby w ogóle móc czytać. Położył się na grzbietach tomów ustawionych najniżej i z przyjemnością wciągał w nozdrza zapach prastarego kurzu. Otaczały go książki stojące na półkach od sufitu do podłogi.
„To jest to” westchnął. „Marzyłem o tej chwili. Jak ona tę komnatę ładnie urządziła…”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Poczuł wielką wdzięczność dla Babu. Wcześniej, wstępując do biblioteki, żeby wymieniać książki, odłożył sobie na dolnej półce małą kupkę do przejrzenia. Kiedy będzie miał trochę spokoju. Teraz zabrał się za nią z wypiekami. Otworzył zeszyt w zniszczonej, ale pięknej oprawie.  Na pierwszej stronie było wykaligrafowane: Sprawy i sprawki małej szczypawki. Nie zainteresowało go to w tej chwili, więc sięgnął po pierwszą odłożoną książkę: Jak sobie radzić z dorosłymi. Pod spodem był podtytuł: Książka dla dzieci o dorosłych. Ściśle tajne. Nie przekazywać dorosłym.
– Może powinienem pokazać to Julce – powiedział i położył blisko siebie.
Niektóre książki odłożył kiedyś w pośpiechu, zwykle dlatego, że podobały mu się okładki. Jedną z nich były Upięcia ogona na 5000 sposobów.
– Acha, akurat, już sobie to wyobrażam – zarżał sceptycznie, odsuwając ją daleko, i sięgnął po Poradnik norkotora. Z krótkiego tekstu na tylnej okładce dowiedział się, że norkotor to zwierzę, które lubi swoją norę, chętnie w niej siedzi i dużo pracuje nad jej ulepszaniem lub upiększaniem. Okładka miała zdjęcie imponująco urządzonej dziupli.
„Coś dla Mylinki. Szkoda, że tu nie przyszedłem przed jej przylotem” pomyślał i poczuł, że ma ochotę na powieść.
Rycerz w każdym domu, to już bardziej… – mruknął, po czym przeszedł do stosu, na który najbardziej się cieszył:
Gall Anonim, Kronika polska – przeczytał z okładki i bardzo sią ożywił, ale nie zaczął czytać od razu. Chciał zobaczyć 12 tomów innego dzieła, które też sobie kiedyś przygotował: Roczniki, czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego.
Jan Długosz – zarżał i z zaróżowionymi policzkami przełożył 12 ksiąg, żeby zobaczyć co leży pod nimi.
Ks. Piotr Skarga: Żywoty świętych polskich – superbohaterowie! To będzie to” pomyślał i z trudem się oderwał, żeby zobaczyć, co jeszcze ma przed sobą. Każda kolejna książka interesowała go jeszcze bardziej, niż poprzednia. Trudno mu się było zdecydować. Postanowił zacząć czytanie od końca, czyli od samego dna przygotowanego stosu. Pod Żywotami świętych leżał jeszcze jeden stary tom. Szary wziął go do ręki i ułożył się na brzuchu, na grzbietach książek stojących na półce.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

W cienkiej, ale dużej formatem księdze, po której na próżno spodziewał się obrazków, zatopił się w historii smutnego rycerza. Rycerz chciał wynagrodzić swojego konia za wierność i trudy, więc na narzędziu do dłubania w kopycie wygrawerował dla niego dedykację zaczynającą się od słów Dla mojego ulubionego konia. W czasie uczty schował narzędzie pod blatem stołu. Oderwany od biesiady przez ważne sprawy, zapomniał o nim. Niestety, zaraz potem niespodziewanie wyruszył na bitwę. Nigdy więcej nie dane mu już było siedzieć przy tym samym stole. Przez całe życie żałował, że nie podarował koniowi cennej pamiątki. Szary przerwał czytanie. Myślał o narzędziu wyrwanym spod blatu stołu w mieszkaniu Julki.  Bał się, że od wagi rewelacyjnej informacji pęknie mu głowa: „Niesamowite, czyli nasz stół jest stąd. Teraz wiadomo na pewno”.
Zamykając książkę, wewnątrz tylnej okładki, zauważył złoty napis:

Oprawa księgi:

Wuj,
Certyfikowany specjalista od oprawy ksiąg,
Gród Prastary, na rogu Rynku

– To nasz Wuj! – ponieważ znał już wszechstronność Wuja, wcale go to nie zdziwiło. – Muszę go zapytać, czemu porzucił oprawianie. Ja bym się tym chętnie zajmował całe życie.

Rozpierała go chęć porozmawiania z innymi, ale zanim wstał, sięgnął po jeszcze jedną książkę. Tym razem z półki. Zrobił to dlatego, że była wsunięta między inne tylko do połowy. Jakby jej ktoś w pośpiechu nie dopchnął do końca. Wydała mu się podejrzanie lekka, jak na swój rozmiar. W następnej chwili z wrażenia o mało nie spadł z półki. Książka była tajemnym schowkiem. Wyglądała na zwykłą księgę, oprawioną w skórę. Kiedy ją otworzył, zobaczył, że cały środek jest wydrążony  i wyklejony bordowym aksamitem. Na materiale leżał srebrny pierścionek z jagodą zamiast kamienia. Wpatrując się w niego, Szary rozpoznał napis:

Żeby mieć więcej czasu, trzeba przestać się spieszyć. Zatrzymaj się i pomyśl

 

Wziął lupę, którą miał pod kopytem, i bez trudu przeczytał dalej:

 

dokąd idziesz, i czy naprawdę chcesz tam iść.
Dobrze wykorzystać czas, znaczy być dobrym.
Znajdź czas dla innych, w tym biednych, nieszczęśliwych, i odrzuconych.

„Przepis na dobre wykorzystanie czasu. Czasu, którego nie da się zrobić. Ale czasu, który już mamy, bo został nam dany. Niesamowite…” powiedział do siebie. „Muszę znaleźć innych”.
Coraz bardziej utwierdzała się w nim świadomość, że biblioteka, nad którą sprawowała pieczę Babu, była prawdziwą skarbnicą wiedzy. Nie tylko kryła w sobie wiele tajemnic, ale mogła też pomóc w ich wyjaśnianiu. Nie mógł czekać ani chwili dłużej. Pokonując coraz to nowe, nieznane sobie, tajemne korytarze, bez planu zamku sporządzonego przez Wielkiego Naprawczego, kłusował, miejscami przechodząc w galop. Po schodach biegł jak na skrzydłach i niczego się nie bał.
„Na pewno siedzą gdzieś w środku, nie kąpią się przecież w fosie” pomyślał, widząc przez okno strugi deszczu.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

* * *

Zaraz po tym, jak Szary pierwszy wybiegł po obiedzie z jadalni, pozostałe konie królewskie postanowiły w czasie szalejącej burzy trzymać się razem. Zauważyły, że wszyscy rozchodzą się w różne strony i poczuły się nieswojo. Mimo wczesnopopołudniowej pory w zamku było ciemno.
– Czy nie uważacie, że nazbierało się trochę spraw, które powinniśmy omówić na spokojnie? – spytał konik w kolorze skorupki jajka.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Pozostałe koniki natychmiast zgodziły się na zorganizowanie zebrania. W ten sposób nikt nie musiał się przyznać, że jest mu łyso zostać samemu. Wspólne siedzenie w jakimś przytulnym kąciku zebraniowym bardzo im w tej chwili odpowiadało. Chwilę biegały całym stadem w różnych kierunkach, aż w końcu wybór padł na schowek Babu pod schodami koło kuchni. Już wcześniej odkryły, że Babu nie zamyka go na klucz. Był zaciszny, ciepły, i cudownie pachniało w nim przyprawami. Miał tylko jedno małe, okrągłe okienko, przez które wpadało mało światła, ale za to błyskawice też było przez nie mało widać. Koniki bały się burzy, bo wiedziały, że jest naprawdę niebezpieczna, ale z drugiej strony lubiły nastrój, który przynosiła. Usadowiły się na środku schowka. Po każdym grzmocie bezwiednie przysuwały się do siebie, tak że krąg coraz bardziej się zacieśniał. Po chwili siedziały zupełnie przytulone. Na wszelki wypadek miały przy sobie tarcze i miecze z masy solnej, które wyschły już na kamień. Ze względu na wagę omawianych spraw ustaliły, że zebranie będzie tajne:
– Musimy uzgodnić hasło. Proponuję: TYGRYS WYGRYS MA… – zarżał Biały z tylko jedną szarą łatką.
– Każdy wie, że …SIOSTRĘ I BRATA! – prychnął sceptycznie konik w kolorze zjełczałej śmietanki, który uważał, że Biały z tylko jedną szarą łatką zawsze się wymądrza. A już szczególnie na zebraniach.
– Już zaczyna – mruknął.
– W takim razie możemy zrobić inny odzew, na przykład niech będzie tak: TYGRYS WYGRYS MA?, a odpowiedź: PONAD 3 LATA – Biały z tylko jedną szarą łatką łatwo się nie zrażał.
– Nie, bez przesady. Wygrys się na nas obrazi, jak usłyszy coś takiego. Powie, że znowu mu wypominamy wiek. To jest zupełnie bez sensu – konik w kolorze zjełczałej śmietanki wydął chrapy z niesmakiem.
– A co byś powiedział na: ZA DUŻO FUTRA? – nie poddawał się Biały z tylko jedną szarą łatką.
– Wygrys często narzeka w lecie, że mu za gorąco, tak że to może ma jakiś sens… – wtrącił konik w kolorze łupiny orzecha włoskiego.
Propozycja została przyjęta.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Myślę, że wszystkim wam chodzi po głowie to, co mnie – zaczął konik w kolorze skorupki jajka, który przez całe wakacje zaglądał do rulonów przywiezionych z Tudii i przechowywanych pod posłaniem. – Tylko ciągle jesteśmy za bardzo zajęci, żeby się tym wreszcie zająć.
– Yhm… yhm – rozległo się potakujące rżenie z różnych stron.
– No pewnie, rulony – mruknął Jasnoszary.
– Czy zrozumieliście coś z historii doktora o czerwonym robaczku? – odważył się zapytać Szary w małe czarne łatki na grzbiecie.
– Czerwiec polski  – powiedział konik w kolorze skorupki jajka – był przez kilka wieków używany do farbowania tkanin w całej Europie. Na czerwono. O tym właśnie mówił doktor. A potem też o innych kolorach. Wszystko stało sią dla mnie wtedy jasne. Nasze rulony zawierają cenne receptury na kolory do farbowania.
– Na pewno piękne kolory – powiedział z przejęciem Szary.
– Na pewno tajne receptury – dodał rzeczowo Ciemnobrązowy.
– Ja się tego domyślałem już znacznie wcześniej – Biały z tylko jedną szarą łatką przeważnie wszystko wiedział wcześniej, niż inni.
– Tak, od dawna wszyscy mieliśmy jakieś przeczucia, ale czy nic wam się nie rzuciło w oczy, kiedy Babu dostała przesyłkę barwników? – zapytał konik w kolorze skorupki jajka.
Patrzyli po sobie i wzruszali ramionami.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Były pięknie opakowane – przypomniał sobie jeden z brązowych koników.
– I takie archaiczne, jakby niedzisiejsze – dodał inny.
– Od razu zwróciłem uwagę na etykiety i dołączone instrukcje – odezwał się znowu skorupkowy. – Liternictwo było identyczne, jak na naszych rulonach. Często powtarzały się te same wyrazy, co na nich. Ale wiecie, co mnie najbardziej uderzyło? Zapach. Po zapachu wiedziałem, że pochodzą z tego samego miejsca.
Nikt nic nie powiedział, ale koniki były pod wielkim wrażeniem. W myślach odtwarzały fakty i przyznawały, że to, co mówi konik w kolorze skorupki jajka, wydaje się bardzo prawdopodobne.
– To jeszcze nie wszystko. Zanim zabrali skrzynię do piwnic, odpisałem adres z kartki ze słowem Faktura na samej górze. Rozciągnął przed nimi mały papierek złożony w kostkę.
– W jednej trzeciej drogi między Rynkiem, a Zamkiem, Królewski Gród Prastary – przeczytał początek swojej notatki. –  Myślę, że powinniśmy się tam wybrać.
– To może nie być takie łatwe. Jak na przykład wytłumaczyć, po co jedziemy?  – mruknął Ciemnoszary.
– Trzeba będzie znaleźć pretekst – powiedział Biały z tylko jedną szarą łatką.
– Taka okazja może nam się już nigdy nie zdarzyć. Jesteśmy bardzo blisko – Ciemnobrązowy też był za wyprawą.
– A co z innymi ważnymi rzeczami? Mieliśmy na przykład zbadać sprawę wytwarzania czasu wysokiej jakości… – zapytał Beżowobury.
W tym momencie poruszyła się klamka. Zanim koniki zdążyły przestraszyć się na dobre, w szparze zobaczyły łeb Szarego, który wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
– Co tu robicie po ciemku? – był zdyszany, bo długo ich szukał.
– TYGRYS WYGRYS MA?!!!- wyskoczył na niego znienacka Biały z tylko jedną szarą łatką.
– Oszalałeś? – Szary aż przysiadł na zadzie.
– To jest hasło! Dokończ!
– SIOST… – wyjąkał Szary, który przypominał sobie, jak konik w kolorze zjełczałej śmietanki mówił mu kiedyś, że wymyślił wyliczankę o Wygrysie. Nie pamiętał jej tylko całkiem dokładnie.
– Natychmiast wyjdź! – Biały z tylko jedną szarą łatką stanowczo wskazał mu kopytem drzwi. – To jest tajne zebranie. Nie znasz hasła.
Tego już nie wytrzymał Ciemnoszary. Od czasu obiadu śmieszył go kawałek marchewki, który utkwił Białemu między zębami. Teraz zobaczył, że marchewka jest tam w dalszym ciągu.  Uważał, że Biały z tylko jedną szarą łatką wygląda prześmiesznie.
– Lepiej wyjmij sobie to coś pomarańczowego z między zębów – powiedział spokojnie.
Biały z tylko jedną szarą łatką kompletnie oniemiał i zamknął paszczę.
– Przecież widać, że to swój – dodał jeszcze Ciemnoszary i zrobił Szaremu miejsce w kręgu.
Szary usiadł, bo i tak nie miał już siły stać. Od biegania po całym zamku trzęsły mu się kopyta. Był też spocony.
– Przyszedłeś nam coś poczytać? – zapytał Biały z tylko jedną szarą łatką ironicznie.
Zaczął się nabijać z czytania Szarego tylko z przyzwyczajenia, bo w tej chwili nie było im do śmiechu.
– Nie, pokazać – odpowiedział Szary i otworzył książkę schowek, która wyjął z torby przy siodle.
– Niezły sejf. Jak to znalazłeś? – Ciemnoszary przysunął się bliżej, żeby lepiej zobaczyć.
– Między książkami.
– To jest zwyczajna jagoda? – spytał Ciemnoszary.
– Wygląda i pachnie jak zwyczajna – powiedział Biały z tylko jedną szarą łatką.
– Nie taka całkiem zwyczajna, bo ma coś wygrawerowanego. Szary wyjął lupę i podchodząc do okna powoli przeczytał na głos:
– Żeby mieć więcej czasu, trzeba przestać się spieszyć. Zatrzymaj się i pomyśl dokąd idziesz, i czy naprawdę chcesz tam iść. Dobrze wykorzystać czas, znaczy być dobrym. Znajdź czas dla innych, w tym biednych, nieszczęśliwych i odrzuconych. Nie bój się być dobrym, nawet jeżeli prawie ze wszystkich stron słyszysz rady, żeby wybrać coś wręcz przeciwnego. – Szary był zaskoczony, bo wydawało mu się, że ostatniego zdania wcześniej w jagodzie nie było.
– Panowie, wygląda na to, że nie musimy już szukać ogrodnika – powiedział poważnie Ciemnoszary.
– Niesamowite, jak ktoś to wygrawerował w prawdziwym owocu… – wszyscy po kolei oglądali teraz pierścionek i ściskali jagodę, która wcale się od tego nie zmieniła.
– Co z nim zrobisz? – zapytał beżowy konik w ciemnobrązowe łaty.
– Chciałbym go dać Julce, ale wydaje mi się, że powinienem go oddać do biblioteki.
– Przynajmniej go jej pokaż – zasugerował Grafitowy, a Szary schował cudowny pierścionek drżącymi kopytami.
Zdania przeczytane cichym głosem, wciąż brzmiały wszystkim konikom w uszach. Tym razem nikt się z Szarego nie nabijał.
– Wygląda na to, że nie traciłeś czasu – powiedział Beżowy, któremu było głupio za to, jak go zwykle traktowali, kiedy wspominał o czytaniu.
– Czy wy nie rozumiecie? – Szary usiadł z powrotem na podłodze i podciągnął przednie kopyta pod brodę. – Słuchajcie, przecież w tych jej książkach jest wszystko!
Patrzyli na niego pytająco.
– Babu ma tam wszystkie odpowiedzi! Wystarczy tylko trochę pogrzebać. Znajduje się nawet odpowiedzi, do których nie znało się pytań. Rzeczy, o których naprawdę warto wiedzieć…
– Co masz na myśli? – zapytał Biały, coraz bardziej zafascynowany. Nigdy nie widział Szarego w takim stanie: podekscytowanego, a równocześnie pewnego swoich racji. Widać było, że czytanie jest jego prawdziwą pasją. Taką, dla której można nawet znieść upokorzenia.
– Pamiętacie stół do wszystkiego u Julki w mieszkaniu? Właśnie znalazłem dowód na to, że pochodzi z Tamdii.
– ? ? ? ? ? ? – konikom trudno było uwierzyć, że Szary może mieć coś ciekawego do powiedzenia. Do tej pory zawsze wydawał im się nudny. Na wszelki wypadek milczały, ale tym razem już z zaciekawieniem.
– Pamiętasz narzędzie do dłubania w kopycie, które wyjąłeś spod stołu? To, które wbijało ci się w brzuch? – Szary zwrócił się do Karego.
– No pewnie, zawsze je noszę ze sobą.
– W książce z biblioteki Babu są opisane okoliczności, w jakich pewien rycerz włożył to narzędzie pod stół tutaj, w tej Krainie, rozumiecie?
Kary wyjął ze swojej torby przy siodle narzędzie, a Szary ze swojej książkę. Porównali napisy.
– pro meus ventus equus A.D. – przeczytał Kary z dłubaczki, której wiele razy używał od czasu, kiedy ją znalazł.
– Dla mojego ulubionego konia – przeczytał Szary z książki – niestety nie mam tu mowy o roku.
– Pewnie dlatego Julka tak lubi ten stół. To dla niej jeszcze jeden łącznik między Tudią a Tamdią, Krainą Przodków. Musiała to wyczuwać intuicyjnie – szepnął do siebie konik w kolorze skorupki jajka.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

– Trzeba Julce powiedzieć o stole! A przy okazji namówić ją na wyjazd pod adres z faktury. My też nie marnowaliśmy czasu – powiedział już głośniej do Szarego i wprowadził go w sprawę planowanej wycieczki do Grodu Prastarego.

Za ścianą usłyszeli pojedyncze stuki. Potem zaczęło się tam robić coraz głośniej. Przypomnieli sobie, że siedzą koło kuchni, a odgłosy oznaczają czas kolacji. Ucieszyli się, że spotkają zaraz wszystkich w sali z kominkiem, do której żadna burza nie ma dostępu, bo nie ma w niej okien. Miecze i tarcze postanowili zostawić w składziku pod schodami.
– Rzeczywiście nakopałeś trochę wiedzy w tych twoich książeczkach. – Biały z tylko jedną szarą łatką szturchął Szarego w bok, po raz pierwszy z całkowitą sympatią.
– Tak, i to tylko przez jedno popołudnie.
Inni nic nie mówili, ale czuli się dziwnie, zdając sobie sprawę, że to właśnie Szary rzucił światło na ważne dla wszystkich tajemnice. Nie patrzyli sobie z nim jeszcze prosto w oczy, ale już to planowali. Nie było to zresztą takie proste, bo on sam często spuszczał wzrok. Konik w kolorze kawy z mlekiem pomyślał, że w drodze do Grodu Prastarego pozwoli Szaremu siedzieć z przodu, mimo że to miejsce było zwykle zarezerwowane dla niego, bo na tylnych siedzeniach robiło mu się niedobrze. Nabrali wrażenia, że wkraczają na właściwe tory.

 

Szanowny Wędrowcze,
Jeżeli myślisz, że tę książkę warto przeczytać, daj innym znać, chociaż w jednym zdaniu, dlaczego warto.

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami

Jest to spontaniczna, nieśmiała prośba koników do Wędrowców, którzy wstąpili do Zamku z prawdziwego zdarzenia, a może nawet zatrzymali się w nim na dłużej. Zwłaszcza do Tych, którym się tu podobało i uważają, że jest to książka warta, żeby do niej wejść, zatrzasnąć za sobą okładki i chwilę w niej posiedzieć.

Chodzi po prostu o jakieś dobre słowo, lub dwa.

Może jedno zdanie.

Każda wypowiedź od serca, choćby najkrótsza, będzie przyjęta przez koniki z najwyższą końską wdzięcznością.

Wszystkie rzeczy liczą się w życiu, nawet te najmniejsze, więc, kto wie, może właśnie te krótkie wpisy pomogą konikom pogalopować dalej. Zależy im na drugim wydaniu książki, bo one poza nią przecież w ogóle nie istnieją.

Dobre słowo pod adresem tej książki można wysłać do koników na email: marta.kotburska@gmail.com

Koniki wpiszą je do Zamkowej Księgi Wędrowców, czyli tutaj:

https://www.starystoldowszystkiego.com/zamkowa-ksiega-wedrowcow/

Zamek z prawdziwego zdarzenia – Marta Kotburska – Zamek z kolorowymi oknami