W „Nowym Wspaniałym Świecie” Aldousa Huxleya prokreacją i wychowywaniem dzieci zajmuje się państwo, hodując nowych obywateli z pozyskanych ludzkich jaj; kobiety zostają wyzwolone od dzieci i mężów; seks nie jest kojarzony z nowym potomstwem i ma charakter rekreacyjny i demokratyczny. Jest to ostateczny etap seksualnego wyzwolenia, które postulowali też bolszewicy: „Dotychczasowe prawo o małżeństwie jest bezwarunkowo produktem społecznej nierówności, która powinna być z korzeniami wyrwana z Republiki Radzieckiej!” – krzyczały pamflety. W celu wyzwolenia mężczyzn i kobiet minister Aleksandra Kołłontaj wprowadziła aborcję na życzenie i rozwody przy pomocy kartki pocztowej…
•••
Dzisiaj, w do niedawna katolickiej Polsce, pomimo 800+, przyrost naturalny spadł do 1,26 żywych urodzeń na kobietę, co oznacza stałe zmniejszanie się polskiej populacji. Ale nie tylko to.
W celu przeprowadzenia globalnej rewolucji trzeba zmniejszyć znaczenie rodziny i wychowania w rodzinie. Nie ma lepszego sposobu by to uczynić niż zmniejszenie dzietności. Malejąca liczba ludzi przynosi ssanie zagranicznej siły roboczej, zmniejszenie znaczenia dotychczasowej tożsamości, lokalnej tradycji i zwyczajów.
Zmniejsza się również pozioma siatka silnych związków społecznych między rozszerzoną rodziną, a tym samym zmniejsza opór, jaki tego rodzaju powiązania lokalne mogą stanowić dla polityki władzy narzucanej odgórnie. Podobnemu celowi służy wymieszanie społeczne, które zrywa i oddala takie związki.
Wysoka dzietność sprzyja więc społecznej podmiotowości i asertywności, kiedy to lokalne społeczności scalone więzami krwi stanowią silne grupy zdolne do szybkiej mobilizacji i wspólnego działania. Słowem, silna, wielodzietna rodzina to odtrutka na totalitarne zakusy państwa.
Dlatego kulturowy atak na dzietność i rodzinę przy pomocy indywidualistycznej hedonistycznej wizji „samorealizacji” to pierwszy etap podcinania oddolnej siły i oporu społeczeństwa w celu wyeliminowania oporu dotychczasowej tożsamości i narzucenia nowej.
Paradoksalnie, w dzisiejszych czasach zwiększenie wydajności pracy, jej automatyzacja i nowe technologie pozwalają rodzinom na wychowywanie dużej gromady dzieci bez konieczności rezygnacji z wygód i poświęceń, jak to miało miejsce w poprzednich pokoleniach. Kobieta i mężczyzna mogą być odciążeni w pracach domowych na wiele sposobów, dbać o zdrowie, edukację i utrzymanie. Rodziny wielodzietne mają dzisiaj łatwiej niż kiedykolwiek, a mimo to jest ich coraz mniej. W Unii Europejskiej trzy czwarte małżeństw nie ma dzieci, a 60 proc. tych, które mają, ma jedno.
Tendencja ta jest na rękę tym wszystkim, którzy działają na rzecz rozprucia tkanki narodu.
W Polsce zaczęło się to od pogardy dla „dzieciorobów”, i powszechności aborcji jeszcze za socjalizmu, dzisiaj obraz spełnionej kobiety i szukającego wrażeń mężczyzny płynie, z kultury masowej. „Nowoczesna kobieta ma swój sukces życiowy wiązać z karierą zawodową, spełnieniem emocjonalnym, właściwym doborem partnerów, a nie z tworzeniem domowego ogniska i bezpiecznego domu dla dzieci.
Przekaz kierowany do młodych ludzi przeczy tradycyjnym rolom mężczyzny i kobiety w rodzinie, a to właśnie te tradycyjne role skłaniały do posiadania dzieci. Odarcie nas z nich to zamierzony zabieg socjotechniczny, którego ostatecznym celem, jest przewidziana w „Nowym, wspaniałym świecie” kontrola populacji i rola państwa jako matki i wychowawcy wszystkich obywateli.
Dlatego dzisiaj każda wielodzietna rodzina, to bunt przeciwko tej koncepcji.
Andrzej Kumor






























































