Dlaczego nasze państwo polskie nie rozpropagowało w wielu językach świata, z szeroką darmową dystrybucją innej wersji książki ‘Sąsiedzi’, takiej której motywem jest pomoc innych grup etnicznych i narodowościowych w czasie 2-giej Wojny nam Polakom?

        Wzorując się na tym pierwowzorze książki, (autora nie wymienię, bo nie chcę mu robić reklamy, ale wszyscy nazwisko tego zaprzańca i hochsztaplera mieniącego się człowiekiem nauki znamy) trzeba komuś sowicie zapłacić, aby opisał, jak to wyglądało, kiedy sąsiedzi Polaków najeżdżanych przez Niemców (nie żadnych nazies), a potem komunistów z Rosji radzieckiej witali ochoczo kwiatami, często stawiając im bramy triumfalne do miasta, naszych najeźdźców. Ba! Często kolaborowali z najeźdźcami wydając Polaków – sąsiadów w ręce oprawców, zazwyczaj na zatracenie. Dlaczego niepomni byli tego, że pierwotnie uciekając opresji innych znaleźli schronienie w Polsce? Dopiero, jak się karty wojny odwróciły, i najeźdźcy zabijali nie tylko Polaków, to się przekonywali komu służą. Czasem się nawracali, jak na przykład komunista przedwojenny żydowskiego pochodzenia Aleksander Wat (właściwe nazwisko Chwat). Do szkoły średniej uczęszczał z Anatolem Sternem. Świadectwo tego nawrócenia dał  w słynnej książce/pamiętniku  ‘Nasz wiek’. Podobnie jaki i noblista Czesław Miłosz.

        Teraz po wielu dziesiątkach lat, całe grupy roją sobie, jak to walczyli z okupantem Polski, często podszywając się pod walczących Polaków i nasze organizacje podziemne, wcale to, a wcale nie pamiętając, jak traktowali („z góry” – to łagodne określenie) swoich sąsiadów Polaków.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Gdzież są ci dobrzy sąsiedzi, którzy przez pierwsze dwa lata wojny uważali, że to nie ich wojna tylko Polaków i odcinali się od nas kolaborując przeciwko nam z okupantami?

        Iluż to sąsiadów uratowało nas Polaków od zagłady w tym pierwszym okresie wojny? A ilu ratowało i pomagało sąsiadom Polakom z narażeniem własnego życia? Nie widzę, nie słyszę. Zapewne tacy są. Muszą przecież być. Należy tę lukę wypełnić robiąc wielką akcję poszukiwania tych, którzy nam pomagali. Zrobić coś w rodzaju izraelskiego instytutu Yad Vashem, tylko z zasadzeniem drzewek dla tych sprawiedliwych wśród narodów świata, którzy ratowali Polaków z narażeniem życia własnego i rodziny. Tak jak cała rodzina Ulmów w Markowej, została zamordowana przez Niemców, bo ukrywała Żydów.

        Na pewno się tacy nasi dobrzy sąsiedzi znajdą. I tym, i tylko tym, państwo polskie powinno nadawać obywatelstwo. Tak jak Hiszpania nadała obywatelstwo tym wszystkim, którzy walczyli w Wojnie Domowej w Hiszpanii (1936-1939) bez względu na to, po której stronie walczyli. Nie słyszałam, żeby Izrael nadawał obywatelstwo Izraela Sprawiedliwym wśród Narodów Świata za ratowanie Żydów.  No tak, ale Izrael to nie jest państwo świeckie tylko religijne, i byłaby w tym trudność zasadnicza, aby nadawać obywatelstwo państwa religijnego chrześcijanom, a katolikom z Polski w szczególności.

        W tym słynnym Yad Vashem przed zamknięciem list, najwięcej drzewek jest dla Polaków ratujących Żydów. Polska z reguły była bardziej tolerancyjna i gościnna niż inne kraje –  często gości traktowała lepiej niż swoich (nie tylko chłopów pańszczyźnianych).

        W 2020 roku w Izraelu wydano 20 tysięcy polskich paszportów Żydom i obywatelom Izraela. Dlaczego akurat teraz wydaje się tyle tych paszportów w Izraelu?

        Taki paszport to nie lada gratka, bo jest to paszport Unii Europejskiej, co w podróżach po Europie, szczególnie w strefie Schengen ma swoje benefity, takie jak: luźna kontrola graniczna, specjalne bramki dla posiadaczy paszportów UE, inne zasady (mniej restrykcyjne) przewozu towarów. Niestety nie udało mi się uzyskać rzetelnych informacji na jakiej zasadzie uzyskuje się obywatelstwo polskie w Izraelu. Ponoć (staram się o potwierdzenia tego przez polski MSZ) wystarczy potwierdzenie rabina, że taka osoba ma korzenie polskie.

        Tylko jakie?

        Obywatelstwo polskie, jest obywatelstwem krwi, a nie tak jak w Kanadzie i Stanach obywatelstwem miejsca urodzenia, czy nadania. W czasie zaborów, kiedy nie było państwa polskiego, polska krew była  wyznacznikiem polskości. Jesteś z polskiej krwi to jesteś Polakiem.

        Nasze dzieci, wnuki i prawnuki pomimo, że mogą być w drugiej, a nawet dalszej linii urodzone poza Polską, dalej są obywatelami polskimi.

        W wymiarze konfundowania Polonii, ta polskość musi być potwierdzona przez krew, a w wymiarze korzystania z prawa wyborczego posiadaniem polskiego numeru indentyfikacyjnego PESEL, oraz ważnego dokumentu podróży czyli paszportu.

        Czyli te osoby z Izraela, które otrzymały polskie paszporty są krwi polskiej, bo takie są zasady obywatelstwa polskiego. Nie wystarczy urodzić się na byłych terenach nieistniejącej pod  zaborami Polski, aby obywatelstwo polskie mieć. Podobnie nie wystarczyło mieszkać na terenie powstałej ze zgliszcz Polski w roku 1918, ani potem po wojnie.

        W Kanadzie wystarczy odpowiednio długo mieszkać (i starać się o nadanie obywatelstwa), albo się na terenie Kanady urodzić, żeby być kanadyjskim obywatelem.

        W Polsce obowiązuje zasada obywatelstwa krwi polskiej. Zdaje się, że znów czegoś nie rozumiem?

        Ależ rozumiem, rozumiem, aż za dobrze przejrzałam, tak jak i wielu innych Polaków na oczy. Chciałoby mi się napisać mydlić to my, ale nie nam. Ale to jest świetny temat na inny felieton.

        Jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczami polskiego numeru identyfikującego PESEL (nie wygasa), ale dokument podróży stracił ważność, to do widzenia – obywatelami polskimi jesteście połówkowo i na przykład nie możecie korzystać z prawa wyborczego obywateli polskich i brać udziału w wyborach w Polsce, nawet jeśli wasz paszport stracił ważności jeden dzień przed wyborami. Nigdy tego nie rozumiałam – widać jest to za wysokie na mój poziom wykształcenia, logicznego myślenia i polskiego pochodzenia. Co ma ustawa o obywatelstwie, a w szczególności o ważności paszportów do ustawy wyborczej? Ale widać w pokrętnej interpretacji ustaw i zasad ma, byle Polonię odsunąć.

        A potem się tworzy huczne hasła i ‘fake’ programy ‘ takie jak jest nas 60 milionów’. To znaczy 40 milionów w Polsce, a 20 poza. Tylko z tego mało wynika. Taki tekturowy program nie dla Polonii. Zapewne dobry dla organizacji zajmujących się Polonią w Polsce.

        Tak w ogóle to mamy do czynienia z jakimś głębokim kryzysem identyfikacyjnym, nie tylko dobrych sąsiadów, ale i samych siebie.

        Ze zdumieniem patrzyłam jak latem grupka w Poznaniu klękała na znak solidarności z Black Lives Matter w Stanach. Co nimi kierowało?

        Powinniśmy przecież klękać pamiętając wykradzione nam przez Niemców dzieci (tysiące) nie tylko z Zamojszczyzny. I szczególnie pamiętać o tych tysiącach naszych dzieci, które negatywnie przeszły pomiary rasowe bycia Niemcem, i w efekcie zostały wysłane do obozów w Auschwitz i Łodzi do Kinder KL-Litzmanstadt. Większość z nich zostało tam zamordowanych.

        Gdzie byli wtedy nasi dobrzy sąsiedzi? Ile z tych dzieci zostało ocalonych przez dobrych sąsiadów nie-Polaków? Zapewne tacy byli, ale trzeba ich zidentyfikować. I zapisać i podziękować. I pamięć, tak jak pamiętamy o naszych ofiarach. Zbierajmy te historie, one nas piszą. I naszych dobrych sąsiadów też.

Alicja Farmus