GLOSA DO „LEX TVN”

W nawiązaniu do krytycznego artykułu p. Janusza Niemczyka nt. prezydenckiego weta do ustawy „lex TVN” dorzucam niniejszym swoje trzy grosze. To co zrobił kolejny (p)rezydent Andrzej Duda woła o pomstę do nieba – chciałoby się powiedzieć. Ale najwidoczniej Niebo ma mnóstwo innych spraw na głowie, więc jest jak jest, czyli polityczny do(…)upizm.

        Nie trzeba być uczonym politologiem, żeby wiedzieć, że uprawianie polityki to nic innego jak gra na rzecz interesów swojego państwa, kraju, lokalnej społeczności etc. Tymczasem tzw. polscy politycy od co najmniej z górą kilkuset lat, „grają” na modłę agenturalnej dyktatury opłacanej przez niekoniecznie wrogie nam państwa. A dziś tę rolę w sposób wielce znaczący odgrywa agentura zwana opozycją.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Wcześniej była to agentura z nadania Sowieciarzy, a dziś w ponad trzydzieści lat od uzyskania niepodległości od Związku Z(d)radzieckiego, a zainfekowania polskiej sceny politycznej post-okrągłostołowym politycznym służalstwem wobec amerykańsko-żydowskiego lobby (i nie tylko), „Po-PiS”-owi politycy pchają nasz Kraj w kolejną polityczną „ulicę bez wylotu”, jak to zrobiła Sanacja II RP. Zupełnie nie biorąc pod uwagę ostrzeżeń marszałka Piłsudskiego. Tak i dziś „włodarze” naszej Ojczyzny zupełnie zrezygnowali z polityki balansu między Wschodem a Zachodem. I teraz to się zaczyna mścić – vide konflikt na granicy pol.-białoruskiej. I oby nie było gorzej!

        Wracając do prezydenckiego weta, wygląda na to, że roszczeniowe stanowisko amerykańskich Żydów tylko czeka na właściwy moment, żeby się przejechać po Polsce jak nie przymierzając czołg „abrams” po pustym pudełku po butach(?). Bo trzeba mieć dobre, wygodne buty, żeby uciec przed problemami jakie czakają polskie państwo.

        Tymczasem „nasz” (p)rezydent bełkocze coś o „polskiej” spuściźnie Polin i zapala kolejny już raz szabasowe świece w Pałacu Prezydenckim wzorem „niesakazitelnego” prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A teraz A. Duda wetuje ustawę będącą kolejną rózgą na naszą, polską rachityczną dziś suwerenność, nie mówiąc już o… niepodległości. Powołując się w swym uzasadnieniu na rzymską maksymę: „Dura lex sed lex”[„Twarde prawo lecz prawo”].

        Reasumując chciałbym zwrócić uwagę pt. Czytelników na politykę prowadzoną przez ministra Edukacji, p. prof. Przemysława Czarnka i Jego działalności w walce z post-marksistowskim lewactwem (lex Czarnek). Przykład godny naśladowania!

        Skowyt lewackiej trzody wraz z politycznym fetorem chlewu nie dają Mu spokoju. Przykład p. ministra to tylko taki mój wtręt, glosa do glosy. Oby więcej takich postaci na polskiej scenie politycznej!

        Wracając do prezydenckiego weta w sprawie ustawy „lex TVN” to prosta droga – jak mówi p. Niemczyk – do ustanowienia w Polsce dyktatury medialnych korporacji na wzór amerykański, kiedy to urzędujący prez. D. Trump został ubezwłasnowolniony w tak niebywały wcześniej sposób (sic!).

        (P)rezydent Duda w uzasadnieniu swojej decyzji powołuje się na honor polskiego narodu, a sam postępuje wręcz haniebnie, tchórzliwie stosując różne wywijanki prawne niegodne prezydenta Rz-plitej. To prezydenckie weto wepchnie państwo polskie w jeszcze większe niż dotychczas kłopoty.

        Zakończę jak to uczynił autor wspomnianego artykułu: „Obym się w tej sprawie mylił”

Z poważaniem,

Wojciech J. Antczak

•••

Dzień Dobry.

Pan Andrzej Kumor.

W Polsce jest trochę weselej niż w Kanadzie bo codziennie umiera 600-700 osób, bo Polacy nie chcą się SZPRYCOWAĆ tak jak Kanadyjczycy.

Życzę dobrego Nowego Roku.

Stanislaw

Od Redakcji: Nie nazwałbym tego w ten sposób. AK

•••

Pan Andrzej Kumor.

        Pański język w filmiku “Okazało się, że matematyka dyskryminuje! Robi się coraz bardziej wesoło!” jest obraźliwym slangiem, który obraża mnie, obraża Kanadyjczków. Uzurpuje sobie Pan prawo do obrażania i krytyki zaszczepionych Kanadyjczków (90% populacji). Namolne używanie zwrotu NASZPRYCOWANI nie mieści się w standardzie dziennikarstwa i kultury języka. Formę przeprosin pozostawiam Panu.

Stanislaw Zaucha

Od Redakcji: Szanowny Panie, niczego sobie nie uzurpuję, bowiem każdy ma prawo do własnej opinii, a tym bardziej krytyki. Moją opinię od dawna jasno wyrażam; że każdy ma prawo do podejmowania decyzji o szczepieniu na własną rękę i nikomu nic do tego. Krytykuję natomiast przymus administracyjny “wyszczepiania”. Co do oceny stylu mojej wypowiedzi szanuję Pana zdanie, Słowo „zaszprycowani” w żadnym wypadku nie jest w języku polskim obraźliwe, a jego stosowanie jest narzucone przez producentów programu z uwagi na wyłapywanie przez algorytmy YouTube polskiego słowa “zaszczepieni” i ograniczania zasięgów propagacji programów.

Pozdrawiam Pana serdecznie

Andrzej Kumor

•••

        Witam państwa w Nowym już Roku, I ja pozwolę sobie coś powiedzieć.

Wysłuchałam (… )”Robi się wesoło”.

        Nawet tutaj, gdy czytam komentarze po czyimś wystąpieniu,  to widać tę zaczepność i szukanie detali, żeby ukąsić.

        Państwa streszczenie dotyczące pobytu tutaj na tej ziemi pokrywa się z moimi odczuciami. Jestem w innej prowincji, i myślę że jest jeszcze inaczej … z uwagi na ludność frankofońską.

        Jak państwu przypuszczalnie wiadomo, nie chcą mówić po angielsku, udają że nie rozumieją – co czyni życie bardziej trudnym. Ich język jest jak, powiedzmy, nasz kaszubski … nie obrażając nikogo. Takie okropieństwo, że człowiek nie jest w stanie opanować tego cudeńka …

        Źle się z nimi pracuje – wszystko pod linijkę… nie ma ludzkich odruchów. to jest coś, o czym pan wspomniał w rozmowie… na wesoło…

        Ci ludzie są nauczeni donosić. Posłużę się przykładem, kiedy w swoim czasie latałam po tych różnych kursach językowych… Nabierałam doświadczenia kanadyjskiego.

        Dyrektor szkoły potrafiła przyjść na początku zajęć i wręcz nakłaniała, żeby przyjść do jej pokoju i mówić – co się nie podoba, cokolwiek. Przy tym wielokrotnie podkreślała, że to będzie ściśle tajne, że nikt się nie dowie, kto złożył raport (tak oni to tutaj określają)

        Z uwagi na różne kultury, które się ze sobą spotkały, jest to wielce niebezpieczne, bo z łatwością można się znaleźć na czarnej liście, bez możliwości skonfrontowania… Ludzie nie wstydzą się składać raportów na innych, a wręcz przeciwnie – uważają to za normalność. Kooperatywny naród.

        Ciekawa jest mentalność, kiedy rodzina oznajmia sąsiadce, że z uwagi na uroczystość rodzinną danego dnia będzie trochę głośniej… Ta przyjmuje to do wiadomości i mówi „ nie ma problemu. Po czym w środku zabawy powiadomiona policja przez nią przerywa  swoją wizytą  uroczystość. Uroczystość – to już nie jest to po wizycie stróżów prawa. U nas tak nie było. Jak się powiedziało, to się tego trzymało.

        Pamiętam swój kraj, jako młoda osoba, że potrząsnęło się ręką, wypiło razem powiedzmy symboliczną kawę i dotrzymało się słowa. Czego nie widzę od początku swojego przyjazdu tutaj. Tutaj, to nawet trzeba mieć się na baczności przed tak zwanymi autorytetami … skromnie rzeknę. Ale przed swoimi niekiedy również.

        Pomyśleć, że widziałam te różnice już od samego początku: inny, dziwny, obcy świat. Dodam, że inne nacje są traktowane powiedzmy cieplej… Ja doświadczam w pewnym sensie dyskryminacji (Europejka) W konfrontacji marne mam szanse z osobą o ciemniejszej skórze, a w dodatku mówiącą po francusku.

        Często słyszę … jesteś w Quebecu i powinnaś mówić po francusku. To jest Quebec ! Nawet w renomowanym sklepie z pieczywem – przyzwoita dzielnica, kasjer powiedział po francusku sumę i to dość szybko. Mówię „powiedz po angielsku„ – młody był. A on „ jesteś w Quebecu – powinnaś mówić po francusku „Ja, że on młody i tym bardziej powinien być dwujęzyczny i obsłużyć w języku, który jest mi znany. A w ogóle co oznacza ta dyskryminacja…?

        Pełno ludzi w sklepie – nikt nie stanął w mojej obronie. Nikt nie rzekł jednego słowa. Wszyscy w milczeniu się przyglądali i patrzyli – na ile pewnie jestem agresywna …

A kierownik sklepu powiedział, że on jest frankofonem i mówi w języku, który zna najlepiej …

Nie może człowiekowi podskoczyć ciśnienie, bo natychmiast oskarżają o agresję. Trzeba mówić cicho, lekko się uśmiechając…

Tak – u siebie, to u siebie … Ale zależy, czy ma się sprawdzonych przyjaciół, poza tym nasze życie toczyło się innymi torami – tam i tutaj.

        Byłam tam dwa lata temu, a generalnie tylko dwa razy.

        A to z przyczyn oczywistych.

        Wiadomo wakacje w północnych stronach, załatwianie jakiś biurowych spraw … Nie poznawałam ulic. Ludzie też wydawali mi się dziwni, ale grzeczni.

        Jako ciekawostka – ponieważ jestem rowerzystką zapalczywą, dużo czasu spędzałam i poruszałam się po mieście w ten sposób.

        – Co zwróciło moją uwagę ? Wszyscy, którzy szli chodnikiem, przepraszali mnie, że są na mojej drodze.  Czasami bowiem poruszałam się po chodniku, bo był duży ruch na ulicy …

        Ale wolno sobie jechałam i ostrożnie oczywiście.

        Tutaj – jadąc po tym chodniku, dzielnica przyzwoita, niewielu pieszych, ruch na ulicy, że nie można się wcisnąć, a przechodzący krzyczy „ masz ulicę do tego, nie powinnaś jechać chodnikiem „. Ja „ wiem doskonale, ale zobacz ulicę, chcesz żeby mnie rozjechał samochód (…) ? On „ nie masz prawa być na chodniku „ ja „ znam prawo, ale możemy być ludzcy … itd.

        Bo jest prawo i koniec. Nie istotne, że jadę ostrożnie, że jest dużo przestrzeni, mało idących. Przecież nie będę tego robić, jeśli jest tłum na chodniku. I to jest ten niesmak bycia wśród tych ludzi. Bezdusznych, zasłaniających się prawem.

        A wieści z ostatniej chwili – że u nas od 17 tego, mają być paszporty do wejścia do sklepów alkoholowych i sklepów z tym zielskiem. Uderzają tam, gdzie najwięcej ludzi przychodzi. Bo tam ludzie oprócz sklepów z jedzeniem,ustawiają się w kolejkach najczęściej.

        Mój dzieciak pracuje na lotnisku. Już mówią o trzeciej. Mówię, żeby poszli do prawnika. Ale narzuciło lotnisko do tego stopnia, że będą zwalniać jak już to zrobili tym co nie chcieli. Większość , żeby tego uniknąć zrobiła to. Ludzie swoje wiedzą, ale nie umieją się chyba przeciwstawić. I ja teraz będę patrzeć na dzieciaka, czy oddycha …. czy nic mu nie będzie… Jaki to jest stres. Ja nie jestem i mieszkam z człowiekiem, który jest. Ale nie może być inaczej. Jest nam jakoś raźniej. Zawsze miło, że ktoś jest obok… Nie widzę go samego tutaj. Mówię, żeby wracał do kraju. Będzie tutaj sam…

        Człowiek siedzi na beczce z prochem.

Słucham niezależnych itd … na ile czas pozwala.

Żadnej logiki w tym parciu na ten niepewny środek. A nazwiskiem tego siejącego mowę nienawiści skierowaną na takich jak ja – nazwane jest lotnisko …

        Nie jest wesoło.

        Mój dzieciak jest po polityce i historii ( sama wychowywała tutaj ) Można z nim porozmawiać. Z innymi zahipnotyzowanymi dzieciakami, rodzice nie mogą rozmawiać na pewne tematy… dzieciaki (dorosłe) nie chcą nawet słuchać i wrzeszczą, że To są teorie spiskowe.

        Jak to jest możliwe, że się tak naciska, skoro muszą docierać do rządzących informacje dotyczące skuteczności… bezpieczeństwa… Jak to jest, że jedni lekarze, naukowcy wiedzą swoje, a inni wiedzą coś kompletnie przeciwnego.

Oj – nie robi się wesoło proszę państwa.

Pozdrawiam,

Renata

Od redakcji: Bardzo dziękujemy za relację.

•••

Dzień dobry.

Mieszkam w Polsce i poszukuję rodziny, a dokładniej mojej cioci która wyemigrowała do Kanady w latach 60. Jestem w posiadaniu informacji o jej nazwiska po wyjściu za mąż oraz adresu zamieszkania z 1974r. Piszę ponieważ nie wiem od czego mam zacząć, a konsulat nie odpowiada. Proszę o podpowiedź jaka instytucja w Kanadzie zajmuje się poszukiwaniem osób. Dziękuję za pomoc i pozdrawiam.

Tomasz Radosz E-mail. tomek260976@gmail.com

Od redakcji: Może ktoś będzie wiedział.

•••

         DBAJMY O KULTURĘ I JĘZYK POLSKI JAK O CENNY SKARB – prostota a prostactwo to nie to samo.

        Od niedawna stacja radiowa Classical FM 96.3 ma nową osobę prowadzącą tzw Jukebox.  Jest nią utalentowany pianista (o polskich korzeniach, m.in. laureat Konkursu Chopin’owskiego, który nota bene studiował w Polsce), pan Daniel Wnukowski/Vnukowski.   W miniony piątek, przyjął on telefon z prośbą o dedykację muzyczną.

        Słuchaczka, znana w Toronto pani Danuta, przyniosła wiadomość o śmierci Sydney Poitier, prosząc o uhonorowanie muzyką zmarłego właśnie aktora.  Pan Daniel, słysząc pełne nazwisko tej pani, powitał ją po polsku, co odczytuję jako miły gest… ALE szokiem było dla mnie, że to ona,  jako obca ! mu osoba, publicznie ośmieliła się zwrócić do niego po polsku…. przez „ty” i potem znacznie przedłużyła konwersację po polsku (mogąc tym wywołać również niezadowolenie pracodawcy).

        Kiedy wreszcie, chyba  zreflektowawszy się,  zakończyła tą konwersację po angielsku.  W moim odczuciu, przyniosła ona wstyd Polonii, bo jeśli mówimy po polsku,  to zwłaszcza jeśli zwracamy się do obcej osoby, obowiązuje zasada PRZEZ PAN/PANI, a do tego w towarzystwie, gdzie nie wszyscy znają nasz język etniczny, używa się oficjalnego angielskiego tj zrozumiałego dla wszystkich.

        Czy to tak rzeczywiście trudno jest uszanować podstawowe, odwieczne zasady naszego języka i  kultury, pamiętając, że to co jest stosowne w języku angielskim, nie zawsze wypada przenosić na to co po polsku?

Małgorzata K.