28 ratowników górskich uczestniczyło w 4-dniowej akcji wydobycia ciał trzech alpinistów, którzy zginęli w lawinie w parku narodowym Banff.

Austriach Hansjörg Auer, 35 l., i David Lama, 28 l., oraz Amerykanin Jess Roskelley, 36 l., wspinali się na Howse Peak (3200 m n.p.m., w północno-zachodniej części parku). Stanęli na wierzchołku 16 kwietnia. Zaginęli w środę, a ich ciała znaleziono w niedzielę, u podnóża 1000-metrowej wschodniej ściany góry.

Menedżer Parks Canada, zajmujący się bezpieczeństwem turystów, Brian Webster, mówi, że trasa, którą wybrali alpiniści, była bardzo wymagająca. Wszyscy trzej posiadali jednak umiejętności, które umożliwiały im pokonanie trasy. Po prostu z taką lawiną nikt nie miałby szans, niezależnie od doświadczenia czy sprzętu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W dniu zaginięcia wspinaczy komunikaty lawinowe mówiły o zmiennych warunkach. Zmiany nastąpiły także następnego dnia po wypadku. Przeszła burza śnieżna. Do Howse Peak nie prowadzi żadna droga. Trasę można pokonać tylko na nartach. Ekipy ratunkowe latały nad miejsce zdarzenia śmigłowcem i obserwowały ślady zejścia lawin. Widać też było pozostałości sprzętu wspinaczkowego. Warunki nie pozwalały jednak na bezpieczne lądowanie. Ratownicy wiedzieli, że nikogo żywego nie znajdą.

Shelley Humphries z Parks Canada, która nadzorowała akcję poszukiwawczą, zauważa, że żaden ze wspinaczy nie miał przy sobie nadajnika lawinowego. Alpiniści przeważnie ich nie noszą, ale park zaleca, by mieć je na wyposażeniu, jeśli ktoś się wybiera w odległe rejony. W tym wypadku nadajniki nie uratowałyby życia wspinaczy, ale ułatwiłyby pracę ratownikom, którzy nie musieliby się narażać w takim stopniu. Ekipy poszukiwawcze ruszyły do pracy w sobotę, gdy pogoda się nieco poprawiła. W niedzielę do akcji ruszył pies poszukiwawczy i dopiero on zlokalizował ciała zaginionych.