Wojna, panowie, to zbyt poważna sprawa, by powierzać ją wojskowym – powiedział francuski premier z czasu I wojny światowej, Jerzy Clemenceau.

Chodziło mu zapewne o to, że wojskowi koncentrują się nadmiernie na jednym tylko aspekcie wojny – na aspekcie militarnym – ze szkodą dla pozostałych spraw.

Z podobną sytuacją mamy do czynienia w związku z zarządzoną pandemią, która rozwija się zgodnie z planem, znanym do końca tylko tym, którzy wydali stosowne rozkazy i którzy po pandemii wiele sobie obiecują. Tych anonimowych dobroczyńców Ludzkości słuchają posłusznie wszystkie rządy, którym z kolei doradzają lekarze.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

W Polsce na przykład doradcą doskonałym pana premiera Morawieckiego, jest pan prof. Andrzej Horban. Wiele wskazuje na to, że to właśnie on doradził panu premierowi, by z dnia na dzień pozamykał wszystkie cmentarze.

Nie można temu odmówić logiki, bo wiadomo, że na cmentarzach śmiertelność sięga nie jakichś głupich promili, jak przy zbrodniczym koronawirusie, tylko jest stuprocentowa, więc jasne, że obywatele, w trosce o swoje zdrowie, powinni takich miejsc starannie unikać.

Ale cmentarze nie są jedynymi niebezpiecznymi dla zdrowia miejscami. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że na całym świecie nie ma miejsca, o którym moglibyśmy powiedzieć, że nie szkodzi zdrowiu.

Szkodzą zdrowiu miejsca chłodne, szkodzą mu też miejsca gorące, szkodzi zdrowiu jedzenie i picie, toteż dobroczyńcy Ludzkości, jeden przez drugiego obmyślają cudowne diety, dzięki którym wprawdzie nie można żyć wiecznie, ale przynajmniej długo. Ale taka dieta na jedno pomaga, a na inne szkodzi. Jak widać, trudno znaleźć jakiś złoty środek, więc nic dziwnego, że po heroicznej walce, wszyscy jak jeden mąż umierają.

Zanim jednak to nastąpi, to nie ma takiego poświęcenia, którego byśmy nie dokonali dla zdrowotności, która – jak się w tym roku okazało – jest źrenicą oka partii i rządu. Toteż pan prof. Andrzej Horban, doradzący premierowi Morawieckiemu, żeby dla zdrowotności do końca listopada zamknąć cały nasz nieszczęśliwy kraj, a w szczególności – kościoły.

Tego można było się spodziewać, że po cmentarzach przyjdzie kolej na kościoły, bo przecież właśnie tam na okrągło mówi się o życiu wiecznym, co stanowi ewidentną dywersję wobec zdrowotności, nakierowanej przecież na życie doczesne. Zgodnie z prawem Murphy`ego, jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie, więc tylko patrzeć, jak rząd ogłosi zamknięcie całego kraju, który przecież już od dawna został w całości zaliczony do strefy czerwonej.

W rezultacie będzie tak, jak w wierszyku, skomponowanym ongiś na cześć mojego powrotu z zagranicy przez pana Pawła Grudnia: “Rozwińcze sze sztandary! Zagrajcze fanfary! Niech będzie szabat i ustanie praca! Dżysz Michalkiewicz do Ojczyzny wraca!”

Czy będzie szabat – to się jeszcze okaże w zależności od tego, jak ostatecznie zostaną ustalone wyniki wyborów prezydenckich u Naszego Najważniejszego Sojusznika – ale praca może ustać, że wszystkimi tego konsekwencjami. Przede wszystkim z tą, że jeśli nawet wskutek tego wszyscy poumieramy, to jednak poumieramy całkowicie zdrowi, a przecież nie ma takiego poświęcenia, jakiego byśmy nie dokonali dla zdrowotności.

Jak widzimy, pozostawienie zarządzania epidemią w rękach lekarzy ma oczywiście swoje plusy dodatnie, ale również – plusy ujemne. Pewnie z tego powodu prawie 200 dyrektorów szpitali skrytykowało pomysł pana ministra obrony Mariusza Błaszczaka, żeby żołnierze wojsk obrony terytorialnej sprawdzili łóżka w szpitalach – czy przypadkiem nikt ich nie ukrywa. A dlaczego szpitale miałyby ukrywać łóżka?

Podejrzliwcy odpowiedzieliby, że pewnie dlatego, iż w ramach państwowych szpitali, funkcjonują również szpitale prywatne, a – powiedzmy sobie otwarcie i szczerze – co to za szpital, który nie ma łóżek? Toteż protestujący dyrektorzy uznali ten pomysł, za jeszcze jedną nieprawwość reżymu “dobrej zmiany”, najwyraźniej traktując żołnierzy batalionów obrony terytorialnej nie jako część Wojska Polskiego, tylko za prywatne wojska Naczelnika Państwa.

Jak widzimy, od polityki uciec niepodobna nawet w warunkach epidemii, a może nawet zwłaszcza. Chodzi mi oczywiście o objęcie całego naszego i tak już przecież wystarczająco nieszczęśliwego kraju strefą czerwoną. “Nie ma przypadków, są tylko znaki” – twierdził ks. Bronisław Bozowski – i rzeczywiście. Jak na komendę cały kraj został objęty strefą czerwoną – to znaczy – komunistyczną “rewolucją macic”, które przewodzi Rada Konsultacyjna. Przewodniczy jej pani Marta Lempart, a obok niej zasiadają (“pocziemu on zasiedajet” – pytał retorycznie Aleksander Puszkin i odpowiadał – “potomu, czto żopa jest!”) panie Barbara Labuda i Monika Płatek.

Pani Labuda w swoim czasie związana była z sektą Antrovis, której członkowie odbywali kosmiczne podróże, albo na miotłach, albo jakoś inaczej, a z kolei pani Monika Płatek zasłynęła spostrzeżeniem, że z par jednopłciowych rodzi się więcej dzieci niż z normalnych – co nie przeszkadza jej być wykładowcą Uniwersytetu Warszawskiego w sposób nie zwracający niczyjej uwagi. Legendarny pan Władysław Frasyniuk doradza pani Marcie, żeby założyła organizację, bo w przeciwnym razie “rewolucja macic” zacznie cierpieć na uwiąd starczy.

Nie jest to takie oczywiste, bo oto całkiem niedawno, podczas demonstracji kobiet pod Ministerstwem Edukacji przy ulicy Szucha, policja otoczyła grupę starszych kobiet. Okazało się, że są to uczestniczki ruchu “Polskie Babcie Za Aborcją”, czy jakoś tak. Nie bez powodu ludzie mówią, że kto raz uwikłał się w niebezpieczne związki z bezpieką, ten będzie eksploatowany do końca życia.

Otóż, Polskie Babcie domagały się wyabortowania z Ministerstwa Edukacji pana ministra Czarnka, który się odgraża, że powyrzuca z uniwersytetów genderactwo i w ogóle. Z tego powodu utytułowani mądrale zapałali do niego nieprzejednaną nienawiścią i jeśli nie podpisują spontanicznych protestów, to wysyłają Polskie Babcie, żeby w interesie genderactwa demonstrowały.

Dotychczas policja traktowała “kobiety” z zadziwiającą wyrozumiałością, co mogło brać się również z powodów opisanych przez Marię Konopnicką w nieśmiertelnym poemacie “Filuś, Miluś i Kizia”. Mimo iż wymachujące przed nosem policjantów “macicami” rewolucjonistki lżyły ich i prowokowały, to oni nic. Jak to wyjaśnia Maria Konopnicka? “Jeden drugi kundys krzepki ani dbał o te zaczepki. Psu nie honor bić się z kotem. Co mu po tem?”

Teraz jednak policja otrzymała nowe rozkazy: “Działamy, nie negocjujemy!”

Niektórzy powiadają, że chodzi tu o Marsz Niepodległości, który w tym roku ma przybrać postać manifestacji zmotoryzowanej. Ciekawe, czy uczestnikom pozabierają prawa jazdy i dowody rejestracyjne, czy też przywracanie porządku będzie się odbywało jeszcze inaczej?

Stanisław Michalkiewicz