W ostatnim czasie dużo się mówi o polskiej polityce zagranicznej.

Krytycznie.

Ale to może i dobrze? Bo jak nie mówi się o polskiej polityce zagranicznej wcale, to znaczy, że jest niewidoczna, albo jej nie ma, albo też robi sobie to co chce, tak jak na przykład za PRL-u, czy nawet potem gdy ministrem spraw zagranicznych był Bronisław Geremek, bo jest tak zależna od centrum, że jej nie ma. Tak było za czasów PRL-u. Cała polityka zagraniczna Polski komunistycznej była definiowana w Moskwie, a potem tylko realizowana w naszym biednym kraju. Niegrzeczni po prostu znikali. Wyskakiwali z okien, mieli wypadki samochodowe, albo jakieś inne w Tatrach, choć taternikami nie byli. Czasem też topili się w Solinie, choć mieli awersję do wody, czy też wieszali się. Co? To już było potem?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Może i potem, ale wzorów zachowanie tak łatwo się nie zmienia. A taki egzekutor ubek, to jak już się tego raz nauczył, to koniec, nie łatwo się mu oduczyć. Nie tylko czego Jaś się nie nauczył, tego Jan nie będzie umiał,  ale co Jan umie, to się i nie oduczy łatwo. A więc  wszyscy grzecznie się zgadzali, a nam wmawiali, że to jest dla nas dobre. Ale my byliśmy nieprzekupni, przynajmniej ‘my’ sól ziemi czarnej. W żadne głupoty nie wierzyliśmy. Wiara i prawda szła od Boga samego. To i karier żadnych nie zrobiliśmy.

A to wam się tak tylko zdaje. Na pewno nie partyjnych, ormowskich, zomowskich i donosicielskich. A to już i tak wystarczy, żeby się do cna nie zeszmacić. Ten honor ludzie mieli. A szmaciarzy unikali.

Opowiadał mi jeden z klubu, że pracował w stoczni im. Lenina w Gdańsku. W tej samej gdzie Wałęsa Bolek był niby elektrykiem. To było zanim nastała Solidarność. Wszyscy wiedzieli, że Wałęsa to jest kapuś, i jak chciał się przysiąść na przerwie to wstawali od stołu, bo nie chcieli jeść śniadania ze szmaciarzem. No, a on potem mówił, że na SB był 37 razy, ale nie donosił. A mówią, że konia się nie kopie?  Ale głupoty to gadać dalej można?

Tak jak jedna szmaciarka z Toronto próbowała mnie przekonać, że to donoszenie, to było dawno. Dawno? Dla kogo? Dla niej? Tak się widać chciała rozgrzeszyć, ale to nie ze mną babo te numery. Jesteś i zostaniesz szmaciarką, aż nie przeprosisz tych, którym próbowałaś zmarnować życie. My nie z tych, dla których prawda i dobro jest demokratyczne. Dlatego tak nienawidzicie Boga i Kościoła? Za  prawdę?

A refleksje te nasunęły mi się, bo piszę w dniu 22 lipca. W PRL-u to było ważne święto. 22 lipca 1946 Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN) proklamował wolny naród polski i państwo polskie. To że była to odezwa/manifest dwa dni wcześniej podpisana przez samego Stalina w Moskwie było tajemnicą. Wyszło to na jaw dopiero po zniesieniu tego święta w 1990 roku. Tym samym dekretem nawiązano do przedwojennej tradycji 3-go Maja.

Więc jak odnosimy wrażenie, że poszczególnie ministrowie spraw zagranicznych nie wiedzą co robią, to należy przyjrzeć się szerszym uwarunkowaniom.  Nigdy nie ukrywałam, że moim faworytem jako minister spraw zagranicznych był Witold Waszczykowski. Bo i prawy – znaczy się na prawo, tak jak ja, i pełnia osiągnięć (to za jego ministrowania i dzięki jego wysiłkom Polska została niestałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ). To on także wytyczał linie koalicji. I proszę nie krzyczcie, po co te koalicje. Jak się jest małym, no może średnim, krajem między dwoma smokami takimi jak Rosja i Niemcy, to nie można być silnym tylko dla siebie, nawet jak się ma rację.


Koalicje są niezbędne. Więc ten mój faworyt dostaje często po głowie za koalicje amerykańskie.

To, że zarazem żydowskie, to także prawda. Ale to przecież nie minister spraw zagranicznych sam w sobie decyduje o linii polityki zagranicznej rządu. On tylko realizuje to co silny, niekoniecznie rządzący, postanowił.

Posłużę się przykładem. Dla starszych znanym z ich życiorysu, dla młodszych wartym zainteresowania. W Polsce Ludowej 22 lipca to było święto  proklamowania Manifestu Komunistycznego w 1944 roku w Lublinie. Od tego czasu Polacy po raz któryś znaleźli się pod okupacją. Tym razem sowiecką. Obchody święta 22 lipca były obowiązkowe. Był to nie tylko dzień wolny od pracy, ale dzień w którym wszyscy byli zobligowani do radosnego obchodzenia odrodzenia kraju.

To, że w rzeczywistości manifest został podpisany i zatwierdzony przez Stalina dwa dni wcześniej w Moskwie nie miało znaczenia. Tylko nieliczni komuniści o tym niewiedzieli. Takie to były czasy, bez Internetu, z bardzo reglamentowanym przepływem informacji.

Manifest ukazał się w formie obwieszczenia wraz z pierwszymi dekretami PKWN jako rządu tymczasowego. Przywołuję to po to, aby zilustrować, jak polska polityka zagraniczna jest uzależniona od koalicji, albo rządzącego centrum.

A wszystkim tym zainteresowałam się głębiej po wizycie obecnego ministra spraw zagranicznych Polski Czaputowicza w Toronto. Stali czytelnicy moich felietonów wiedzą, że nie należy on do moich faworytów, nie tylko dlatego, że zamieniono nim mojego ulubieńca Waszczykowskiego, i nie tylko dlatego, że jest jeszcze z ekipy Geremka. Doczytałam się, że było spotkanie z mediami przy składaniu hołdu pod Pomnikiem Katyńskim, i potem jakieś spotkanie z organizacjami polonijnymi. O czym mówili? Dowiemy się?

Alicja Farmus

Tekst Manifestu PKWN został rzeczywiście upubliczniony 22 lipca, ale nie miało to miejsca w Chełmie, lecz w Moskwie. Ogłoszono go na antenie Radia Moskwa. Pierwszą wersję drukowaną (Manifest „trzyszpaltowy”) również wydrukowano w Moskwie.

Manifest stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest Krajowa Rada Narodowa. Rząd RP na uchodźstwie określono jako „władzę samozwańczą, władzę nielegalną”, a konstytucję z 1935 roku „bezprawną”. Stwierdzano, że wraz z wyzwalaniem kraju musi powstać legalny ośrodek władzy, który pokieruje walką narodu. Dlatego, jak stwierdzano, KRN powołał PKWN jako „legalną tymczasową władzę wykonawczą”. Uznano w Manifeście, że KRN i PKWN działają na podstawie konstytucji marcowej z 1921 roku jako „jedynej obowiązującej konstytucji legalnej, uchwalonej prawnie”. Jej podstawowe założenia miały obowiązywać w wyzwalanym kraju aż do wybranego w pięcioprzymiotnikowych wyborach Sejmu Ustawodawczego, który miał uchwalić nową konstytucję.

W sprawach granic Manifest deklarował „powrót do Matki – Ojczyzny starego polskiego Pomorza i Śląska Opolskiego”, walkę o Prusy Wschodnie i szeroki dostęp do morza, „o polskie słupy graniczne nad Odrą”. Na wschodzie granica miała być uregulowana zgodnie z zasadą: ziemie polskie – Polsce, ziemie ukraińskie, białoruskie i litewskie – odpowiednim republikom radzieckim.

Manifest zakładał wraz z wyzwalaniem natychmiastową likwidację organów okupacyjnych i powoływanie przez rady narodowe Milicji Obywatelskiej. Deklarowano przywrócenie wszystkich swobód obywatelskich z wyłączeniem swobody działalności „organizacji faszystowskich”, które jako antynarodowe miały być „tępione z całą surowością prawa”.

Deklarowano przejęcie na cele reformy rolnej ziem niemieckich, zdrajców oraz obszarników. Ta ostatnia kategoria dotyczyła majątków powyżej 50 ha, a na ziemiach poniemieckich 100 ha. Ziemie obszarnicze miały być przejęte bez odszkodowań, lecz z zaopatrzeniem dla byłych właścicieli. Przejęta ziemia miała być rozdzielona za minimalna opłatą między małorolnych i średniorolnych chłopów oraz robotników rolnych i stanowić ich własność indywidualną. Manifest zapewniał także chłopów, że natychmiast po objęciu władzy przez nowy rząd będą zniesione kontyngenty.

W Manifeście zakładano utworzenie systemu płacy minimalnej, rozbudowę systemu ubezpieczeń społecznych opartego na zasadzie samorządności, rozładowanie nędzy mieszkaniowej. Deklarowano wsparcie państwa również dla prywatnej działalności gospodarczej oraz spółdzielczości. Obiecywano wprowadzenie bezpłatnego, powszechnego szkolnictwa na wszystkich szczeblach oraz otoczenie specjalną opieką inteligencji.