Chcąc stworzyć IV Rzeszę, pod nazwą Europejskiej Republiki Federalnej Niemiec, Niemcy narzuciły swoją biurokrację innym europejskim państwom. Wykorzystały do tego potencjał ludnościowy (80 mln), nacjonalizm gospodarczy i dużo euro

        Jeżeli myślicie, że tytuł jest podrasowany, żeby przyciągnąć Waszą uwagę, to tkwicie w głębokim błędzie. Zaraz Was z niego wyprowadzę.

        Ten ostatni właśnie został super-wice-premierem (trochę wyżej niż Premier). Ale w niemieckim podboju naszego państwa niczego to nie zmienia. Błąd Jarosława Kaczyńskiego jest bowiem pierworodny – to fascynacja niemieckim sposobem zarządzania państwem. Niemiecką biurokracją i niemieckim narodem/państwem, realizującym wizję władzy, króla, cesarza lub demokratycznego establishmentu.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        To Józefowi Piłsudskiemu zawdzięczamy to mentalne przyjęcie niemieckiego pomysłu na państwo. Po  1918 (i po 1989) polskie elity polityczne, uznające go za geniusza, przejęły tę wizję, próbując wcielić ją w polskie życie społeczne i polityczne, a nawet gospodarcze. Od 100 lat – z przerwą na sowiecki komunizm – polskie myślenie o państwie jest myśleniem zależnym od niemieckiej koncepcji państwa.

Stalin kiedyś stwierdził, że socjalizm tak pasuje do Polaków jak siodło do krowy. Pocieszaliśmy się tym bon motem w mrocznych latach 80-tych. Niemiecka biurokracja pasuje tak samo. Co nie oznacza, niestety, niemożliwości podbicia nas i pozbawienia niepodległości. Udało się to Stalinowi i udaje się teraz kolejnym kanclerzom Niemiec. Krok po kroku.

        Biurokracja, ta idealna dla Niemców metoda zarządzania państwem, dla innych państw stanowi realne zagrożenie utraty suwerenności. Z prostego powodu, żaden inny naród nie potrafi jej wdrożyć. Z prozaicznej przyczyny – nie mają niemieckiego ducha; ducha karności, porządku i osobistego oddania się władzy państwowej.

        Chcąc stworzyć IV Rzeszę, tym razem pod nazwą Europejskiej Republiki Federalnej Niemiec, Niemcy narzuciły swoją biurokrację innym europejskim państwom i narodom. Wykorzystały do tego swój potencjał, bazujący na liczebności narodu (80 mln) i nacjonalizm gospodarczy. Wyprodukować i zaimportować towary dla 80 mln zawsze jest taniej niż dla 40, 10, 5 lub 2 mln (Słowenia). W oparciu o swój 80-milionowy rynek, zamknięty dla obcych, Niemcy zdominowały rynki mniejsze i rozproszone. Przeważająca część Europy, zwłaszcza środkowo-wschodniej, produkuje na potrzeby gospodarki niemieckiej i jest obsługiwana przez gospodarkę niemiecką. A Niemcy kasują podwójną marżę. Domknięciem projektu całkowitego gospodarczego podboju Europy miał być rosyjski gaz i chiński rynek. I tu gospodarka łączy się z polityką.

        Jak opisałem w Wojnie, którą właśnie przegraliśmy, Niemcy dla podboju Europy przeprowadziły niewypowiedzianą, długoletnią i tajną wojnę. Poświęciły na nią niemałe nakłady finansowe, przekupując elity polityczne innych państw oraz wyrzeczenia własnego narodu. To dlatego zwykli Niemcy  myśleli, że bez sensu wydają niemieckie marki, a potem euro, na darmozjadów. To dlatego do roku 2009 popierali (ponad 50%) powrót do marki. Wszystko zmieniło się w roku 2010, zaraz po kryzysie finansowym 2008/9, po którym Niemcy zdystansowały pozostałe państwa. Dopiero wtedy zwykli Niemcy przejrzeli na oczy i zagłosowali w stosunku 75:25 za euro.

Jak to się ma do Polski?

        Niemcy przekupili całą polską warstwę polityczną. Za projektem wspólnej (niemieckiej) Europy opowiedziały się wszystkie liczące się siły polityczne: PO, PiS, Lewica i PSL. Lider tego ostatniego, Waldemar Pawlak obiecywał nawet kiedyś Polakom, że będziemy skubać brukselkę.

        Mieliśmy dostać jako Polacy coś za nic, a dodatkowo nasi politycy mieli mieć doskonale płacone w europejskiej walucie. W szczytnej sprawie. Któż by się nie zgodził? Zatem Niemcy mogli już bez żadnych przeszkód wdrożyć własną biurokratyczną piramidę zależności służącą im samym. Licząc kolejną 10-krotnie wyższą od polskiej pensję nasi patriotyczni reprezentanci zdawali się jej nie widzieć. Również tego, że w rzeczywistości to Polacy płacą im te wysokie europejskie pensje. Taki niemiecki majstersztyk.

        Różnica pomiędzy dwoma głównymi obozami politycznymi, walczącymi obecnie o władzę nad polskim zasobem ludnościowo-terytorialnym, jest tylko kosmetyczna. Donald Tusk i PO prowadzi politykę realnego poddania się przywództwu Niemiec (słynny hołd pruski min. Sikorskiego). Po to, żeby objąć stanowiska w przyszłym niemieckim superpaństwie.

        PiS prowadzi politykę romantycznej, patriotycznej walki po to, żeby przegrać z honorem … i nie zamknąć sobie dostępu do tychże wysokich stanowisk. Słyszymy dużo patriotycznego wrzasku i żadnego realnego działania. Nie licząc wdrażania kolejnych unijnych dyrektyw szkodliwych dla Polski.

        Podam przykład na czasie. Przez 8 lat swoich samodzielnych rządów Prawo i Sprawiedliwość nie rozwiązało tak poważnego problemu – odziedziczonego po PO i swoich pierwszych rządach 2005-7 – jak kredyty frankowe. Sprawa dotycząca 750 tysięcy Polaków nigdy nie jest błaha. A dla polskich rządów każdej opcji politycznej taką się okazała. Dla prezydenta taką się okazała. W interesie banków taką się okazała. I teraz, w roku 2023, TSUE wreszcie postanawia – te umowy są nieważne, to banki w swoim interesie oszukały klientów. Pisał o tym ostatnio nasz autor, MTC:

        Jaki jest tego efekt? 750 tysięcy Polaków, pozbawione wcześniej należytej opieki polskiego państwa, staje się mentalnie obywatelami Unii Europejskiej.

        To nie jest śmieszne. Tym bardziej, że nasze członkostwo w UE kosztuje nas ogromne pieniądze, uniemożliwia rozwój gospodarczy i stanowi zagrożenie dla suwerenności naszego państwa. I o tym za tydzień.

Jan Azja Kowalski

https://abcniepodleglosc.pl/

Jan A Kowalski, rocznik 1964. Od roku 1983 działacz Liberalno-Demokratycznej Partii Niepodległość, od 1985 redaktor „małej” Niepodległości (ps. Azja Tuhajbejowicz). Autor „Dziur w Mózgu” i „Wojny, którą właśnie przegraliśmy”.