KUMOR: Trudeau polegnie na wojnie z Hamasem?

Image by A. M. Cranston from Pixabay

Wydaje się, że jednak premier Trudeau polegnie na froncie „Wojny Izraela z Hamasem”, a jego polityczny resurs wyczerpie się wraz z wycofaniem poparcia przez wpływowe lobby. Trudeau usiłował meandrować między   formułowanymi przez nie oczekiwaniami, a naciskami propalestyńskiego elektoratu, ale najwyraźniej nie zadowolił ani jednych ani drugich, a na dodatek „uraził” władze Izraela, co  zakomunikował prezydent tego państwa w programie CBC. Czym obraził? Ano apelem o zachowanie maksymalnej powściągliwości w bombardowaniu ludności cywilnej…

Po katastrofie medialnej z byłym żołnierzem SS Galizien, premier federalny ma dzisiaj kolejny problem na tym samym odcinku, i nawet osoby z jego bliskiego otoczenia przyznają, że nie jest już tym, kim był kiedyś, ergo jest dla partii obciążeniem, co nieubłaganie potwierdzają sondaże.

Nasz propagandowy front krajowy wojny bliskowschodniej dobitnie pokazał, że strona propalestyńska jest na ulicy liczniejsza. Nie zmienia to faktu, że pod względem realnych zasięgów, druga strona jest bardziej wpływowa – wciąż o wiele bardziej w życiu liczą się „kamienice” niż „ulice”, stąd i zła atmosfera otaczająca brak wystarczającego entuzjazmu dla działań Izraela u Justina Trudeau.

Nawiasem mówiąc, lider Partii Liberalnej w kontekście propalestyńskich protestów nagle zaczął wygłaszać przyjemne dla ucha deklaracje o  wolności słowa,  jednocześnie jednak jego minister sprawiedliwości, znany nam z ulicy Roncesvalles,  Arif Virani, zapowiada „likwidowanie szkodliwych treści” w internecie, które jego zdaniem stoją za incydentami w Montrealu – oddania pojedynczych strzałów w stronę religijnych i społecznych przybytków społeczności żydowskiej w tym mieście czy rzucenia pod drzwi materiałów zapalających.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Virani postuluje „bezpieczną przestrzeń” w necie, czyli wyeliminowanie jakiegokolwiek przekazu, który „podżega”.  Do tej pory skryminalizowane było „nawoływanie” do przemocy wobec „dającej się zidentyfikować grupy”, obecnie coraz częściej mówi się o „podżeganiu”. Problem jest oczywisty – brak jasnych kryteriów, o ile w przypadku nawoływania, można było jeszcze próbować tłumaczyć, że chodzi o wypowiedzi w rodzaju, „idź, wybij mu oko”, o tyle za podżeganie do wybicia oka można już uznać wypowiedź: „On coś na nas krzywo patrzy”.

Ten brak kryteriów jest celowy –  tłumaczy Stanisław Michalkiewicz  –  idzie o skonstruowanie narzędzia terroru, a nie szukanie sprawiedliwości czy ochronę kogokolwiek przed czymkolwiek. Oskarżenie o podżeganie będzie mogło wyeliminować politycznych przeciwników bieżącej polityki czy też – jak to się dziś modnie mówi – narracji w mediach.
Brak obłudy to ostatnia rzecz jakiej można się spodziewać po polityku.
Tak czy inaczej, nasz teflonowy Justin może dobiegać końca okresu użyteczności, bo widać jak powoli składa się nad nim parasol ochronny. Jak mogłoby wyglądać odejście?  Prawdopodobnie najlepsza byłaby prosta rezygnacja, no ale może być też bardziej kosztowny wariant – upadek rządu za sprawą wycofania poparcia przez NDP.
Pierre Polievre wydaje się być gotowy do objęcia państwowej nawy, a tu, jeśli chodzi o proizraelskie stanowisko nie będzie żadnych zająknień.

Mamy do czynienia z dziwną prawidłowością – wszystkie siły polityczne, które obejmują rządy po lewakach – są proizraelskie, nowa prawica jest proizraelska – tak jest w Holandii, gdzie niespodziewanie (prawdopodobnie dla niego samego) wygrał Geert Wilders i jego Partia Wolności, tak jest w Argentynie, gdzie nowy prezydent Milei nie tylko jest najbardziej proizraelski w całej historii tego kraju, ale właśnie przechodzi z katolicyzmu na judaizm i wyraża zamiar przeniesienia ambasady tego kraju z Tel Awiwu do Jerozolimy.
Podobnie jest z konserwatystami w  USA, choćby deSantisem na Florydzie czy nawet z Wiktorem Orbanem, którego rząd zawsze popiera proizraelskie stanowisko w ONZ,  często głosując inaczej niż Polska.

Wygląda też na to, że społeczność żydowska na Zachodzie coraz bardziej zaczyna być za ograniczaniem imigracji do „pierwszego świata”, zwłaszcza  z kierunków wrogich Izraelowi (a takich dzisiaj jest większość) co skutkuje popieraniem ugrupowań politycznych, które  od dawna są za limitowaniem tego zjawiska. Jeszcze nie tak dawno liberalne organizacje żydowskie wyrażały przeciwne stanowisko i apelowały o szeroko otwarte drzwi.
Wydaje się, że ktoś przełożył wajchę i środowiska muzułmańskie znalazły się na cenzurowanym mimo oficjalnie deklarowanej walki z „islamofobią”. Zobaczymy jak sytuacja będzie się kształtować w kolejnych wyborach.

Nie ulega też wątpliwości, że masowej migracji  – niezależnie od tego z jakiego kierunku – mają dość zwykli mieszkańcy wielu europejskich krajów, o czym świadczą niedawne zamieszki w Irlandii, gdzie nożownik zaatakował dzieci i nauczycielkę, czy we Francji po śmierci 16-letniego Thomasa, który zmarł od ran zadanych nożem podczas brutalnej napaści w Crepol na południu Francji.

Problemem długofalowym pozostaje jednak demografia, zwłaszcza w Polsce, gdzie choć na razie może wydawać się normalniej niż gdzie indziej, to zmiany społeczne przyspieszają.
Polacy zaś wciąż mają za mało „kamienic”, by temu przeciwdziałać.

Andrzej Kumor