72 lata temu, stosująca metody terrorystyczne żydowska organizacja zbrojna Lechi porwała i zamordowała Witolda Hulanickiego, polskiego dyplomatę i byłego konsula RP w Jerozolimie, a także polskiego dziennikarza Stefana Arnolda.

26 lutego 1948 roku w żydowska, nacjonalistyczna organizacja zbrojna Lechi (tzw. Grupa lub Banda Sterna), znana ze stosowania działalności terrorystycznej, porwała i zamordowała polskiego dyplomatę, byłego Konsula RP w Jerozolimie Witolda Hulanickiego, a także dziennikarza Stefana Arnolda, szefa Polskiej Agencji Telegraficznej w Palestynie.

Tego dnia, do domu Hulanickiego w jerozolimskiej dzielnicy Rechawii przyszło kilku młodych Żydów. Były dyplomata szykował się do wyjazdu z rodziną do Londynu, ale odwiedzający go powiedzieli, że Hagana, duża żydowska organizacja zbrojna, wzywa go na rozmowę (według innej wersji było wiadomo, że byli to członkowie Lechi). Hulanicki wyszedł z nimi i już nie wrócił. Następnego dnia ciała jego oraz Arnolda, oba ze związanymi rękami, znaleziono w Szejk Badr na przedmieściach Jerozolimy. Zostali zastrzeleni.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Według informatora, który powiadomił policję, Lechi zamordowała ich z powodu rzekomej współpracy z Arabami. Z kolei w hebrajskiej prasie pisano, że obu Polaków „stracono za kontakt z nieprzyjacielem”.

Urodzony w 1890 roku w Kijowie Witold Hulanicki był członkiem Polskiej Organizacji Wojskowej, związanym z piłsudczykami. Od 1926 roku pracował w MSZ. W latach 1928-34 był na placówce dyplomatycznej w Londynie. W 1937 roku mianowano go konsulem generalnym RP w Jerozolimie. Został odwołany przez rząd Władysława Sikorskiego, później pracował dla władz Brytyjskiego Mandatu Palestyny.

Ponieważ zarówno Hulanicki, jak i Arnold, znani byli z wrogiego nastawienia do Sowietów i wyraźnie antykomunistycznych poglądów, część badaczy i publicystów przypuszcza, że zostali zamordowani z sowieckiej inspiracji. Co ciekawe, były konsul osobiście znał się i przyjaźnił z liderem Lechi, Abrahamem Sternem. Był uważany za czołową postać w kontaktach polsko-żydowskich.

W opracowaniach i artykułach dotyczących Hulanickiego podkreśla się jego przedwojenną, bliską współpracę ze Sternem. Jeszcze przed powstaniem Lechi obaj opracowali projekt dokumentów stanowiących podstawę późniejszej umowy, jaką szef MSZ Józef Beck zawarł z liderem syjonistycznego ruchu rewizjonistycznego Zeewem Żabotyńskim. Ten ostatni latem 1938 roku przybył na spotkanie do Warszawy i przedstawił Beckowi swoją koncepcję. Polegała ona na wsparciu emigracji 1,5 mln Żydów z Polski i innych krajów wschodnioeuropejskich, z których miałaby zostać utworzona armia mająca walczyć o niepodległy Izrael. Strona polska zobowiązała się wówczas wesprzeć ten plan finansowo, a także zbrojąc i szkoląc żydowskich bojowników.

Zwracano też uwagę, że Lechi zaczęła interesować się Hulanickim i Arnoldem w grudniu 1947 roku, szukając dowodów na ich współpracę z Arabami przeciwko Żydom. Niedługo później prasa hebrajsko-języczna zaczęła oskarżać Polaków, szczególnie „andersowców”, o szkolenie i dozbrajanie Arabów, co spowodowało, że ludność żydowska zaczęła odnosić się do członków polskiej społeczności z dystansem, a nawet niechęcią. W styczniu 1948 r. Arnold dla ochrony zdobył od Hagany rodzaj „listu żelaznego”. W połowie lutego w Polsce, na łamach „Głosu Ludu” Hulanickiemu zarzucono m.in. zorganizowanie antykomunistycznej arabskiej agencji prasowej.

Mimo wyraźnego braku dowodów przeciwko Polakom, obu porwano i zamordowano kilka dni po wielkim zamachu na jednej z głównych ulic Jerozolimy, w którym zginęło lub zostało rannych paręset osób, co mogło być pretekstem do zlikwidowania obu mężczyzn.

Część komentatorów i badaczy uważa, że w istocie chodziło tu o pretekst do wykonania zabójstwa politycznego, na zlecenie sowietów. W opinii badaczy z Uniwersytetu Hebrajskiego, Gideona Remeza i Isabelli Ginor, Hulanicki był „ofiarą zimnej wojny”, zamordowanym przez Grupę Sterna. W grudniu 2011 roku podczas seminarium na ten temat, zorganizowanym m.in. przez polską ambasadę w Tel Awiwie Remez powiedział:

Groby Hulanickiego i Arnolda znajdują się w Jerozolimie, na polskiej sekcji cmentarza katolickiego na górze Syjon.

 

Odwiedziła je kilka miesięcy temu felietonistka Gońca p. Alicja Farmus od której pochodzą zdjęcia grobowców

 

za Kresy.pl

 


W zeszłym tygodniu pisałam o dalekim skrawku ziemi, na którym spoczywają Polacy. Ci, którym udało się jakimś cudem wydostać z nieludzkiej ziemi i zesłania na Syberię, ale i takich, którzy walczyli o sprawę Polską, i za to zostali zamordowani przez terrorystyczną żydowską organizację Lehi (czasem pisaną także Lechi). 

Na katolickim cmentarzu w Jerozolimie, położonym na zboczu drogi na górę Syjon, znaleźli schronienie także pielgrzymi późniejsi. Spoczywa tam także Siostra Elżbietanka, która w Jerozolimie pełniła posługę pomocy głównie pielgrzymom z Polski, w polskich domach pielgrzyma.


Cmentarze znaczą losy ludzi. Niezwykłych, bo każde życie jest wyjątkowe. W Jerozolimie obok zasłużonych wojowników 1-szej wojny (pod innymi niż polskie sztandarami) piłsudczyków, hallerczyków, bojowników Bitwy Warszawskiej, spoczywają cywile: kobiety i mężczyźni, dzieci. Na tym cmentarzu nie ma różnicy w randze.

Ofiara żydowskiego ataku terrorystycznego Witold Hulatycki spoczywa obok Sybiraka. Podobnie jak i druga ofiara zamachu terrorystycznego Lehi – redaktor naczelny jednego z pism dla żołnierzy generała Andersa, Stefan Arnold.

Lehi było terrorystyczną frakcją lewackiej i sympatyzującej z Sowietami organizacji Irgun. Przywódcą tej grupy terrorystycznej był Yitzak Shamir (urodzony jako Jeziernicki), przyszły premier Izraela. To on wypowiedział niesławne słowa, że ‘każdy Polak wypił antysemityzm z mlekiem matki’. Shamir (Jeziernicki) ścigany przez Brytyjczyków nadzorujących Mandat Palestyński (Izraela wtedy jeszcze nie było) jako terrorysta przeżył tylko dzięki polskim dokumentom i udawaniu, że jest Polakiem. Taka pokrzywiona wdzięczność.

Należy przy tym pamiętać, że w Jerozolimie około dwie trzecie żołnierzy i oficerów z Armii Andersa pochodzenia żydowskiego zdezerterowało z armii i pozostało w Palestynie.

Gdzie są groby tych co zdezerterowali?  Gdybym nawet na nie trafiła, to nie potrafiłabym odczytać napisów w języku hebrajskim. Czy tam też są wyryte dane skąd są, i co robili w Polsce?

Generał Anders po ataku malarii przebywał w Libanie na rekonwalescencji, i to wtedy miało miejsce najwięcej opuszczeń koszar.

Niedawno pisałam o tym jak język łagodzi nasze doznania, podając przykład moich dziadów z Wielkopolski, których sąsiedzi Niemcy przejęli gospodarstwo 1 go września 1939 roku. Czyli wszystko było przygotowane przed wybuchem wojny. Ponieważ miasteczko było przygraniczne, było ono zasiedlone w połowie przez Polaków i w połowie przez Niemców. Nieliczni Żydzi już przed 1-szą wojną wyjechali do Palestyny. I ci Niemcy sąsiedzi, wiedzieli dokładnie czyją posiadłość przejmują. Co to znaczy ‘przejęli’ pytałam babcię. Przecież oni ten wasz majątek wam ukradli. Tak samo tutaj, opuścili koszary na przepustkę i nie wrócili. Czyli byli dezerterami. W armii została jedynie 1/3 Żydów – około 1000 żołnierzy i oficerów.  Generał Anders patrzał na te ucieczki przez palce. Co to znaczy przez palce?  Ano nie ścigał ich, nie wsadzał do aresztu tych spotkanych na ulicach Jerozolimy. A przecież wiadomo, że kara za dezercję w czasie wojny to kula w łeb. Łagodność i postawa życiowa generała nie sprzyja pozytywnej ocenie, bo większość izraelskich przewodników wycieczek polskich i polonijnych nie omieszkuje nadmienić w Jerozolimie, że generał Anders był antysemitą. Tak ich wykształcono, przekazano i tak klepią, urabiając opinię publiczną.

Na pielgrzymce, w której uczestniczyłam opiekujący się nami duszpasterz, gorąco zaprotestował, przedstawiając powyższe dane. A inni? Pielgrzymi coś szepcą do siebie półgębkiem.  A tu trzeba protestować! Izraelscy przewodnicy wycieczek są opłacani przez polskich, lub polonijnych pielgrzymów. A ci przewodnicy, dalej uważają, że wolno nas obrażać.  I wszyscy Polacy udający się do Ziemi Świętej powinni o tym pamiętać i protestować. To chodzi i o prawdę historyczną i o nasz honor.

W Centrum Pamięci Yad Vashem jest najwięcej Polaków Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, pomimo tego, że Polacy byli jedynym narodem karanym śmiercią za pomoc Żydom, czego przykładem jest cała sześcioosobowa rodzina Ulmów z Markowej bestialsko zamordowana przez Niemców za ukrywanie i pomoc Żydom.  Jeśli inni chcą o tym zapomnieć, albo to przeinaczyć, to my nie możemy pozwolić na to kłamstwo. Każdy z nas z osobna.

A teraz z innej beczki, choć o tym samym.  Jakiż mamy wielki żal do Anglików i Amerykanów, że sprzedali (a jednak!) nas bolszewickiemu i lewackiemu Stalinowi. Ale nie my jesteśmy jedynymi. Tak sprzedano Palestyńczyków,  Rosyjską Armię Andrieja Własowa i jego samego.  Ale o Własowie i jego próbie zwalczenia bolszewików przy boku Hitlera wkrótce. Ale gdyby… Gdyby wielomilionowa armia Własowa, złożona głównie z czerwono armiejców dezerterów zwalczyła bolszewików i Rosja, a nie bolszewia zapanowała na Kremlu, to Polska mogła nie czekać tak długo na wyzwolenie spod lewackigo buta. Te lewackie idee mogą być popierane tylko przez tych, którzy nie doświadczyli ich na sobie, albo tych, którzy korzystali  z bycia lewakiem.

Alicja Farmus