Oceniamy modne trendy poprzez ich trwałość. Nie wszystko przemija z modą. I tak muzyka Beatlesów przetrwała – nawet moje wnuczki ją znają. Również pewne przestrogi zawarte w literaturze, w takich książkach jak ‘Nowy wspaniały świat’ Aldousa Huxleya (wydana 1933), czy ‘1984’ (wydana 1949) George’a Orwella. Obie te pozycje przerażają totalitarną wizją przyszłości.

        Jednak ani Orwell, ani Huxley nie przewidzieli następnej rewolucji – rewolucji informatycznej i powstającego świata wirtualnego. Nawet my do niedawna nie przewidywaliśmy skomputeryzowanej rewolucji industrialnej, której istotą jest możliwość wpływania i modyfikowania nie tylko grup, ale i samych jednostek. Ta możliwość manipulacji nie jest oparta na coraz większej ilości zatrudnionych donosicieli, ale na nałożeniu na nas siatki, w którą sami dobrowolnie wchodzimy. Świat wirtualny jest taką właśnie siatką. Sita tej siatki wirtualnej ogarniają nas dokładnie notując i przekazując wszystko (ale to dosłownie wszystko) co robimy. Kiedyś to były kliki na komputerze, które były przechowywane na zawsze. Zazwyczaj na drugi dzień nie pamiętacie co wstukaliście w googla (i dlaczego), ale google ci nie zapomni nigdy.  I to nie tylko o zapamiętywanie tego co wstukasz w klawiaturę chodzi. Każdy twój krok jest śledzony, przez twoją komórkę, od której jesteś uzależniony jak od narkotyku, poprzez kamery zainstalowane wszędzie, podsłuch twoich rozmów wszędzie obecny, jaki i coraz częściej czytanie twoich myśli. Z tym ostatnim zagalopowałam się celowo, bo jeszcze tam nie jesteśmy, ale zapewne jest to celem nowych industrialistów epoki wirtualnej, industrialistów informacji o tobie. Postęp technologiczny pozwolił na przechowywanie wszystkiego – o tobie. Informacje były kiedyś przechowywane w archiwach. Tony papieru, z danymi. Dlatego tak te konsulaty i ambasady płonęły w fazie upadku komunizmu. Polski Konsulat w Toronto, i w Montrealu, radzieckie placówki (jeszcze nie rosyjskie) dyplomatyczne. Nieco ponad ćwierć wieku minęło, i dzisiaj nikt by archiwów nie palił, bo są inne w innej, zdigitalizowanej formie. Mamy takie nowe słowo: digitalizacja.

        Digitalizacja to proces polegający na przekształceniu analogowych procesów i obiektów fizycznych w ich cyfrowe odpowiedniki.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Pisarze, o których wspomniałam na początku mieli na uwadze głównie zagrożenia wolności słowa, myśli i postępowania w sensie rozprzestrzenienie się rewolucji totalitarnej w tradycyjnej formie. Na samej górze z eszelonem szaleńców, którym udało się dopchać do władzy, i którym wydaje się, że przez to są pomazańcami bogów – ludźmi specjalnymi. Tak specjalnymi, że tylko oni wiedzą jak uszczęśliwiać innych. Jedyny problem z tym to taki, że ci inni są niewdzięczni, i często nie chcą być na ich kopyto uszczęśliwieni. Najbardziej niepokorni się czasem buntują. Za te bunty czeka ich potworna kara. Kiedy mówimy o zmianach w propagandzie i inwigilacji, nie sposób odnieść się właśnie do ‘1984’ George’a Orwella. Powieść ta napisana w roku 1949, po doświadczeniach autora w Wojnie Domowej w Hiszpanii, opisuje totalitarne społeczeństwo oparte na ideologii komunizmu. Panuje tam zasada: o czym się nie mówi, o tym się także nie myśli. Myślenie zaś może być dla władzy bardzo niebezpieczne. Zapobiec myśleniu ma nowomowa. Prosty system znaków semantycznych, które nie mają opisywać, ale narzucać postawy pożądane przez władzę. Dodatkowo, to do czego dąży władza jest swojskie i pozytywne. To co obce i wrogie ma być znienawidzone. Pamiętacie zaplutego karła reakcji?  To właśnie taki obcy i zły. Podobnie jak i wujek Sam w kraciastym garniturze i z cygarem w zębach. A z drugiej strony uśmiechnięty Gagarin. Ale na tym się nie skończyło. Lokomotywa urabiania, nie tylko nabrała rozpędu, ale przejechała nowy most i wjechała do nowego państwa imperialnego opartego na wirtualnym śledzeniu wszystkiego i wszystkich. Zapewne pamiętacie taki niemiecki film ‘The lives of others’ (Życie innych), w reżyserii Floriana Henckel von Donnersmarck (2006). Warto obejrzeć jeszcze raz. Najlepiej z dziećmi i wnukami, żeby im wyjaśnić jak to było. W skrócie: znany artysta jest śledzony ze strychu (druty, mikrofony, słuchawki) przez niemieckie służby bezpieczeństwa. Słynne STASI. Dodatkowo donosi na niego jego żona. Tak to było. Z tego wyszliśmy i o tym nie zapomnimy.

        Nieco później, zebranie pewnego zacnego grona notabli polonijnych zaczynało się od zaglądania pod gniazdko telefoniczne, bo tam najczęściej lokowano podsłuch. Kto sprawdzał? Pewna pani, która jak Mata Hari pracowała dla kilku wywiadów – każdy z nich szkodliwy dla Polski. Ale ją też w końcu dopadło – teraz nawet nie wie jak się sama nazywa. Taki los.  I tak u Orwella Ministerstwo Pokoju zajmuje się wojną, a zadaniem Ministerstwa Prawdy jest propagowanie kłamstw powtarzanych w kółko, aż nie staną się prawdą.  Etapem przejściowym jest tak zwane dwójmyślenie, gdzie można wierzyć i w to, i w to. Typowy przykład z PRL-u? Członek komunistycznej partii, uczęszczający na msze święte jak nikt nie widzi. Po upadku komunizmu, wielu z tych niby-religijnych wyszło z szafy komunizmu, ale obecnie znowu się pochowali, tym razem w szafie liberalno lewackiej,  bo taka jest obecna moda salonowa. Pewnie wyjdą z tej szafy jak coś innego stanie się modne, albo, co bardziej prawdopodobne, ktoś im zapłaci za służenie nowemu panu.

        Ani Orwell, ani Huxley, nie przewidzieli, że nowy świat informacyjnego imperializmu zostanie wzbogacony technologią elektronicznego śledzenia. Czyli, że siatka donosicieli będzie miała dostępne potężne narzędzia naprowadzające na wybranego delikwenta.

Krytykowaliście pięć lat temu prezesa? A prezes obrósł w piórka i jest mściwy (jak to zwykle bywa z ludźmi małego kalibru), to ta rozmowa sprzed pięciu lat może być użyta do waszego unicestwienia. I nie ma to żadnego znaczenia, że nic z tej rozmowy (ani nawet samej rozmowy) już nie pamiętacie.  Algorytm wyszukiwania wirtualnego was znalazł, a to wystarczy. Teraz pewien szubrawiec-donosiciel, weźmie was w swoje łapy. To nie są żadne mrzonki, to już się dzieje. Popatrzcie dookoła. Ale to nie koniec. Już, już jesteśmy na przedprożu całkowitego zatarcia rzeczywistości (a tym samym historii). Jeśli oddamy się w łapy świata wirtualnego opartego na sztucznej inteligencji, to możemy się w ten świat tak wtopić, że sami znikniemy. I to o to chodzi! Taki wirtualny świat może być inny dla każdego z nas, bo będzie zaspokajać nasze indywidualne wyobrażenia i marzenia. Prosty przykład: pani przy kości może siebie widzieć jako super szczupłą laskę, i tak być przedstawiana w świecie wirtualnym. Taki świat może być inny dla każdego. Szkopuł w tym, że nie będzie z niego wyjścia. A kto będzie tym światem sterował? Nowi władcy super komputerów kwantowych i technologii. Po co? Nie dla bogactwa, bo to już mają, ale dla władzy. Władzy nad nami i wszechświatem.

        Wszystkie technologie świata wirtualnego filtrują do naszego użytku z wojska. Pytaniem zatem jest: na jakim etapie kierowania jednostką są obecne ściśle strzeżone najwyższą tajemnicą państwową wdrożenia militarne? Skoro technologię kwantową giga komputerów jeż nam udostępniono. Google eksperymentuje właśnie z takim kwantowym komputerem. W skrócie:  ten kwantowy komputer wykonuje w mig obliczenia, które na tradycyjnych serwerach zajęłyby lata. Ale ta moc przecież nie będzie użyta tylko do obliczeń. Jak więc moc takich kwantowych algorytmów będzie użyta w świecie bez wartości? Po prostu aż strach pomyśleć.

Alicja Farmus

Toronto, 4 lipca, 2023