Liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska oceniła we wtorek podczas konferencji prasowej w Waszyngtonie, że Rosja może odegrać na Białorusi “konstruktywną rolę”, ale nie powinna ingerować w jej wewnętrzną politykę i “nie wysyłać propagandzistów i wojsk” do kraju.

“To co się dzieje na Białorusi to nie jest walka między stronnictwami prorosyjskimi i prozachodnimi. To walka między przeszłością i przyszłością. Rosja może odegrać konstruktywną rolę, tylko żeby nie ingerowała, nie przysyłała swoich propagandzistów, wojsk i innych rzeczy” – mówiła Cichanouska w stołecznym National Press Club. Jak dodała, Białorusini sami muszą rozwiązać swoje problemy, z pomocą krajów demokratycznych.

Cichanouska rozmawiała we wtorek z doradcą prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake’iem Sullivanem m.in. na temat wsparcia dla białoruskich ruchów demokratycznych i sankcji przeciwko reżimowi Alaksandra Łukaszenki.

Odpowiadając na pytanie, czy jej wizyta w USA nie skłoni rosyjskiego prezydenta Władimira Putina do większego zaangażowania się po stronie Łukaszenki, Cichanouska powiedziała, że “powinniśmy się skupić na rozmowie o Białorusi”, a nie o Putinie. Dodała jednak, że USA powinny wysłać Rosji sygnał, że niepodległość Białorusi “nie zostanie zdradzona”.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Odnosząc się do tego, co może zrobić Waszyngton, by zwiększyć presję na Mińsk, była rywalka Łukaszenki w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich stwierdziła, że USA mogłyby np. nałożyć sektorowe sankcje. Takie sankcje gospodarcze już w czerwcu wprowadziła UE, co stanowi dotąd najpoważniejszy i najbardziej dotkliwy krok wymierzony przez Zachód w białoruski reżim.

W poniedziałek liderka opozycji zapowiedziała, tuż po rozmowach z szefem dyplomacji USA Antonym Blinkenem i innymi przedstawicielami Departamentu Stanu, że USA podejmą “silne działania w najbliższej przyszłości”.

Cichanouska powiedziała, że choć nie spotkała się dotąd w Waszyngtonie z prezydentem USA Joe Bidenem, to być może jeszcze się to zmieni. We wtorek do prezydenta zaapelowała o to rada redakcyjna dziennika “Washington Post”, a wcześniej też grupa kongresmenów z obydwu partii.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)

kgr/