Pieriedyszka dobiega kresu

Wygląda na to, że zapoczątkowany w roku 1989 30-letni okres pieriedyszki dobiega końca. I to nie tylko dlatego, że prezydent Donald Trump w imieniu Stanów Zjednoczonych uznał izraelską suwerenność nad Wzgórzami Golan. Jak wiadomo, Izrael zajął wzgórza należące do Syrii w następstwie wojny sześciodniowej w 1967 roku.

Początkowo miały one status terytorium okupowanego, ale w roku 1981 Kneset podjął uchwałę o włączeniu Wzgórz Golan do terytorium państwowego Izraela. Decyzji tej nie uznała Rada Bezpieczeństwa ONZ i tak było aż do niedawna. Prezydent Trump, zaraz po ogłoszeniu przez specjalnego prokuratora, zajmującego się wyjaśnianiem, czy kandydat na prezydenta USA kombinował z rosyjskim prezydentem Putinem, jak by tu wygrać wybory, komunikatu, że żadnych takich kombinacji nie wykryto, wbrew stanowisku pozostałych członków Rady Bezpieczeństwa ONZ potwierdził tamtą decyzję Knesetu.

Ciekawe, że podobnie zachował się zimny rosyjski czekista Putin w przypadku Krymu. Kiedy tylko Nasza Złota Pani oznajmiła, że na Ukrainie żadnej interwencji wojskowej nie będzie, zajął Krym za jednym zamachem, a następnie, w rezultacie zorganizowanego tam referendum, przyłączył ten półwysep do terytorium państwowego Rosji.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Izrael na Wzgórzach Golan żadnego referendum nie organizował, więc teraz trudno będzie Putinowi z powodu aneksji Krymu czynić gorzkie wyrzuty. Okazuje się, że Murzynów biją nie tylko w Rosji, ale i w Ameryce, że o Izraelu nawet nie wspomnę. Trudno powiedzieć, jak zareagują na to kraje arabskie, zwłaszcza, że podobno znaleziono już idealną jałówkę, którą będzie można spopielić w celu uzyskania mikstury oczyszczającej, po której zastosowaniu Żydzi będą mogli przystąpić do odbudowy Świątyni Jerozolimskiej. Sęk w tym, że na tym samym miejscu stoi meczet z Kopułą Na Skale, więc trzeba będzie wybrać – albo to, albo to. Muzułmanie  podchodzą do swojej religii bardzo poważnie, podobnie zresztą, jak i Żydzi, toteż decyzja prezydenta Trumpa może doprowadzić do tak zwanych „nieprzewidzianych konsekwencji”.

Podobnie i w Wenezueli.  Miodem i mlekiem płynący kraj został doprowadzony do ruiny zaledwie w 20 lat, na skutek skierowania go na drogę socjalistycznych eksperymentów. Toteż panuje tam powszechne niezadowolenie, które objawia się w postaci desperackich buntów. Jednocześnie Stany Zjednoczone próbują doprowadzić tam do politycznego przesilenia gwoli osadzenia na stanowisku zajmowanym przez prezydente Maduro swojego „sukinsyna” (bo sukinsyny dzielą się na nasze, i jakieś takie nie nasze) Juana Guaido. Zatem w Wenezueli jest „sytuacja rewolucyjna”, o której wspominał Lenin, a skoro tak, to wszystko się tam zdarzyć może, jako że prezydenta Maduro raczej popiera tamtejsza armia, a poza tym – Rosja i Chiny, no i oczywiście – Kuba, podczas gdy Juana Guaido popierają Stany Zjednoczone i Unia Europejska. Jest to zatem wymarzone „przedpole”, o którym wspomina doktryna „elastycznego reagowania”. Jak wiadomo, za prezydenta Eisenhowera obowiązywała strategia „zmasowanego odwetu”, którą w uproszczeniu można streścić tak oto: walimy ze wszystkiego, co mamy; kto przeżyje, ten wygrał. Ale gdy Rosjanie rozbudowali swój arsenał jądrowy, stało się jasne, że nie przeżyje nikt. Tedy Robert McNamara w pierwszej połowie lat  60-tych wykoncypował doktrynę „elastycznego reagowania, według której wprawdzie haratamy się, ale tylko na przedpolach, oszczędzając terytoria własne i przeciwnika. Toteż co to komu szkodzi, by Wenezuela została takim „przedpolem”, podobnie jak w swoim czasie Korea, czy Wietnam, a obecnie – również część Europy Środkowej, na czele z Polską, której Umiłowani Przywódcy gotowi są zapłacić nawet 2 mld dolarów rocznie, żeby tylko móc poświęcić się w ramach walki o wolność waszą – bo nam wystarczy tak zwana „wolność wewnętrzna” na zasadzie: jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.

To znaczy – może by i wystarczyła, ale niestety i to nie jest pewne, z uwagi na amerykańską ustawę o zwalczaniu antysemityzmu w Europie. Ponieważ Polska w Europie jest i być pragnie, toteż ta amerykańska ustawa prawdopodobnie będzie wywierać skutki prawne również u nas, w odróżnieniu od ustawy nr 447 JUST, która żadnych skutków prawnych w Polsce mieć nie będzie – o czym zapewnił nas pan minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz. Inna rzecz, że ustawa o zwalczaniu antysemityzmu w Europie znakomicie się z ustawą 447 JUST komponuje i uzupełnia, więc może i pan minister Czaputowicz jeszcze nie ogarnia wszystkich skutków prawnych, jakie się z tego tytułu narodzą.

Poza tym, o tym, co jest antysemityzmem, a co nim nie jest, decydują rozmaite żydowskie organizacje z Ligą Antydefamacyjną na czele no i oczywiście – władze Izraela. Toteż trudno oddzielić jedną ustawę od drugiej, tym bardziej, że w Ambasadzie Amerykańskiej w Warszawie już pojawił się dygnitarz, który zajmuje się tylko tą sprawą. Ciekawe, czy pan minister Czaputowicz o tym wie, czy też nadal trzymany jest w stanie nieświadomości?   O ile antysemityzm jest stary, jak świat, a w każdym razie – jak Żydzi, o tyle coraz głośniej mówi się o nowej zbrodni, którą trzeba będzie zwalczać, niczym ongiś wrogą stonkę. To jest tzw. „mowa nienawiści”,  czyli wszelkie opinie, które nam się nie podobają. Właśnie pani Adamowiczowa odwiedziła Stany Zjednoczone w charakterze nie tylko Wdowy Narodowej, ale również – płomiennej bojowniczki przeciwko znienawidzonej mowie nienawiści. Zdaje się, że pozyskała dla tej świętej sprawy dwie kongresmanki, z którymi podobno się spłakała. W tej sytuacji tylko czekać, jak Parlament Europejski, do którego pani Adamowiczowa aspiruje z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa, podejmie stosowną rezolucję, idąc za ciosem, jaki wykonał niedawno w ramach „Acta 2”. Pod pretekstem ochrony praw autorskich rezolucja prostuje ścieżki dla kneblowania niepożądanych treści w internecie, czyli cenzury. Oczywiście będzie ona stosowana z należytym rozeznaniem, bo z nienawiścią walczy również pan Śmiszek, prywatnie partner pana Roberta Biedronia. Panu Śmiszkowi najbardziej dokucza tak zwana „homofobia”, a więc wszelkie objawy niechęci, a nawet rezerwy wobec sodomitów i gomorytów. Tymczasem wiadomo, że człowiek postępowy, godny miana człowieka XXI wieku, żadnej rezerwy wobec sodomitów i gomorytów odczuwać nie powinien, a tylko podziw i oddanie, również w sensie dosłownym. Jeśli ktoś z powodu zacofania jeszcze nie jest na to gotowy i nie będzie sodomitów, albo z sodomitami się kochał, to – jak mówi poeta – „będzie w lochu jęczał i szlochał” – bo pan Śmiszek, który wbrew swemu nazwisku jest osobą nader wpływową, postuluje penalizację homofobii. Prawo Murphy`ego głosi, że jak coś złego może się stać, to na pewno się stanie, więc tylko patrzeć, jak niezawisłe sądy zaczną wydawać piękne wyroki.

              Stanisław Michalkiewicz