Zgodnie z przewidywaniami, burza w szklance wody zapoczątkowana zapowiedzią Polski i Węgier, że zawetują budżet Unii Europejskiej na lata 2021-2027, zakończyła się wesołym oberkiem.

Nasza Złota Pani najwyraźniej nie chciała, żeby prezydencja niemiecka zakończyła się skandalem, w związku z czym zmłotowała Królestwo Niderlandów, które dlaczegoś specjalnie się na Polskę zawzięło i domagało się surowych kar dla zuchwalców.

Trudno powiedzieć, z jakiej przyczyny płynie ta zawziętość Niderlandczyków; czy z powodu sodomitów którzy wspierają się w skali międzynarodowej, nie tylko wśród duchowieństwa, ale i wśród głupich cywilów, czy może z powodu oferty podarowania Niderlandów królowi szwedzkiemu, jaką za poduszczeniem pana Zagłoby złożył Sobiepan Zamoyski – ale kiedy Nasza Złota Pani tupnęła nóżką, że to niby Ordnung muss sein, to wszelkie hałasy umilkły jak nożem uciął i utarty został kompromis.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Rozporządzenie wiążące  subwencje budżetowe z oceną praworządności zostało utrzymane w mocy, ale za to zawarta w tak zwanych “konkluzjach” definicja praworządności została zawężona do budżetowych malwersacji.

Z tego powodu premiera Morawieckiego pryncypialnie schłostał minister Ziobro, rywalizujący z nim o schedę po Naczelniku Państwa – że owa definicja nie została zapisana w formie aneksu do wspomnianego rozporządzenia, tylko w “konkluzjach”, które – w odróżnieniu od rozporządzenia – nie są źródłem prawa, a tylko zbiorem pobożnych życzeń, układanych, żeby było ładniej. W związku z tym zebrał się nawet konwentykl Solidarnej Polski, żeby się namawiać, czy wyjść z koalicji rządowej, czy nie. W rezultacie Solidarna Polska z koalicji nie wyszła, ale za to stanęła na nieubłaganym stanowisku, że kompromis jej się nie podoba. Trudno się temu dziwić, skoro do wyborów mamy prawie trzy lata, a żaden pragmatyczny polityk na tak długi czas nie zrezygnuje z konfitur władzy. Dzięki temu wszyscy wyszli z twarzą; Nasza Złota Pani – bo rozporządzenie zostało utrzymane w mocy –  premier Morawiecki – bo co prawda tylko w “konkluzjach”, ale przecież coś tam zapisano, no i wreszcie Solidarna Polska – bo nie wyszła z koalicji, ale za to w dodatku stanęła na nieubłaganym gruncie.

Z twarzą nie wyszli tylko folksdojcze, którzy zgodnie z rozkazem roztaczali  apokaliptyczne wizje, a tymczasem wszystko skończyło się wesołym oberkiem. Stąd dla żuka jest nauka, żeby nie wychodzić zbytnio przed orkiestrę, nawet jeśli jest rozkaz, żeby roztaczać wizje.

Gwoli ścisłości trzeba wspomnieć też o okolicznościach towarzyszących kompromisowi, a nawet go wyprzedzających. Oto policja brukselska nakryła w jednym z domów ponad dwudziestu uczestników sodomickiej orgii. Wszyscy schronili się za murem dyplomatycznego immunitetu, ale w stosunku do przedstawiciela Węgier nic to nie pomogło i jego personalia zostały opublikowane, mimo niezwykle surowych  przepisów RODO.

Pikanterii całej sprawie dodawała okoliczność, że ten polityk był dotychczas szalenie konserwatywny – a tu orgia i to w dodatku – sodomicka. To pierwsze poważne ostrzeżenie wystarczyło, by zuchwalcom zmiękła rura, dzięki czemu negocjacje na temat kompromisu poszły jak z płatka.

Przypomina to sprawę pana ministra Krzysztofa Skubiszewskiego, który został oskarżony, że ugiął się przed Niemcami i podpisał niekorzystny dla Polski traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, bo Niemcy grozili mu ujawnieniem, iż był on tajnym współpracownikiem” SB o pseudonimie “Kosk”, a został pozyskany w rezultacie operacji “Hiacynt”, skierowanej na werbowanie agentury w środowisku sodomitów i gomorytów. Wbrew tedy zapewnieniom, że sodomia czy gomoria są z punktu widzenia interesów państwa  nieszkodliwe, widzimy, że to chyba nieprawda i że jak pojawi się polityczna potrzeba, to wstydliwe zakątki są obnażane bez żadnej staroświeckiej rewerencji.

Tymczasem “rewolucja macic” najwyraźniej traci dynamikę i na kolejne demonstracje przychodzi coraz mniej chętnych, wskutek czego trzeba łączyć preteksty.

Ostatnio “kobiety” demonstrowały z “zielonymi” przeciwko klimaterium, żeby ratować planetę przed ostateczną katastrofą. W związku z tym pani Marta Lempart odbyła w Brukseli bliskie spotkanie trzeciego stopnia z Donaldem Tuskiem, który najwyraźniej ją oświecił, a może nawet wskazał miejsce w szeregu. Pojawiły się tedy spekulacje, czy pani Lempart utworzy własną partię polityczną, czy też uczestniczki “rewolucji macic” przyjmą taktykę przenikania do różnych ugrupowań, zarówno z obozu “dobrej zmiany”, jak i obozu zdrady i zaprzaństwa. Przekonamy się o tym po Nowym Roku, jako że maciczny rewkom zapowiedział, iż po Nowym Roku rząd “dobrej zmiany” ma podać się do dymisji. Dlaczego miałby to zrobić – tajemnica to wielka, chyba żeby poszukać wskazówki w głosowaniu amerykańskiego kolegium elektorów z 14 grudnia. Jak wiadomo, Joe Biden dostał ponad 300 głosów elektorskich, podczas gdy prezydent Trump tylko około 230, a więc znacznie poniżej wymaganego dla zdobycia prezydentury minimum 270 głosów. Wprawdzie środowiska związane z prezydentem Trumpem odwołują się do niezawisłych sądów, ale czytelnicy “Pana Tadeusza” z pewnością pamiętają spostrzeżenie Klucznika Gerwazego: “wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie”. Może tak sztab wyborczy Joe Bidena kombinował i sprawił w ten sposób wiele cudów nad urną, ale w sukurs Klucznikowi Gerwazemu przychodzi wybitny klasyk demokracji Józef Stalin, który już dawno zaprezentował spiżowe spostrzeżenie, że nieważne, kto głosuje, tylko – kto liczy głosy.

W ten sposób na naszych oczach rodzi się w Ameryce demokracja kierowana, która – tylko patrzeć – jak wyprze z tamtejszej sceny politycznej demokrację spontaniczną. Demokracja kierowana, jak wiadomo, polega na tym, że suwerenowie głosują, a jakże – ale zgodnie ze wskazówkami Pani Wychowawczyni, podczas gdy w demokracji spontanicznej głosują, jak chcą. Dodatkowym atutem dla demokracji kierowanej będzie z pewnością administracja prezydenta Bidena, zdominowana przez dygnitarzy z pierwszorzędnymi korzeniami. Obsadzą oni zarówno Departament Stanu, jak i Departament Skarbu, a także  Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli forsę, bezpiekę i sprawy zagraniczne. Ciekawe, czy w związku z tym również w naszym bantustanie nie będzie musiało dojść do przetasowań.

Coś może być na rzeczy, bo czy w przeciwnym razie prezydent Warszawy, pan Trzaskowski tak by się podlizywał, urządzając chanukową iluminację na tle Pałacu Kultury i Nauki im. Józefa Stalina?

Stanisław Michalkiewicz