Czuć polityczną zmianę w kanadyjskim powietrzu. Wszyscy już mają dość.
Podczas tegorocznych obchodów święta polskiej Konstytucji w Mississaudze mieliśmy nadspodziewanie dużo polityków…. A przecież nie były to główne obchody; w najbliższą niedzielę jest polskie święto na Nathan Philips Square i parada ulicami Toronto. Czy tam też będzie Pierre Poilievre, który – co dzisiaj wszystkie znaki na niebie i ziemi przepowiadają – zostanie premierem?
A może Pierre Poilievre wpadł do Mississaugi, przy okazji, bo był po sąsiedzku na sikhijskiej paradzie? W końcu ma tu wielu znajomych, a jego rzecznikiem jest „nasz” Sebastian Skamski.
Kanadyjskim „dużym misiom” Justin Trudeau zaczął cuchnąć, jego rząd coraz bardziej nie pozwala zarabiać pieniędzy w tym kraju. Poza tym wydaje się, że ma niepoprawny politycznie stosunek do wydarzeń na Bliskim Wschodzie…
Zapytany przeze mnie po cichutku Any hopes for election this year? Pierre Poilievre również po cichutku odpowiedział. – I hope so.
„Cała władza” spoczywa dzisiaj w ręku na Jagmeeta Singha, który niczym panna na wydaniu, kręci nosem na najnowszy budżet federalny i odprawia godowe tańce. Czy małżeństwo Liberałów z NDP zostanie również i tym razem skonsumowane? Nie przejadło się? Jeśli NDP nie poprze ustawy budżetowej – będziemy mogli wszyscy odetchnąć z ulgą – rząd padnie.
Z wypowiedzi wielu kanadyjskich polityków wynika, że rząd federalny nieco przesadził z realizacją globalistycznej agendy, los kanadyjskiej gospodarki zaczyna niepokoić nawet Amerykanów, a oni robią tu gros interesów.
Kanadyjski gaz ziemny leży odłogiem, ropa czeka na wydobycie i to w czasach, gdy od ręki można byłoby robić interesy.
Na dodatek, narzucana za państwowe pieniądze elektryfikacja komunikacji dostaje zadyszki.
Pomijając fakt, że cały pomysł ma charakter ideologiczny i jest wyssany z brudnego palca, to i tak w tej dziedzinie wyprzedzają nas Chińczycy i budowane za pieniądze podatników fabryki nie będą w stanie z nimi konkurować.
Program rządu federalnego, który miałby dać każdemu mieszkanie po przystępnej cenie, również oparty jest na myśleniu życzeniowym. Jak na to wskazują ludzie z branży, nie ma kim, nie ma za co, nie ma gdzie tak szybko budować, zaś cały kryzys stworzyła Ottawa otwierając szeroko granice.
Dopytywana minister finansów stwierdziła, że „musimy być ambitni”. W PRL rząd też miał ambitne plany pięcioletnie. Były nawet przekraczane, oczywiście tylko na papierze.
Jak zlikwidować lukę między ambicją a realiami, gdy w takiej w Nowej Fundlandii Ottawa zamierza budować 10 000 domów rocznie, a tamtejsze stowarzyszenie budownictwa mieszkaniowego twierdzi, że w najlepszym roku budowano 3300. Skąd wziąć ludzi, materiały etc.?
Mimo coraz trudniejszej sytuacji gospodarczej budżet hojną ręką rzuca pieniądze na różne księżycowe, ideologiczne projekty, zanęcając spryciarzy do rwania kasy.
Problem Kanady bierze się z szastania pożyczonymi pieniędzmi, co przy połączeniu ze spadkiem wydajności pracy nakręca inflację. Inflacja zmusza bank centralny do jej zwalczania czyli podnoszenia stóp procentowych. A wysokie stopy procentowe gaszą jeden z ostatnich rynków, który napędzał gospodarkę – sprzedaż, budowę i remontowanie nieruchomości. Ottawa bierze rzecz na ręczne sterowanie, dzielnie walcząc z problemem, który sama stworzyła. Zamiast pozwolić ludziom żyć i budować, tworzy programy, które mają zatrudnić kolejne hordy biurokratów, oczywiście według klucza DEI. Do tego podlewa to wszystko sosem wokizmu, cancel culture i politycznej awantury; zamiast jednoczyć ludzi, dzieli i korumpuje.
Dlatego coraz więcej osób się pyta, jak długo jeszcze?
Jagmeet Singh zna na to odpowiedź…

Andrzej Kumor

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU