Już wszyscy mają tej zapaści dość. Chcemy dawnego życia. Wreszcie doceniamy tamto życie. Prawie wszyscy wyjeżdżaliśmy 2-3 razy w roku za granicę. A to do Polski, a to na Florydę, a to na jakąś pielgrzymkę. Po Kanadzie jeździć nie było w modzie. A u nas ze względu na rozległość (w końcu to drugie państwo na świecie pod względem powierzchni) wyjazd do innej prowincji to tak jakby za granicę. Obecnie premier Ontario Doug Ford ostrzega, żeby ze względu na walkę z koronawirusem nie przekraczać granic, i ma na myśli także granice między prowincjami.

Z mojego Toronto do stolicy Kolumbii Brytyjskiej Vancouver jest 4,210 km. Jedzie się około 41 godzin,  bez przystanku i bez spania.

Wow!  I ciągle w tym samym kraju, na zachód. A przecież nawet w tę stronę Pacyfiku jest jeszcze dalej, bo na zachód Kanada kończy się na wyspie Vancouver. Dodatkowo ode mnie (Toronto, Ontario) do Atlantyku, czyli w drugą wschodnią stronę, na przykład do stolicy Nowej Funlandiii i Labradoru miasta St. John’s jest 3,224 km, czyli dodatkowo 38 godzin jazdy. Fajnie, nie?

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Po to aby przejechać Kanadę wzdłuż i wszerz potrzeba prawie 80 godzin jazdy non-stop, czyli trzy doby z hakiem. My jednak przed wirusem byliśmy bardzo światowi i jeździliśmy najczęściej na południe na Florydę, albo nieco bliżej do Południowej, czy Północnej Karoliny. Na Florydę można dojechać za jedyne 24 godziny. Kiedyś jechałam, na zmianę z jednym takim. Po tej jeździe znajomość się skończyła. I dobrze, że nie przetrwała. Do Polski Lot-em było jeszcze bliżej – oka dobrze nie zmrużył i już był. Tak, tak.

Nie wiadomo czy te dobre czasu wrócą. A jeśli wrócą, to linie lotnicze nie będą mogły już nas przewozić upchanych jak sardynki w puszce. W takich warunkach nie ma mowy o zachowaniu społecznego dystansu. Poza tym wszyscy tego doświadczaliśmy, że w samolocie łatwo łapało się jakieś choróbsko. Wentylacja przepompowywała to samo powietrze z wszystkimi bakcylami od wszystkich.

Więc ile taki nowy bilet będzie kosztować? Jeszcze nie wiadomo, ale tak mniej więcej trzy razy drożej niż ceny biletów przed wirusem. Będziemy latać lepiej niż klasą biznesową, tylko nie wszystkich będzie na to stać.  Niejako wracamy do czasów sprzed pół wieku, kiedy podróż samolotem  była luksusem i latało się tylko i wyłącznie z konieczności. No tak, powiecie, my też ostatnio lataliśmy z konieczności, bo nas ciągnęło w znane i nieznane. Niewątpliwie częściej zaczniemy zaglądać na nasze podwórko. Przecież Kanada to nie tylko od Pacyfiku do Atlantyku, ale i na północ – tam też jedzie się i jedzie. Każda z prowincji jest tak inna i przeurocza, że aż dech zapiera. Poczekajmy jeszcze trochę, aż restrykcje odnośnie swobodnego grupowego poruszania się zostaną poluzowane  i zaczniemy poznawać nasze własne kąty. A zacząć można już teraz od pobliskich parków. A jest ich bez liku.

Osobiście polecam nadbrzeże jeziora Ontario przy ujściu rzeki Humber do jeziora Ontario. Można pomaszerować i na zachód i na wschód. Wody jeziora Ontario koją nie tylko oko, ale i nerwy, a długość spaceru zależy jedynie od kondycji, pogody i chęci. I czyż to nie dobrze, że są także pozytywne niezamierzone skutki koronawirusa?

Zmobilizują nas one do zwiedzania naszej przepięknej przecież Kanady.