Nie, nie wojna, bo ta już trwa. W drugim roku jakoś tak się ludkowie przyzwyczaili, że jak jeden mąż wyjeżdżają z odwiedzinami do Polski. Jeszcze rok temu się wstrzymywali. Wielu było wstrzymywanych przez rodziny – bo nie wiadomo co się zdarzy. Dzisiaj też nie wiadomo co się zdarzy, a ludzie jeżdżą. I to pomimo bardzo drogich biletów. Covidy też tak jakby atakowały nas mniej, szczególnie od czasu jak mój (kiedyś dobry znajomy) wpakował się do samolotu chory jak mops (na covida). Jak on to zrobił, że przeszedł wszystkie testy i bramki zabezpieczające? Tylko on wie –  ale doleciał do Toronto, oczywiście zaraził cały samolot, wszystkich na lotnisku, i w taksówce, i w domu. Tak to bywa, i tak bywało także z grypami. Już w średniowieczu wiedziano, że dżuma jest zaraźliwa, choć jeszcze  nic nie wiedziano o bakteriach, ani o wirusach, ani o tym, że była roznoszona przez zapchlone szczury – to znaczy pchły roznosiły zarazę, a szczury były tylko środkiem podróży. Teraz rolę szczurów przejęły środki transportu, a zarażone pchły już nie są potrzebne?  No więc wojna trwa, jak mówią do ostatniego walczącego Ukraińca. Sami Ukraińcy też się oswoili, i wracają. Tak jak milionami uciekali przed wojną (głównie do Polski), tak milionami wracają, wielu chce zdążyć przed rozpoczęciem roku szkolnego, aby dzieci pobierały naukę w szkołach ukraińskich z ukraińskim punktem widzenia. No cóż, nasz punkt widzenia jest na całe szczęście polski, choć niektórzy politycy bardzo się starają żeby był obcy, np. ruski, albo niemiecki? Niech im tam – ‘to se ne vrati’ żebyśmy sobie dalej dawali robić koło nosa.
No więc co się zaczęło? Nie uwierzycie, szczególnie po upałach, jakie zapanowały w pierwszym tygodniu września. Sama też nie mogłam uwierzyć, ale jeszcze pod koniec sierpnia obudził mnie dziwny i nieznany szum. Ki czort! Sprawdzam, wyglądam, nic nie spostrzegłam za oknem.
A to po prostu moje ogrzewanie się włączyło!
Nocą było chłodno około 10 stopni, to i zaczęło grzać. Wcale to nie przeszkadzało, że sezon grzewczy jeszcze się nie zaczął, temperatura spadła i już. Nic to nie szkodziło, że po południu włączyła się klimatyzacja, bo zrobiło się za gorąco. Równowaga musi być! Wszystko zostało zaprogramowane na około 22 stopnie Celsjusza. Ja też już tak jestem zaprogramowana i jak jest inaczej, to zaczynam czegoś (nie wiadomo czego) szukać i boli mnie główka. Oczywiście, że za te dni gdzie w nocy włącza się ogrzewanie, a w dzień ziębienie, będę musiała zapłacić podwójnie, bo przecież nawet (a może głównie?) w Kanadzie nic nie ma za darmo. O la Boga! Ile to takich dni w roku mamy, że nie płacimy, ani za ogrzewanie, ani za chłodzenie? Podejrzewam, że nie więcej niż palców u jednej ręki. Ale, co tu psioczyć bez powodu. Za wygodę się płaci. Wszędzie. I skoro jeszcze do tej pory nie poszłam z torbami, to widać stać mnie na taki temperaturowy komfort. Pamiętam jak jednego roku byłam w Busku na turnusie zdrowotnym i takie gorąco biło z południowego okna, że zdecydowałam skrócić swój pobyt, aby skrócić gorące katusze nie będących w programie zabiegów.
A komfort mam, bo nawet moje zwierzaki usadawiają się albo przy grzejniku, albo przy wydmuchu chłodnego powietrza.
Taki kraj – nawet  zwierzaki domowe liczą na komfort.

MichalinkaToronto@gmail.com Toronto, 6 września, 2023