Od zakończenia drugiej wojny światowej minęło prawie 80 lat. Mimo to właśnie teraz dowiadujemy się z ust ludzi pokroju Jana Grabowskiego z Ottawy, że nasza dotychczasowa wiedza o okupacji hitlerowskiej jest całkowicie zafałszowana, a polski rząd stara się „zachować w sekrecie”, fakt, że to Polacy wymordowali na terenie swego kraju więcej Żydów niż Niemcy.

        Tworzona jest w tym celu cała pajęczyna publikacji powołujących się na doświadczenia byłych obywateli polskich pochodzenia żydowskiego, które mają dowodzić zbrodniczego udziału większości Polaków w Holokauście, a przede wszystkim udziału instytucji państwa polskiego takich, jak Armia Krajowa. Rzekomo, niczym Indiana Jones, publikacje te odkrywają co było zakryte przez dziesiątki lat rozwiązując starodawne zagadki.

        Polska narracja oparta na faktach jest oczywista; – jeśli ktokolwiek z Polaków uczestniczył w nękaniu czy mordowaniu Żydów na terenie Polski, był ścigany przez Polskie Państwo Podziemne, którego egzekutorzy wykonywali wyroki śmierci na szmalcownikach. Polskie Państwo nie kolaborowało z hitlerowskimi Niemcami, od początku do końca II wojny było członkiem antyhitlerowskiego bloku, a żadne państwo nie jest odpowiedzialne za czyny  bandytów czy kryminalistów.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

        Uważane przez wrogich Polsce publicystów za dowód antysemityzmu decyzje kierownictwa polskiego podziemia antynazistowskiego, jak zakaz przyjmowania do Armii Krajowej Żydów z terenów wschodnich przedwojennej Polski wynikały z praktycznych obaw infiltracji przez NKWD, a  nie z antysemityzmu.

        Zresztą, polski antysemityzm nigdy nie był „rasistowski”, to znaczy Polacy nie uważali Żydów za niższą rasę, jak uważali Niemcy, a był zakorzeniony w rywalizacji ekonomicznej oraz niechęci do Żydów wynikającej z przyczyn społecznych czy politycznych – jak w odniesieniu do tzw. Litwaków. Przedwojenni antysemici w wielu wypadkach, podczas okupacji ratowali Żydów z niemieckiej opresji.  Historia nigdy nie jest tak prosta, jak klisze fabrykowane później na użytek polityki historycznej.

        Tymczasem jesteśmy świadkami powstawania nowej kliszy – pierwszy raz widzieliśmy to w niemieckiej propagandzie wybielającej własne społeczeństwo w rodzaju serialu Unsere Mütter, unsere Väter, gdzie polskie formacje Państwa Podziemnego,  Armia Krajowa pokazane są jako ci prawdziwi żydożercy.

        Podobnie rzecz się ma w Jews in the Garden: A Holocaust Survivor, the Fate of His Family, and the Secret History of Poland in World War II, gdzie dziennikarka  z Bostonu, Judy Rakowsky, podróżując do Polski z członkiem swej rodziny odkrywa „skrywaną historię”. Rakowsky składa  w całość historię swojej rodziny z pomocą lokalnych badaczy, a nawet agenta FBI. Stopniowo staje się jasne, że wielu jej bliskich zostało zamordowanych nie przez nazistów, ale przez członków polskiego ruchu oporu i to nie był odosobniony przypadek; było to stosunkowo częste wydarzenie w wojennej i wczesno powojennej Polsce. – czytamy w recenzji w New York Times.

        Rakowsky znajduje  potwierdzenie swoich ustaleń w archiwach z komunistycznych procesów, podczas  których „członkowie ruchu oporu zostali skazani za mordowanie Żydów”  i stwierdza, że niezależnie od tego, „czy było to częścią prób nowego reżimu komunistycznego zdyskredytowania niekomunistycznego ruchu oporu”, przedstawione dowody były szczegółowe, obiektywne i jednoznaczne.

        Słowem, komuniści obiektywnie osądzali żołnierzy wyklętych! (sic!) Rotmistrza Pileckiego także?!

        Co szczególnie paradoksalne, to twierdzenie zawarte nie tylko w Jews in the Garden, że te „odkrycia” możliwe stały się dopiero po upadku komunizmu. Rakowsky pisze, że „zmowa milczenia” dotycząca stosunków polsko- żydowskich zbudowała w okresie komunizmu „nieprzenikniony mur pamięci”, a jednocześnie  traktuje jako „prawdziwe, obiektywne i jednoznaczne”, informacje zawarte w dokumentach tychże komunistów! Czyli co? Komuniści ukrywali rzekome zbrodnie „polskiego podziemia”?! Przecież to absurd! Przecież to właśnie ich propaganda przyprawiała temu podziemiu gębę faszystów i antysemitów, jak to czyni obecnie narracja Grabowskiego, Engelking czy Grossa.  Nie było tu żadnego „muru dla pamięci”!

        Narracja wspomnianych osób zmienia przyjęty do tej pory w głównym nurcie historii status wojenny państwa polskiego, przybliżając go do kolaborantów Trzeciej Rzeszy – skoro żołnierze polskiego państwa podziemnego mordowali Żydów, to Polska jako państwo jest w jakimś stopniu odpowiedzialna za Holocaust. A jeśli jest odpowiedzialna, to powinna Żydom dzisiaj to wynagrodzić…

        Powinna wziąć na siebie tę winę i wypłacić zadośćuczynienie podobne do reperacji wojennych, zwłaszcza za tzw. mienie bezdziedziczne, czyli bezspadkowe pozostawione przez Żydów wymordowanych… a jakże! – z polskim udziałem.

        Przedwojenna Polska nie była państwem monoetnicznym; mieszkali w niej także Żydzi, Niemcy, Białorusini, Ukraińcy, Litwini. Stosunki między nimi, eufemistycznie rzecz ujmując, były skomplikowane. Wrogość wobec Żydów tak, przed wojną, jak i w  jej trakcie, przejawiali ludzie o różnym pochodzeniu etnicznym. Obciążanie dzisiaj państwa polskiego odpowiedzialnością  za ich prawdziwe, czy przyklejone zbrodnie to hucpa.

        Władze polskie na wychodźstwie, zachowały się wzorowo, podejmując wiele akcji pomocy dla polskiej ludności pochodzenia żydowskiego, przeznaczając na ten cel wiele środków, mimo to dzisiaj, po 80 latach, zapomina się o wdzięczności i przygotowuje grunt do skoku na polską kasę, przygotowuje się atmosferę – o czym mówił mec. Jerzy Kwaśniewski w filmie Wojciecha Sumlińskiego „Powrót do Jedwabnego” – dzięki której opinia publiczna będzie się domagała od swoich rządów, aby Polska wypłaciła takie  „odszkodowania”.

         Aby Polska mogła przeciwstawić się takiej narracji, musiałaby być silnym i niezależnym państwem.  Czy jest?

Andrzej Kumor