29 stycznia br. przypada 80. rocznica wyjątkowo brutalnej masakry dokonanej przez sowieckich partyzantów żydowskich na ludności cywilnej wsi Koniuchy w rejonie solecznickim, gdzie  ok. godz. 5 rano oddziały partyzantki zaatakowały śpiących ludzi, podpalając domy i strzelając do uciekających mieszkańców.

Poniżej nagranie dźwiękowe naszej rozmowy z naocznym świadkiem masakry.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Co roku przy Krzyżu Pamięci Pomordowanych w Koniuchach odbywa się apel pamięci z udziałem władz samorządowych, harcerzy, społeczności lokalnej.
– czytamy w Kurierze Wileńskim

— Pamiętam, jak do wsi przychodzili partyzanci, zabierali nawet ubranie, a jak zobaczyli, że są dobre buty, to zabierali i buty. Rekwirowali zboże, świnie, jeszcze kazali zakładać konia i zawieźć im to wszystko do lasu — wspomina naoczny świadek tamtych wydarzeń, Marian Bandalewicz, urodzony w 1936 r. w Koniuchach.

— Zaczęło się od strzelaniny. Obudziłem się, bo te odgłosy podniosłyby nawet zmarłego. Otoczyli wieś z trzech stron, strzelali godzinę, może więcej. Jak się rozjaśniło, zaczęli chodzić po wiosce z pochodniami i podpalać domy i stodoły. Jedni palili z jednego końca wioski, inni z drugiego. My mieszkaliśmy pośrodku wioski, więc do nas doszli już na samym końcu — wspomina Marian Bandalewicz.

Jak opowiada, tego ranka jego ojciec wstał wcześnie, zapalił lampę, bo o piątej nad ranem jeszcze było ciemno. Kiedy zaczął się ubierać, przez okno wleciał pocisk, który trafił w piec. Ojciec wyszedł przez ganek i schował się w jamie pod bierwionami leżącymi na dworze. Mama z trójką dzieci została w domu.

— Przygotowaliśmy do „węzełków” lepsze cieplejsze ubrania na wypadek, gdyby nasz dom też podpalili. Kiedy ostatni partyzanci przechodzili przez wieś, zobaczyli nasze „węzełki”, powrzucali je do ognia. Ja z Wojciechem, młodszym o dwa lata bratem, narzuciliśmy na siebie kołdrę i zaczęliśmy uciekać. Słyszałem, jak ktoś z partyzantów mówił, żeby nas zastrzelić. Jego kolega mu odpowiedział: „Co ty, w dzieci będziesz strzelać?”. Tak ocaleliśmy — wspomina.

Mama została w domu, czerpała z wiadra kubeczkiem wodę i próbowała ratować dom przed ogniem.

— Mama wyratowała nasz dom. Stodołę, chlew, tymczasowy domek spalono. Niestety, zginęli nasi krewni, dziadka brat, Bandalewicz Tomasz z żoną. Zastrzelono ich. Zginęli też synowie Tomasza, Józef z żoną Michaliną, Bandalewicz Mieczysław z dwójką małych dzieci — przekazuje Marian Bandalewicz.

Ludzie próbowali ratować się, uciekając do lasu. Tam trafiali prosto na partyzantów, którzy ich rozstrzeliwali. Więcej szczęścia mieli ci, co uciekali w inną stronę, ku rzece.

Niektórym udało się uratować
Pani Jadwiga Prowłocka, z domu Jankowska, urodziła się we wsi Koniuchy już w okresie powojennym. Jednak to, co się stało w styczniu 1944 r., zachowało się w pamięci jej rodziców i okolicznych mieszkańców, którzy uszli z życiem. Z tych opowiadań wie, że mężczyźni mieszkający w Koniuchach tworzyli kilkuosobowe grupy broniące się przez grabieżami partyzantów. Tamtej tragicznej nocy wieś została otoczona przez napastników, którzy stacjonowali w okolicznych lasach. Podchodzili do każdego domu i podpalali. Ludzi próbujących ratować się z pożaru ucieczką rozstrzeliwali. Zabijano starców, dzieci, nawet kobiety z niemowlętami.

— Szczególnie utkwiły mi w pamięci dwa epizody, która opowiedziała mi moja sąsiadka, Józefa Jankowska. Opowiadała, jak został podpalony jej dom, jak wyskoczyła z płonącego domu i wpadła wprost na wycelowaną w nią lufę karabinu. Zaczęła tłumaczyć, że w jej domu od lat nie ma żadnych mężczyzn, prosiła, by puszczono ją wolno. Kazano jej uciekać ze wsi w stronę rzeki — opowiada Jadwiga Prowłocka.

Niestety, siostra Józefy Jankowskiej nie miała tyle szczęścia. Chowała się wraz z dziećmi w szopie.

— Podpalacz zabił ją razem z niemowlęciem na oczach starszych dzieci. Starszy syn ocalał, ale, jak się okazało później, postradał zmysły — wspomina nasza rozmówczyni. — Moj ojciec z koniem uciekał w stronę rzeki. Kule leciały w ich stronę. Ojciec upadł i czołgał się. Koń też upadł na przednie kolana i nawet on próbował się ratować czołgając. Ojciec razem z koniem uratowali się — wspomina przekaz swojej mamy Jadwiga Prowłocka.

W jej pamięci zachował się też inny przerażający opis śmierci kobiety, która podczas ucieczki z płonącego domu została postrzelona i upadła na swe kilkumiesięczne dziecko. Napastnicy rzucili na kobietę słomę i podpalili. Kiedy wycofali się, mieszkańcy spalonej wioski pod martwym ciałem matki znaleźli żywe jeszcze dziecko.

Według ustaleń Instytutu Pamięci Narodowej atak na Koniuchy przeprowadziła licząca 120-150 osób grupa partyzantów sowieckich pochodzących z różnych oddziałów stacjonujących w Puszczy Rudnickiej, takich jak „Śmierć Okupantowi”, „Śmierć faszyzmowi”, „Piorun”, „Margirio”, Oddział im. Adama Mickiewicza. Oddziały te były wielonarodowościowe. Należeli do nich m. in. partyzanci żydowscy, uciekinierzy z gett w Kownie i Wilnie.

Jak ustalili śledczy IPN, w nocy z 28 na 29 stycznia 1944 r. grupa partyzantów sowieckich otoczyła wieś i ok. godz. 5 rano przystąpiła do ataku, który trwał 1,5-2 godziny. Podpalano słomiane dachy domów, do obudzonych, uciekających mieszkańców strzelano. W wyniku ataku zginęło co najmniej 38 osób, kilkanaście zostało rannych. Jednak jak zaznaczają śledczy, w dokumentach archiwalnych podaje się różną liczbę ofiar: od 34 do 50. Wśród ofiar byli mężczyźni, kobiety i małe dzieci.

W 2020 r. pion śledczy IPN zakończył dochodzenie w sprawie zbrodni dokonanej na Polakach we wsi Koniuchy. Śledztwo zostało wszczęte w oparciu o materiały przekazane do IPN w 2001 r. przez Kongres Polonii Kanadyjskiej. To m.in. dzięki badaniom przedstawicieli Kongresu ustalona została lista około 40 uczestników masakry, byłych partyzantów sowieckich, w tym Żydów i Litwinów. Nikt ze sprawców mordu nie został ukarany. Śledztwo zostało umorzone — prokurator stwierdził, że osoby, które kierowały masakrą, nie żyją.

O tym, co się wydarzyło w Koniuchach, w okresie sowieckim milczano. Dopiero w 60. rocznicę pacyfikacji wsi, staraniem Solecznickiego Oddziału Rejonowego Związku Polaków na Litwie, dzięki Radzie Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa ustawiony został krzyż, na którym umieszczono 38 nazwisk ofiar tragedii. Co roku odbywają się tu apele ku czci pomordowanych.

 

Śledztwa w sprawie zabójstwa w styczniu 1944 roku przez partyzantów sowieckich kilkudziesięciu mieszkańców wsi Koniuchy — zakończone postanowieniem o umorzeniu z dnia 21 maja 2020