Przyczynek do ciągu dalszego powyborczego. Niemniej, ponieważ dookoła nas robi się bardziej niż poważnie, warto zacząć, tak myślę, żartobliwie.

Na przykład od odpowiedzi na pytanie: “Kto lubi Roberta Mazurka?”. Otóż wiedzieć należy, że Roberta Mazurka lubią wyłącznie psy i dzieci. “Mnie lubią tylko psy i dzieci” – przyznał w rozmowie z Pawłem Wdówikiem. Ponieważ pan szanowny dziennikarz dawno temu trafił do rubryki zatytułowanej “Psuje”, jedno z pierwszych miejsc dzierżąc tam niczym komunista sierp, faszysta młot, a inny jakiś idiota czerwoną flagę, zatem nie znajduję potrzeby, by redaktorem Robertem zajmować się tutaj dodatkowo. Tym bardziej jeśli chodzi o dzieci wypowiadał się nie będę. Ligęzy dzieciństwa nie mają, czy może dzieciństwo kończy się u nich na etapie noworodka, później tylko rosną i rosną, i zamieniają piaskownice na większe. Sam nie wiem. Dzieckiem byłem tak dawno, że aż kto wie, może to i prawda z tymi piaskownicami. Zauważę jedynie, powiedzmy: mimochodem, na tym poprzestając, że niektóre psy – co najmniej te gustujące w Mazurku – to jednak muszą być głupsze niż odchody szczura.

Nota bene, za odchody przepraszam, lecz w kontekście Mazurka niezwykle rzadko udaje mi się powstrzymać. Mało tego, gdy każą mi wyznać, co mam do Mazurka, wyznaję, że opowiem – kiedyś, kiedyś. Czyli nie dziś.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

***

Dość żartów. Pora wtrącić swoje na temat “zwycięstwo demokracji”. Dlaczego mianowicie przy tak wysokiej frekwencji, w samej rzeczy najwyższej w historii Polski, nie powinniśmy traktować jak “zwycięstwa demokracji”? Bo żadnym “zwycięstwem” żadnej “demokracji” żadna frekwencja nie jest. Zwycięstwem demokracji byłby wybór dokonany przez wspólnotę w warunkach dostatecznej wiedzy. Natomiast skąd czerpią wiedzę uczestnicy wyborów? Może stąd i stamtąd? Otóż nie. Nie stąd i nie stamtąd, i nie skądinąd, tylko z mediów. Czemu to źle i skąd niezbędną wiedzę czerpać powinniśmy, to już opera na zupełnie inną okazję, z librettem dotąd nie napisanym. Może kiedyś, ktoś. Może ja. Przydałoby się.
Niestety, media są jakie są, co komplikuje sytuację maksymalnie, ewentualność nabycia “dostatecznej wiedzy” niwelując w zasadzie do zera. A to, ponieważ nierzeczywiste dekoracje zdeterminowały percepcję ludu nadwiślańskiego, jej części w takim stopniu zastępując realia, że nawet bat tresera okazuje się zbędny. Dekoracje – rodzaj uwspółcześnionej karmy podawanej via media – wystarczą, by ludzkie stado zdążało w wyznaczonym kierunku, wyznaczoną ulicą, w oczekiwanym tempie. Po pierwsze więc: scenografia. Czy tam: “Scenografia, durniu!”. Boć próg rzeźni coraz bliżej, a z tyłu chętni napierają i napierają.
Dekoracje, powtarzam po raz trzeci. Nie chce być i nie będzie inaczej. Dekoracje to jedyna wersja rzeczywistości, dostępna dziś odpowiednio nowoczesnym oraz należycie postępowym człowiekowatym. Inaczej: w najbardziej pro-nowoczesnym i pro-postępowym segmencie populacji nadwiślańskiej, starannie obstalowana scenografia zastępuje nam rzeczywistość. Scenografia “starannie obstalowana”, to znaczy zaplanowana, zbudowana, konserwowana i nadzorowana przez ludzi, którzy teorię i praktykę manipulacji socjotechnicznych opanowali do perfekcji. I tyle ode mnie w kwestii wyborów parlamentarnych.
***
Ktoś w tym miejscu zapytać mógłby, gdzie podział się rozum i wrodzona nam tęsknota za sensem. Gdzie biorące się ze wspomnianej tęsknoty dążenia do poszukiwania prawdy. Problem w tym, że tam gdzie życie toczy się wśród dekoracji, tam mowy nie ma o sensie, więc i tęsknoty za sensem nie ma gdzie szukać i skąd wykopać. Jeśli zaś dodamy do tego uwiąd w obszarze aksjologii, a precyzyjniej, jeśli dodamy wyabortowane powszechnie sumienia ludzkie, nie sposób nawet powtórzyć za autorem frazy wyjętej przeze mnie z drugiego tomu antologii “Satyra polska” w opracowaniu Jana Lemańskiego: “Rozum nasz zręcznie każdy grzech usprawiedliwi. Tylko sumienie zaświadczy, żeśmy krzywi”. Zaś tam, gdzie nie ma sumień, tam nie ma też problemów.
I jeszcze a propos sensu. “To bez sensu, takie wzajemne wyrzynanie się” – wołają tacy i owacy, obserwując rozwój wydarzeń w Gazie i Libanie. Takim mówię: co wam po waszej racji? Współcześni i sens? Dajcie spokój. Pytania o sens nie interesując współczesnych człowiekowatych. “Bliski Wschut”? Jaki znowu bliski? Daleko, a na dodatek nie wiadomo jak się to-to pisze. Współczesnych człowiekowatych interesują nogi tej czy innej Dody. I nie żeby zaraz nogi same w siebie, lecz w szczególności miejsce, w którym te nogi się łączą. Człowiekowate chcą zyskać pewność – o wiedzę tę wręcz żebrząc – czy i jak często rzeczona Doda strzyże swego zająca. Czy tam bobra. I czy do gołej skóry. I tak dalej, i tak dalej. Współczesne człowiekowate z lubością opryskują wartkim strumieniem próby jakichkolwiek rozstrzygnięć dotyczących poszukiwań sensu ludzkiego istnienia. Bo to, z kolei, niepraktyczne. Za wiedzę praktyczną uznają dla odmiany rozmiar miseczki biustonosza najnowszej partnerki najsłynniejszego aktualnie celebryty medialnego, a to w przekonaniu, że wypytując o biust, domagają się prawdy. Zresztą niekoniecznie oczekując przy tym jakiejkolwiek odpowiedzi. Jak mi się zdaje, nikomu już nie chodzi o odpowiedzi.

Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl