Erytrea, Sudan. Afganistan. Indonezja. Czy tam gdzie tam. Ukraina do tego. Oczywiście.

Wojna na całego, relacje natomiast na żywo i na żywo śmierć. Śmierć niewinnych i winnych. “Śmierć na żywo”, jakkolwiek by to nie brzmiało. Czyli nowoczesność w dowolnym odcieniu rozmaicie natlenionej czerwieni. Od czerni po róż.

        Zresztą krew jak krew, barwa jak barwa, ale to kadrowanie… miód, słód. Jak mówią młodzi: “Pełna profeska”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

NIEDŹWIEDZIA NOGA

        Profeska szyta na miarę XXI wieku, dodajmy, profeska niczym diabli nadali, lecz i to warto pamiętać: jakiekolwiek zło z człowieka wychodzi, ludzką dłonią musi być wcześniej uszyte.

        A propos zła. Jakoby stworzony przez sztuczną inteligencję enzym, żywi się odpadami z tworzyw sztucznych. Mówią, że to przyszłość ludzkości. Że postęp, nieprawdaż, jak diabli. Że postęp i nowoczesność w jednym. Pytanie: kiedy już ów enzym zje te odpady, czy nie zabierze się za nasze nylony, guziki i zamki błyskawiczne, czy tam za nasze sztuczne biodra i serc rozruszniki, czy raczej ułoży grzecznie w kącie i zdechnie z przejedzenia? Do tego rodzaju pytań odnosi się mało kto. Moim zdaniem: niestety, mało kto. Inaczej: sztuczna inteligencja, czymkolwiek jest, udaje, że delikatnie puka do drzwi, tych czy tamtych, a my dziwimy się, że nie zaproszona wchodzi z łomotem, kilofem i z butami. Kamienice drżą, z futryn tynk leci – i tak dalej.

Największy pesymista wśród najwybitniejszych niemieckich filozofów XIX wieku przed Nietzschem, w swoich “Aforyzmach o mądrości życia” (1851) zapisał: jeśli świat jest piekłem, mniej błądzi człowiek, trzymający się jak najdalej od ognia i wrzącej smoły. Czy jakoś podobnie, bo uwagi Artura Schopenhauera nie cytuję dosłownie, zachowując jedynie wartość poznawczą spostrzeżenia. A to, by z kolei w nadwiślańskiej przestrzeni publicznej “powiesić” pytanie retoryczne o treści: jak przekonać skutecznie Jarosława Kaczyńskiego, że ma dookoła siebie polityków z prawdziwego zdarzenia tylu mniej więcej, ile w Czarnej Hańczy na co dzień żeruje kaszalotów, że tak zapytam: niedźwiedzia noga? Czy dobitniej jeszcze, o jednego mniej niż motyli, zabawiających się penetracją dna Morskiego Oka?

WIENIEC PLUS

        I że, w związku z powyższym, powinien czym prędzej, dla dobra Polski, zająć się kształceniem świeżych kadr, zarazem odsyłając aktualnych totumfackich na koronki, czy tam na inne atłasy, a kiedy już odesłani ramiona na piersiach splotą, gdy sapną dla kurażu raz czy drugi, powinien czym prędzej pozatrzaskiwać za nimi wieka trumien? Tym samym wdrażając w partyjne i państwowe życie operację “Wieniec plus”? Czy tam “Wieniec plus znicz”?

        Czemu tak zwani politycy nie reagują na zastane? A właściwie – dlaczego reagują tak, jak reagują, to jest niewłaściwie? Odpowiedź godna pomnika ze spiżu (jam oto, nie chwaląc się, niniejszym ją wskazuję): ponieważ świat należący do nich, do ich “politycznej” rzeczywistość, posiada niewiele punktów stycznych z tym, co zachodzi w rzeczywistości. Poza stycznością z naszymi portfelami oczywiście, bo to nasze portfele żywią ich, wraz z ich otoczeniem. Z zawartości naszych portfeli ich szczęście powszechne się bierze. No przecież, że nie z dokonań, bo jeśli, to tutaj również z naszych, nie ich. Pół biedy, że kłopot utraconego połączenia z tym czy z innym bliźnim dotyczy “polityka” oraz jednostki. Natomiast inna rzecz, gdy dotyka całą wspólnotę. Jarosław Kaczyński tymczasem, deklaratywnie bezwzględny dla członków sprzeniewierzających się ideom stojącym za “Prawem i Sprawiedliwością”, wydaje się nie zauważać, co sam na siebie sprowadza, i na wspólnotę, gdy pozwala “swoim” mówić.

        Weźmy Roberta Telusa. Ale z całym szacunkiem bierzmy, bo u tego pana akurat niekłamanych dokonań również znajdziemy sporo. Telus odstaje od przeciętnej poselskiej we właściwą stronę, by tak wspomniane dokonania ująć. Ale.

PEWNE PODWYŻKI

        Ale i on, okazawszy się zbyt cienkim na Parlament Europejski (to żaden zarzut), na nadwiślański Sejm okazał się w sam raz. W sam raz na parę kolejnych z rzędu kadencji. I co? I w roku 2021 premier Morawiecki powołał pana Telusa w skład Rady Doradców Politycznych, a ten – Telus, nie doradcy – w ubiegłym tygodniu przypomniał milionom Polaków, że mamy wojnę za wschodnią granica, i że jest to również wojna ekonomiczna. I że ci sami politycy, którzy dzisiaj krzyczą, że taka wielka drożyzna panuje, niedawno krzyczeli, że ściągamy najwięcej węgla od Rosji i żeby ten import zatrzymać. “Zatrzymaliśmy i to spowodowało pewną podwyżkę” – rzekł Telus. A oto sedno: “To było do przewidzenia, że węgiel będzie drożał, ze względu na to, że zatrzymaliśmy z Rosji, ale teraz są przygotowywane rozwiązania i będziemy reagować. Zawsze reagujemy w takich momentach”.

        Pal sześć gramatykę, nikt nie jest nieomylny. Poza tym wiadomo: wojna, wiadomo: inflacja. Wszelako można odnieść wrażenie, że gdyby nie pandemia, a następnie agresja Rosji na Ukrainę, wówczas kondycji finansowej polskich rodzin, staczającej się już w katastrofę, a także pogarszających się nadwiślańskich realiów gospodarczych, wytłumaczyć nie dawałoby się żadnym sposobem. Jeśli dodać do powyższego ewidentną nieznajomość reguł debaty publicznej na poziomie rozmowy z nieprzyjaznym dziennikarzem – tu nawiązuję do postawy niegdysiejszego marszałka Senatu RP, dziś “szeregowego senatora”, acz głównodowodzącego grupy senatorów Prawa i Sprawiedliwości oraz członka komitetu politycznego PiS, Stanisława Karczewskiego, który całkiem niedawno, niczym osesek polityczny, pozwolił Mazurkowi Robertowi przypiec się, doprawić, a następnie pożreć – to choćby kroplę optymizmu tym bardziej trudno z siebie wypocić.

        “Wolna gospodarka rynkowa”, mówią. A sposób na rozrastająca się biedę? “Elementy osłonowe dla najuboższych”. W przełożeniu na nasze: “Wyngiel przywieźli! Wyngiel we wsi! Z dopłatom!”.

 

WYNGIEL WE WSI

Wyngiel? Proszę bardzo, tak “w kwestii wyngla” wywnętrznia się Piotr Woźniak, były minister gospodarki, gościnnie u Gozdyry Agnieszki: “Majstrowanie przy cenach zawsze się kończy ustaleniem ceny maksymalnej, a ta prowadzi do niczego innego tylko do reglamentacji i katastrofy rynkowej”. Na co Gozdyra pochyla się z troską: “Ale jak nie dopuścić do tego, żeby ludzie płacili takie horrendalne ceny, przecież to nie do przeskoczenia”. Woźniak: “Pani redaktor, gdyby mnie za to płacono, to ja bym powiedział. Ja nie jestem wynajęty do tego. Nie majstruje się przy cenach, bo to się zawsze kończy katastrofą. Wszystko jedno czy to są ceny brukselki, czy zapałek, wykałaczek czy węgla. Tego się po prostu nie robi w wolnej gospodarce rynkowej”.

Woźniak Piotr widać nie pamięta, że “wolna gospodarka rynkowa” to mit. Że o “wolnej gospodarce rynkowej” tak samo mowy nie ma, jak o częściowej ciąży. Wolna gospodarka albo jest, albo mówienie o niej tylko mówiącego kompromituje. I kropka. Woźniak nie jest jedyny. Lider “Polski 2050”, Hołownia Szymon, również zdaje się nie dostrzega, co widzieć powinien, więc razem ze swoim ugrupowaniem w dal nieznaną odjeżdżają: “Trzeba zlikwidować mafię węglową” – rzecze. Ależ popieramy, popieramy, pewnie, ale czym konkretnie jest owa mafia, według Hołowni? Otóż w roli mafii pan Szymon obstalowuje… sedno wolnego rynku. Sedno o treści oczywistej: kup jak najtaniej, sprzedaj jak najdrożej.

“Co ten gość wciąga?” – zapytała mnie Szanowna Właścicielka. “Bo jeśli myśli, co mówi, to mówi używając słów, jakby coś jednak wciągał. Choć wygląda przy tym, jakby nic. Może poza pobudzeniem emocjonalnym, nadmiernym a jakże dla gościa charakterystycznym” – dokończyła. Szczycę się swoją Właścicielką i już. I dodam, że chętnie o wzmiankowanym zaszczycie wspominam. Bez zbędnej skromności.

CHŁODNO, GŁODNO

        Jednakowoż w tym miejscu samych siebie skonfrontować musimy z pytaniem: czy oni tam wszyscy powariowali? Tak zwani politycy? Ależ talerz. Jasne, że nie. Oni tam wszyscy wiedzą dobrze, którą stronę kanapki masłem obficie posmarowano. Z której strony na kanapce plaster szynki położono. Czy tam szynki z chrzanem. Oni wszyscy dobrze wiedzą, od czego zależy przyszłość ich oraz ich rodzin (i przyszłość całej ferajny, kręcącej się wokół nich), stąd też wyglądają niecierpliwie kolejnej kromki. Za pieniądze obywateli badają obywatelskie preferencje, a jeśli tylko czynią to profesjonalne firmy (firma profesjonalna to taka, która odpowiednio zredaguje pytania), a tym samym kierują stado do określonych bramek. Jak żyć, pyta ktoś od papryki? Czy tam od innej, ogrzewanej węglem szklarni z sałatą czy pomidorami? Ano, tak żyć. To znaczy tak właśnie żyć się daje. Jak “politycy”. Trzeba było się łapać.

        No dobrze, wszelako przeciętna emerytka nadwiślańska węgla na zimę nie kupi. No jak, kiedy tona kosztuje więcej niż 1,5 emerytury? Jedna tona. Wiele lat temu, z trzydzieści kilogramów wstecz to było, na ogrzanie mieszkania na drugim piętrze stuletniej kamienicy, lokalu składającego się z czterech pokoi (cztery piece kaflowe), zużywałem miesięcznie tonę do dwóch węgla. Trafiła się nam zima, a prawdę powiedziawszy dwie takie zimy nam się trafiły, kiedy na przestrzeni paru tygodni paliłem w jednym piecu – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Dziś, przy aktualnych cenach węgla, nawet na ogrzanie jednego pokoju nie byłoby mnie stać. Co w związku z powyższym przyjdzie jesienią i zimą czynić współczesnym – emerytce i emerytowi – skoro ponad 4,5 miliona polskich rodzin wciąż węglem ogrzewa swoje domy i mieszkania? Marznąć im przyjdzie, a pewnie i zamarznąć, gdyby zima przyszła ostra, śnieżna obficie i długa niesamowicie (rym nie zamierzony). Albo węgiel kupić za jedną czy drugą “chwilówkę” – wówczas nie zmarzną, wiosny nie doczekawszy tak czy inaczej, boć da się stopić śnieg i wodę zagotować, ale bez jedzenia paru miesięcy przeżyć nie sposób.

OBEREK RAZ

        Koniec żartów, można powiedzieć, przed nami szyby. A windy nieczynne. Czy jakoś podobnie (to chyba o schody chodziło, nie o szyby). W każdym razie portal businessinsider.com.pl informuje, że: “Chiny rewidują właśnie swoją politykę klimatyczną i będą wracać do węgla”.

        No proszę. Powrót do węgla. Na Starym Kontynencie zaś “genialne” założenia “pakietu Fit for 55” nadal obowiązują, zakładając osiągnięcie “neutralności klimatycznej” do roku 2050. Znaczy, emitować gazów cieplarnianych Unia Europejska tak bardzo nie chce, że aż nie będzie jej przeszkadzać zasysanie nad Unię gazów wyemitowanych przez całą resztę świata? Co za sukces, psia krew. Mało tego, kto powie że nie sukces, tego zaraz metodą “na Witkiewicza” w mordę, raz i drugi. Aż zrozumie, co mówić wypada.

        Ale uwaga. Ale ostrożnie. Najwięksi malkontenci albowiem zwracają uwagę na unijne plany zakazu emisji dwutlenku węgla pochodzącego “ze źródeł zainstalowanych w budynku”. Co odnosi się do pieców węglowych, olejowych oraz gazowych, a co wejść ma w życie za pięć lat dla nowych budynków, a za osiem dla obiektów remontowanych obecnie.

        I jeszcze summa summarum, zwłaszcza w związku bezpośrednim z powyższym: tańczmy, panie i panowie, uczestniczymy albowiem w imprezie niezwyczajnej doprawdy, której nadaję niniejszym nazwę: “Zabite karty prawicy”. Oberek raz, marsz żałobny portfeli dwa, a w przerwach powtarzamy chórem: “Nie ma alternatywy dla Zjednoczonej Prawicy!”.

        …Wiem przecież, że nie ma. Dlatego zbijanie, czy tam zabijanie kart, boli tym bardziej.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl