Moja droga do Santiago. Kiedy się zaczęło moje camino? Czy wtedy kiedy poczułam chęć ponownego odnalezienia się?  A może wtedy, gdy po raz pierwszy zeszłam ze ścieżki, z której nie powinnam? Na tym polega pielgrzymowanie, że chcemy nawrócić, albo wyprosić. Przebaczenie, łaskę, zdrowie.

O Sanitago de Compostela dowiedziałam się z filmu ‘Droga Życia’ (The way,  z Martinem Sheen w reżyserii Emilio Estevez). To  był rok 2010. Prawie przez 10 lat dojrzewała we mnie ta myśl. W międzyczasie przeczytałam wiele książek o el camino, spotkałam się z ludźmi, którzy przeszli. Każdy miał fascynującą opowieść. Nikt nie żałował, nawet ci, którzy nie przeszli tyle ile zamierzali. Wielu powróciło na szlak.

Coś musi w tym szlaku być, i coś musi być w Katedrze Świętego Jakuba w Santiago do Compostela, że corocznie ponad ćwierć miliona pielgrzymów podejmuje wyzwanie przebycia tego długiego szlaku. Jak się chce coś zrobić, to należy się rozglądać za sposobnością umożliwiającą. I dla mnie taką sposobnością był wyjazd chóru, w którym śpiewam  Novi Singers Toronto pod dyrekcją Macieja Jaśkiewicza na warsztaty chóralne do Hiszpanii. Co prawda warsztaty zaplanowane były na przeciwległym końcu Hiszpanii, nad Morzem Śródziemnym w okolicy Barcelony, a szlak Świętego Jakuba leży w północno zachodniej części w Galicji, to już i tak będę w Hiszpanii. Klamka zapadła, gdy jeszcze jedna osoba z chóru wyraziła chęć przejścia el camino. Dobra nasza! Idziemy. I poszłyśmy.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Moja towarzyszka podróży wszystko ładnie zaplanowała. Droga jest tak trudna jak trudne jest chodzenie przez 6-8 godzin dziennie. Dla niektórych, tych co należą do saren i jeleni, łatwa. Zające hyżo biegną, ale krótko i potem już nie mają siły. Większość człapie, człap, człap, krok za krokiem. Tak jak ja. Na drodze spotyka się różnych takich, ale wszyscy ciekawe osobowości. Nudni ludzie nie zostają pielgrzymami. Opowiadają o sobie, albo o tym za kogo chcą się przedstawić. Różni ludzie, z różnych krajów. Większość katolików, wielu chrześcijan. Trochę Azjatów.  Prawie nie ma czarnych i hindusów.  Pewnie mi tego pisać nie wolno, bo to niepoprawnie politycznie? Ale to jest moja obserwacja i taka jest prawda, więc wolno mi o tym pisać.

Po szlaku idzie się ciężko, szczególnie w piekącym słońcu i upałach lipcowych.  Ale jest to do przejścia, bo jest to dla ludzi. Jest zwyczaj pozdrawiania  się ‘Buen camino’, co znaczy tyle co dobrej drogi. Oczywiście, trzeba być w miarę sprawnym i zdrowym. Czy można się na szlaku zgubić?  Raczej nie, bo szlak jest bardzo dobrze oznakowany, żółtymi strzałkami i kamieniami milowymi.  Trochę tak jak chodzenie w Polsce po górach szlakami kolorowymi. Pewnie od czasu do czasu ktoś się z tej olbrzymiej liczby pielgrzymów gubi, ale to raczej przez nieuwagę, a nie przez źle oznakowany szlak.

To co mnie zachwyciło na szlaku, to zapachy łąk i gajów. Przecudowny melanż zapachu mięty, listków laurowych, eukaliptusa i sosny. Także kwiaty. Nie wiedziałam że fuksje, już znane mi w Polski i chętnie hodowane w Kanadzie, to krzaki dwu metrowej wielkości i wieloletnie. Także olbrzymia ilość różnych hortensji (hydrangea) w niesamowitych, niespotykanych u nas kolorach. No i pnące róże.

Pojawiające się kwiaty zwiastowały wejście do wioski.

I to co mnie zdziwiło, to elementy polskie takie jak bociany w gniazdach, no i msza polska w Santiago w kościele san Fiz de Solovio. Bardzo to była wzruszająca modlitwa w ojczystym języku. Także pomnik w podzięce woluntariuszom pomagającym po katastrofie ekologicznej w 2002 roku w Muxia przypominający nasz pomnik Katyński w Toronto.

Z kulinariów polecam zupę galicyjską, ale nie z naszej Galicji, tylko tej w Hiszpanii. Od czasów szkoły średniej nurtowały mnie te dwie Galicje. Jedna na południowym wschodzie Polski, a  druga gdzieś tam na pograniczu Francji i Hiszpanii. Najbardziej mi smakowała na moim camino zupa galicyjska (caldo galego). Jest prosta, ma wiele odmian, i jest bardzo swojska. Zawsze ją zamawiałam, nigdy nie byłam rozczarowana, i nigdy nie była taka sama jak poprzednio.

Przepis bardzo prosty: na wywarze z kości szynki (albo innego mięsa), ugotować namoczoną przez noc fasolę białą, do tego dodać pokrojone zimniaki, i brukiew, liście z brukwi, kapusty portugalskiej, albo chard. Myślę, że jeśli dodamy naszą kapustę, albo włoską, czy nawet jarmuż to też świetnie wyjdzie. I doprawić oliwką, pietruszką, solą, pieprzem, papryką. Jednym słowem pyszna zdrowa zupa. Będzie to pierwsze danie, które ugotuję po powrocie, i na pewno podam ją w niedzielę na obiedzie rodzinnym.

Moje camino skończyło się. Nie przeszłam wszystkiego tak jak planowałam, ale tym bardziej mam więcej motywacji do powrotu. Tym razem planując krótsze odcinki. Te prawie 30-kilometrowe dzienne marszruty mogą powalić i wielbłąda, a co dopiero mnie, cherlaka. Dodatkowo, katedra jest w remoncie, i słynne olbrzymie kadzidło jest uwięzione w rusztowaniach. No cóż nie można mieć wszystkiego, a dla mnie jeszcze jeden powód do powrotu.

Teraz czas na przelot do Barcelony na warsztaty chóralne połączonych chórów z Polski i Kanady.

A kto chętny do śpiewu w chórze, to proszę o kontakt. W chórze też fajnie jest. Repertuar klasyczny. Śpiewamy i Moniuszkę i Mozarta, czasem coś lżejszego. Trzeba tylko lubić śpiewać. Tak jak camino przemierzają tylko ci, którzy lubią odkrywać – przede wszystkim siebie. Tak i jest ze śpiewem. Nie każdy ma tę wrażliwość muzyczną, ale jeśli się ją ma, to nie wolno jej zmarnować.

Alicja Farmus