Na dniach stała się rzecz, która będzie miała kolosalny wpływ na Polskę i jej sąsiadów, nie w najbliższych latach, ale miesiącach. Mam na myśli zapowiedź USA zdjęcia militarnego parasola ochronnego nad Europą.
Przez lata polska polityka wewnętrzna i zewnętrzna bazowała na przeświadczeniu, że można pozwalać sobie na dużo we wszystkich dziedzinach, ponieważ jesteśmy integralną częścią umiejscowionej tutaj potęgi NATO, a właściwie to potęgi amerykańskiej.
Politycy najważniejszych partii nie dopuszczał myśli o tym, że Amerykanie stracą wiarę w sens utrzymywania swojej potęgi militarna na tym obszarze. A właśnie tak się dzieje na naszych oczach. Najprawdopodobniej Amerykanie doszli do przekonania, że dalsze utrzymywanie wojskowej obecności na tym obszarze traci sens. Nie daje im korzyści politycznych w wymiarze światowym, przeciwnie staje się zbędnym obciążeniem finansowym.
Obecnie można tylko spekulować na temat zmian, jakie spowoduje wprowadzenie nowej amerykańska doktryny wojskowej. Obecnie można tylko spekulować na temat zmian, jakie spowoduje wprowadzenie nowej amerykańska doktryny wojskowej.
Bezgraniczna wiara w obecność amerykańskich wojsk w Polsce mogła tłumaczyć wypowiedzi naszych czołowych polityków takie ja te, że wciśniemy Putina w ziemię czy że Rosja musi zostać pokonana a wszystkie ziemie zajęte przez Rosjan, włącznie z Krymem muszą wrócić do Ukrainy. Również głębokie przekonanie o tym, że nie mogą być podjęte żadne ustalania w sprawie Ukrainy bez udziału Polski. Takie poglądy będą musiały pójść w kąt.
Na pewno będziemy obserwowali zmianę zachowania przywódców naszych najważniejszych partii politycznych, którzy bezwarunkowo stawiali na wieczny sojusz wojskowy z USA. Na takim przekonaniu była oparta polska doktryna obronna. Jej zasadniczym elementem było przygotowanie naszego terytorium do obecności wojsk sojuszniczych. Podobne problemy będą mieli przywódcy innych państw europejskich.
Jeżeli dojdzie do zawarcia pokoju na Ukrainie i nie zobaczymy rosyjskich wojsk na wschodniej granicy Polski zapowiedzi wielu polityków o śmiertelnym zagrożeniu ze strony Rosji i potrzebie kosztownej militaryzacji staną się niewiarygodne. Równocześnie pojawi się potrzeba wytłumaczenia się przed społeczeństwem, a zwłaszcza przed swoimi wyborcom, z popełnia tak strategicznej pomyłki.
Drugim ważnym elementem możliwych zmian będzie przyszły kształt, jaki przyjmie pozostawiona przez Amerykanów Europa.
Z wielu, warto rozważyć dwie skrajne opcje.
Pierwsza opcja może być taka, że Europa kierowana przez Niemców stanie się gospodarczym, politycznym i wojskowym blokiem podobnym do tego, jaki powstał na terenie Europy tuż przed rozpoczęciem gorącego konfliktu zbrojnego z ZSRR. Wtedy większość państw europejskich weszła w sojusz wojskowy i polityczny z III Rzeszą Niemiecką.
Wypowiedzi obecnego kanclerza Niemiec sugerują, że właśnie taka opcja odpowiadałaby obecnie rządzącym politykom niemieckim najbardziej.
Innym skrajnym rozwiązaniem dla Europy, możliwym do zrealizowania przez Amerykanów, może być wymuszony podział Europy, podobny do tego, jaki został ustalony w 1945 roku w Jałcie na Krymie. Wówczas podjęte tam decyzje miały decydujące znaczenie nie tylko dla kształtu Europy, ale i świata.
Tym razem mógłby nastąpić „podział” Europy w taki sposób, że Europa Wschodnia stałaby się strefa neutralną, oddzielającą wojska amerykańskich pozostaną na terenie Europy Zachodniej, od odradzającej się militarnie Rosji. Powrót jakichkolwiek rosyjskich wpływów polityczny, a tym bardziej wojskowych na ten obszar byłby absolutnie wykluczony. Automatycznie taki podział hamowałoby szybki wzrost potęgi militarnej Niemiec do poziomu światowego gracza.
Podsumowując, warto zwrócić uwagę na trzy wnioski wynikające z przedstawionej spekulacji.
Po pierwsze, trzeba pogodzić się z faktem, że głównym rozgrywającym na naszym obszarze są i pozostaną Amerykanie, co wyklucza pojawienie się rosyjskich wpływów. Polsce i innym państwo z Europy Wschodniej przepadnie rola obserwatorów.
Po drugie, zmiana podejścia Ameryki do problemów Europy nie ma nic wspólnego ze zdradą. Przyczynę zmiany można wytłumaczyć prostym stwierdzeniem. Obecny hegemon światowy już jakiś czas temu zauważył, że w szkatułce z rodowymi kosztownościami zaczyna prześwitywać dno. Usilne próby powstrzymania procesu ubywania kosztowności przez obecnego prezydenta nie przynoszą spodziewanych rezultatów. I staje się tak jak przysłowiu, ze „z pustego i Salomon nie naleje”.
Z punktu widzenia Polski, najważniejszym pytaniem będzie, czy w nowych warunkach będzie nadal dostępna metoda łatwego uzupełniania braków w budżecie za pomocą pożyczek w zagranicznych bankach. Nie widać, aby rządzący próbowali uporać się z tym problemem innymi metodami, dla przykładu takimi jak radykalne ograniczanie wydatków.
Mikołaj Kisielewicz































































