Więzienia dla młodocianych przestępców w prowincjach atlantyckich wyludniają się. To niby dobra wiadomość, ale prowincje zastanawiają się, co robić z opustoszałymi wielkimi budynkami, których utrzymanie kosztuje.
W zeszły czwartek korytarze Prince Edward Island Youth Centre świeciły pustkami. 15 z 16 łóżek było nietkniętych. W zakładzie karę odbywała tylko jedna osoba. Kilka dni wcześniej na miejscu był tylko personel więzienia. Zero osadzonych. W całym roku fiskalnym 2018-19 tylko 17 młodych ludzi odbywało tu kary. Jeszcze pięć lat temu więźniów było 70. Kilkadziesiąt lat temu więzienia były przepełnione. Liczba osadzonych zaczęła spadać w 2003 roku, gdy wprowadzono Youth Criminal Justice Act. Sądy miały zacząć brać pod uwagę wszelkie okoliczności, tak by młodzi przestępcy nie trafiali do zakładów karnych, tylko mogli odbywać karę w innej formie, pod nadzorem kuratora. Do więzień mieli trafiać tylko ci, którzy popełnili brutalne przestępstwo, dostaliby wyrok ponad dwóch lat pozbawienia wolności, gdyby byli sądzeni jak dorośli, lub jeśli wcześniej nie podporządkowywali się nakazom sądowym i ponownie wchodzili w konflikt z prawem.
W pierwszym tygodniu lipca w prowincjach atlantyckich w czterech zakładach karnych dla młodocianych odbywających długie wyroki przebywało mniej niż 30 osób. Ośrodki te były liczone na 10 razy więcej osadzonych.
Pewnym rozwiązaniem byłoby przejście na inny model odbywania kary, a mianowicie odsiadywanie wyroku w mniejszych zakładach karnych, które mogą bardziej sprzyjać resocjalizacji.