Warto wspomnieć, przynajmniej od czasu do czasu, sukcesy Polaków na międzynarodowych arenach.
Dlaczego?
Ano dlatego, że na świecie nastała ostatnio moda na krytykowanie ludzi z sukcesem.
Przyczyna jest prosta: przeciętny zjadacz chleba nie może znieść osób, którym się powodzi, czy powiodło.
A przecież sukces nie przechodzi sam. Na sukces trzeba zapracować.
Właśnie takiej pracy wspomniany przeciętniak nigdy w życiu się nie podejmie.
Taka praca niekoniecznie musi być „ciężką krwawicą”, lecz z pewnością jest zajęciem systematycznym, zabierającym lata całe w celu uzyskania sukcesu.
Weźmy to pod uwagę Anitę Włodarczyk.
Anita jest najbardziej utytułowana kobietą w polskim sporcie i należy do ścisłej czołówki na świecie.
Przypomnę, że jest ona obecna rekordzistką świata w rzucie młotem, a jej wynik 82.98m uzyskany już 9 lat temu, bo w 2016 roku, jest do dziś nieosiągalny dla reszty świata.
Anita jest trzykrotną złotą medalistka Igrzysk Olimpijskich, 5-krotną – Mistrzostw świata i 4-krotną – mistrzostw Europy. Ma na swoim koncie jeszcze tyle innych złotych medali, że nie starczy mi miejsca na wyliczanie w dzisiejszym felietonie.
Jest w środowisku niespecjalnie lubiana, a często „hejtowana” na łamach mediów społecznościowych.
Dlaczego? Sukces. Sława. Nienależenie do jakiś specjalnych grup. Niezależność.
Podobnie jest z Robertem Lewandowskim czy Igą Świątek.
To też najlepsze polskie „sportowe wydarzenia”, tym razem w najpopularniejszych sportach na świecie.
Fala krytyki w stosunku do nich jest niewyobrażalna.
Dlaczego? Znowu sukces. Sława. Nienależenie do jakiś specjalnych grup. Niezależność.
Zastanawiałem się nad innymi przypadkami i tu wręcz rzuca się w oczy sędzia piłkarski Szymon Marciniak.
Okazało się, że wyrósł w Polsce najlepszy sędzia piłkarski na świecie, więc co? Atak na jego sposób sędziowania w polskiej prasie sportowej i, oczywiście, wśród klepaczy klawiatury w mediach społecznościowych aż się prosi.
Szukam kolejnej ofiary sukcesu – i bardzo łatwo ją znaleźć.
Bartosz Zmarzlik – najlepszy polski żużlowiec i obecnie najlepszy na świecie.
Sport wprawdzie niszowy, jednak bardzo popularny w Polsce i skutkiem tego, na lamach środków masowego i społecznościowych mediów aż mrowi się od różnych niepochlebnych komentarzy.
Próbuję zrozumieć takie zjawisko wiec nie of rzeczy jest porównywanie zachowania kibicowskiego w innych sportach i w innych krajach.
W naszej kanadyjskiej rzeczywistości mamy do czynienia faktycznie z jedynym sportem, gdzie zainteresowanie emocjonalne bierze górę – hokejem.
I tu chyba tylko lokalny klub Maple Leafs jest w taki negatywny sposób postrzegany.
Przykładowo – tegoroczne „wydanie” sukcesu sportowego jest moim zdanie dobre. „Maple Leafs” wygrali cala konferencję wschodnią podczas regularnego sezonu, wygrali z „Ottawa Senators” pierwszą rundę i polegli w ostatnim, siódmym spotkaniu aktualnym mistrzom NHL – „Florida Panthers”.
Na moje oko – bardzo dobrze, jednak niewystarczająco dobrze dla torontońskich kiboli.
Hokeistom oberwało się na lamach mediów społecznościowych i generalnie wszędzie, jednak takie emocjonalne podejście do porażki jest tu mniej widoczne niż w europejskich klubach piłkarskich czy indywidualnych sportach.
Zastanawiam się nad przyczyną i próbuję zgadnąć.
Przyczynami takich zachowań są chyba relacje społecznościowe w poszczególnych krajach.
W Kanadzie, tak jak w większości krajów emigranckich sukcesem jest często po prostu przetrwanie w życiu. W krajach starych, z wieloletnimi tradycjami, takie oczekiwania są inne.
Często przebicie na wyższy socjalny szczebel wydaje się przeciętnym ludziom niemożliwe, stąd taka reakcja na sukces innych.
Może się mylę.
Have a Great Day!
Bogdan