Kiedyś na podsłuch telefoniczny trzeba było mieć zgodę sądu. Obecnie żadnej zgody nikt mieć nie musi. Wręcz przeciwnie, sami godzimy się na zbieranie danych o nas podpisując kontrakty z firmami komórkowymi i z portalami społecznościowymi. I potem wielu, jakby  bez opamiętania, wypisuje o sobie takiemu facebookowi, to czego by nawet księdzu na spowiedzi nie wyjawili.

        Po co? Z czczej głupoty i niewiedzy, a także z miłości własnej. Tak żeby się odsłonić, żeby ktoś w końcu zobaczył i się zachwycił. Zwykła próżność, która siedzi po trosze w każdym z nas. Tak, tak wiem, w każdym, tylko nie w tym facecie, co jest tak w sobie zakochany, że nic nigdy złego nie robił.

        Nareszcie ktoś/coś  (facebook) chce ich wysłuchać, a czasem ktoś ich skomentuje, i tu już szczęście nieskończone. Wirtualna rozmowa trwa na całego.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Twórcy forów społecznościowych nie przewidzieli, że użytkownicy będą nagminnie kłamać nie tylko o sobie, ale i grać kogoś innego. To tak jak kiedyś rozmowy w pociągu. Różne opowieści można było snuć, bo znajomość w przedziale była przypadkowa, podróż zazwyczaj dłuższa niż przewidywał rozkład, a szansa na ponowne spotkanie żadna.

        Ten obecny powszechny wirtualny magiel jest także przyczyną resetu w metodach grania prawdziwie aktorskiego i wpływa na popularność aktorów. Ci popularni dzisiaj mają twarze nieprzeniknione. Nawet jeśli pokazują emocje, to są one kontrolowane. Czasy aktorów grających z duszą na ramieniu minęły wraz z nastaniem wirtualnej wioski, gdzie każdy może grać kogo chce. No i oczywiście ta wirtualna (czyli nieprawdziwa) rzeczywistość  to otwarta przestrzeń do manipulacji. Stąd tak wielka obecność trolli internetowych, czyli postaci utworzonych tylko i wyłącznie po to aby innym urabiać opinię – albo ich prowokować.

        Metody są różne: wyszydzanie głupoty, posądzenie o rasizm, podpieranie się autorytetami i naukowymi wypowiedziami.

        Zanim zrezygnowałam z konta na facebooku (co nota bene wcale nie jest takie proste, a historia kliknięć zostaje z facebookiem po wsze czasy), byłam świadkiem wymiany opinii na grupie antykomunistycznej z jakimś faciolem, którego imię brzmiało z chińska. Oczywiście był on bardzo pro chiński, pro komunistyczny, i zjadliwy. W końcu zaczął nam zarzucać, że jesteśmy szowinistami i rasistami, bo go nie lubimy. Proszę zwrócić uwagę, że to taka modna ostatnio mantra:  jak mnie nie lubisz, to jesteś rasistą, albo nazi. Szczególnie to ostatnie jest popularne w kręgach lewackich. Jeden facet na tym forum nawrzucał mi, że jestem ludowa (po prawdzie nie wiem co w tym złego i jaka mam być?), i nie podoba mu się moje zachowanie. Też coś! Polonijny autorytet moralny się znalazł. Babcia z Wielkopolski mnie uczyła, aby się nie dać prowokować gawiedzi. Ciekawe w jakiej szkole ten facet pobierał nauki? Więc ten osobnik podszywający się pod chińskie nazwisko, zjawił się w tej grupie tylko po to, aby nas wybadać i sprowokować. Zniknął jak jedna z uczestniczek  zapytała go wprost czy jest członkiem CPP (Komunistycznej Partii Chin).

        Jeśli informacje na grupach społecznościowych nie są do sprawdzenia dla nas, to hulaj dusza piekła (a tym samym prawdy) nie ma.

        O wirtualnych forach randkowych, to już nawet nie warto pisać, bo wiadomo, że większość użytkowników jest sztuczna. A jeśli nawet prawdziwa, to kreśli się w zupełnie nie prawdziwych kolorach, często postując nawet nie swoje zdjęcia, albo jakieś zdjęcia sprzed lat. Uważajcie więc, i nie wstępujcie w ułudę życia wirtualnego zbyt głęboko. Warte to jest przypomnienia szczególnie w okresie Wielkiego Postu. Nasza prawda nie jest prawdą wirtualną.

        W Wielkim Poście postanowiłam ograniczyć mój świat wirtualny. Co prawda moja przyjaciółka zrezygnowała z wina, no ale ja wina nie piję, a chciałam jej dorównać. Wyłączam komórkę, i sprawdzam ją jedynie trzy razy dziennie, i to tylko wiadomości związane z pracą.

        Podobnie e-maile. Wirtualny świat się beze mnie nie zawali. Nawet łatwo mi to przyszło, bo jest to dla mnie sposób na dzień święty, czyli niedzielę. Tylko w niedzielę jestem bardziej rygorystyczna (nie telefonuję, nie robię zakupów, nie płacę rachunków), ale to jest łatwiejsze, bo tylko jeden dzień w tygodniu, Wielki Post trwa dni 40. Ale niewiele mi to ograniczenie świata wirtualnego pomogło.

        W radiu dalej mnie bombardują, czym tam uznają za stosowne, wiadomości dalej do mnie docierają. Dalej odbieram (i czytam) moje wirtualne subskrypcje. Niemniej to ograniczenie pozwoliło mi zadać takie proste pytanie: wszyscy piszą o wojnie Rosji z Ukrainą, ale czyż nie jest to już wojna światowa?  Tak, tak zawsze się łudzimy, że wojna potrwa krótko, że to jeszcze nie to, że nie wybuchnie. Popatrzcie na ofiary w Buczy na Ukrainie. Popatrzcie na miliony Ukraińców uciekających przed wojną, najczęściej z jednym plecakiem, weźcie pod uwagę jak NATO się jednoczy przed obawą rozszerzenia konfliktu.

        A przede wszystkim, popatrzcie na tych, którzy ten atak umożliwili. Po masakrze wioski Bucza prezydent Ukrainy Żełeński zapytał gdzie jest Angela Merkel (była kanclerz Niemiec), i Nicolas Sarkozy (były prezydent Francji), którzy swoimi podlizywaniami się Rosji i swoimi gospodarczymi poczynaniami takimi jak gazociągi bezpośrednio z Rosji do Niemiec (Nord Stream 1 i Nord Stream 2) doprowadzili do przewrócenia się w głowie pewnemu czekiście Putinowi.

        To dzięki Francji i Niemcom na szczycie NATO w Bukareszcie w 2008 aplikacje Ukrainy i Gruzji o przyjęcie do NATO zostały odrzucone. Na tym samym szczycie obecny  jako gość był Putin. Kto go zaprosił, Barak Obama? To dlatego w 2010 po Katastrofie Narodowej w Smoleńsku ci sami patrzyli w bok?

I co na to obecny prezydent Francji Emanuel Macron? Do niedawna chwalił się, że ma bezpośredni telefon do Putina (tacy dobrzy koleżkowie) i codziennie do  niego wydzwania, żeby ten nie mordował ludzi. I co? I nic. Wioska Bucza to tylko symbol okrucieństw wojny. Akurat my Polacy coś na temat okrucieństw wojny wiemy. I potem jakaś Gazeta Wyborcza zarzuca prezesowi PIS (i wicepremierowi RP), że ten udziela wywiadu w prasie niemieckiej i dalej dopomina się od Niemiec o reparacje wojenne dla Polaków. No tak, jak inni nagle chcą reparacji od Polaków (też coś!) to jest ok, ale jak Polacy upominają się o zadośćuczynienie za zbrodnie i zniszczenia wojenne to już ok nie jest? I co do tych reparacji ma obecna wojna? I nie łudźcie się, ta wojna nie potrwa krótko, bo wojny krótko nie trwają. I nie łudźcie się, że ten konflikt jest tylko między Rosją, która napadła na Ukrainę. I bardzo bym chciała, aby ostatnie moje zdanie nie było prawdziwe.

        Jeszcze zostały dwa tygodnie Wielkiego Postu, dostatecznie dużo czasu, aby wyrzec się bombardowania mnie wirtualnymi przekazami. Takie wyciszenie niczego w świecie nie zmieni, ale pozwoli mi na uspokojenie skołatanego jestestwa.

        Pozwoli mi na godne przygotowanie się do świąt Zmartwychwstania Pańskiego.

Alicja Farmus

4 kwietnia, 2022