Znitraszanie katolików, to jest traktowanie nas nitraszarką aż po całkowite odpiłowanie od korzeni, to bardzo realna przyszłość Kościoła katolickiego w Polsce.

W mojej opinii. Już uzasadniam: nie inna postać przyszłości nas czeka, ponieważ takiej właśnie formy przyszłości sami oczekujemy – biernie, w konsekwencji utrwalając patologię. Zaryzykowałbym tezę, że odpiłowani mentalnie stajemy się na długo przed praktycznym znitraszeniem. W imię naszej wiary wyrzekając się buntu przeciwko łotrom, dajmy na to.

        Jednakowoż nie łudźmy się, że tą drogą dotoczymy się gdziekolwiek, niż do totalitarnej anomii. Do aksjologicznej kloaki. Do upadku w rynsztok. Toczymy wszak w tym kierunku dokładnie, samych siebie, poddając opiłowywaniu nitraszeniem, czy też w tym punkcie zaczynając, a na odjaniepawlaniu polskiej wspólnoty katolickiej kończąc (posłanka Scheuring-Wielgus). Do tego gnuśnie obserwując majaczące na horyzoncie groźby skazania tejże wspólnoty na wieczną banicję. Na wygnanie z przestrzeni publicznej w niebyt, do krucht, lochów, katakumb, piwnic czekamy. Czy tam do innych kazamat.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        W sferze wartości konstytutywnych, Rzeczpospolita przypomina dziś należycie sprawionego Kmicica Andrzeja, co to “leży bez ducha na podwórzu”. Na tym etapie dialektyki dziejów, czy też na tym etapie dziejowej dialektyki, czy jakoś podobnie, rzymskokatolicki Kościół w Polsce kojarzyć się ma z pedofilią, koniec przekazu.

        Wzbudzić niepokój – o to idzie na początek. Wątpliwości rozsiać szeroko. Jak najszerzej. A nuż coś wyrośnie, zachwaści zaufanie? Zachwieje? Próbują odebrać nam – a w stosunku do większości spośród nas, wrogom polskości uda się to na pewno – próbują odebrać nam pewność płynącą z wiary. Zarazem oferując w to miejsce prawa człowieka, prawa kobiet, prawa deprawatorów oraz prawa zwierząt. Wychodzi im, przyznaję.

***

        Wychodzi im, boć najgroźniejsze dla nas jest zło tkwiące w nas samych. Zło kaleczące śmiertelnie nasze dusze. Zło, którego sami nie zauważamy, karmiąc je obsesjami nieprzyjaciół, zasysanymi nieświadomie z mediów, z całej przestrzeni publicznej. Wcześniej czy później wada, traktowana jak walor, dopada nas, obłapia, dusi i dławi. Jan Paweł II przypominał: “Jeśli nie żyjesz tak, jak wierzysz, to będziesz wierzył tak, jak żyjesz”.

        W tym kontekście odnotujmy głos pana dziennikarza: “Widzę po reakcjach znajomych, przyjaciół, bliskich, że ludzie w moim wieku chcą zachować Jana Pawła II jako ważną postać w swoim życiu. Abstrahując już od kategorii świętości, bo to coraz bardziej podejrzany temat w Kościele. Ale zarazem wielu czuje, że to uwikłanie bardzo psuje im obraz papieża. I są trochę w takim rozkroku” (Bartosik Bartosz, redaktor “Więzi”). Koszmar. Odnotujmy w tym samym kontekście również głos katolika zdaje się post-nowoczesnego, zdaje się żwawiej niż słowa Baumana Zygmunta żeglującego wszerz, wzdłuż oraz w poprzek, i coraz częściej zapuszczającego się także w głąb, oceanu publicystyki, pana Terlikowskiego Tomasza: “Każdy z nas zna kogoś, kto był skrzywdzony, w każdej parafii, w każdej wspólnocie”. Koszmar po raz drugi, prawda? Wreszcie, w tym samym kontekście odnotujmy w tym miejscu głos ojca Mogielskiego Marcina, wrocławskiego dominikanina, którego na pytanie czy wierzy, że dożyje Kościoła, w którym człowiek poczuje się kochany i mile widziany, odpowiada: “Jest wiele takich kościołów, choćby wśród tych, które u nas nazywa się protestanckimi”. Koszmar po raz trzeci.

        Słucham? Nie koszmar? To jak? Koszmarnie przerażające? Zgoda. Do tego stopnia przerażające, moim zdaniem, że już księdza doktora Prusaka Jacka (to z kolei jezuita) z jego śliną między wargami, zostawmy sobie lepiej na kiedy indziej.

***

        Wszelako nie kończmy też aż tak ponuro. Tomasz Krzyżak: “Ogłoszone jako pewnik seksualne nadużycia kard. Sapiehy czy pedofilia ks. Sadusia osłanianego przez Wojtyłę okazały się humbugiem. Wystarczyło sięgnąć do dokumentów i je zweryfikować”.

        Tak. Ludzie przyzwoici przyznają: solidną pracę wykonało w Polsce zaledwie dwóch dziennikarzy z prawdziwego zdarzenia, mianowicie Tomasz Krzyżak i Piotr Litka. “Jestem wdzięczny Krzyżakowi i Litce. Za to, że zamiast o ‘drugim zamachu na papieża’ czy ‘zwale trupów wypadających z szafy Wojtyły’ po prostu czytają dokumenty i dokonują ustaleń. Tak było ze sprawą księży Sadusia czy Surgenta, tak jest też w ostatnim, znakomitym tekście o kardynale Sapiesze” (refleksja Jana Maciejewskiego). Więc.

        Nitraszenie więc? Czy tam opiłowywanie? Plus inna rozmaita szuria nowicko-scheuring-wielgusowa? A my zaraz w przerażenie, w koszmar, w trwogę? Otóż: nic z tego. W finale albowiem ekscytacja. Mocniej: w finale ekscytacja i rozkosz, płynące z pewności Zmartwychwstania. Bo świat tak działa, jak zapewnia nas nasza wiara. Zatem, choć lekko nie jest, a i lżej nie będzie – boć nie lenistwo cielesne i duchowe nam zwiastowano, lecz znój i trud bytowania po tej stronie śmierci – mamy jednakowoż niebłahe powody do radości. Alleluja!

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl