Wspominałem, że nadwrażliwością epigenetyczną dobry Bóg obdarzył niżej podpisanego w pakiecie ze słuchem absolutnym? Wspominałem.

Więc.

Strzygę więc uszami tu i tam, swoimi sześcioma mięśniami poruszając niczym kot swoimi trzydziestoma sześcioma, słucham i słyszę. To i owo. Tu i tam. Weźmy tę reklamę: “Gazeta Polska, tygodnik niepodległego Polaka. Co tydzień piszemy o sprawach, którymi żyje Polska. Czytaj i miej swoje zdanie”.

Krótko, zwięźle i po polsku. W sumie jednakowoż to osłabiające, tak lekceważąco traktować czytelników. Nie czytasz, więc nie wiesz, jakie masz mieć zdanie? Czy co? Czy jak? Po co to, w jakim celu? Pochwała prymitywizmu? Wręcz wzorcowo gazetowo-wyborcza pochwała? Brzydko, jeśli rzecz skomentować jednym słowem, do tego delikatnym. Można oczywiście mniej delikatnie, powiedzmy trzema zdaniami: jak powszechnie wiadomo, inteligencja może być miażdżąca. Okazuje się, że może też być zmiażdżona. Dajmy na to przez samą siebie. Czy tam przez Sakiewicza Tomasza.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

SYSTEM ZACHĘT

Wygląda na to, że tacy Duńczycy zdruzgotali swoją narodową inteligencję dawno temu. Teraz uchodźcom, czy tam innym imigrantom, Dania proponuje pieniądze w zamian za opuszczenie kraju i pozostawienie Duńczyków w spokoju. Do końca października wspomniane państwo opuściło 438 takich osób, z czego 71 osób posiadało obywatelstwo syryjskie. Wcześniej wszyscy zainkasowali po 140.000 DKK (korona duńska), w przeliczeniu 28-30 tys. CAD. Całkiem przyzwoita wypłata. Czy raczej zachęta, bo tak ów proceder nazywa się oficjalnie: “system zachęt”.

Innego rodzaju zachęty zastosowali dwaj chemicy z uniwersytetu Henderson State (Arkansas). Obaj z tytułami profesorskimi. Siebie samych napędzali prostymi środkami odurzającymi, potencjalnym klientom zamierzali zaproponować metaamfetaminę. Właśnie panów profesorów aresztowano. Wieść gminna nie podaje, czy korzystali z podręczników akademickich, skryptów własnego autorstwa, jakiegoś poradnika, a może przepisów rodem z serialu.



TRESURA KSIĄŻKĄ

Swoją drogą, wyśmiewałem swego czasu poradniki. Przytoczę parę tytułów: “Jak zdobyć pieniądze”, “Jak być piękną”, “Jak żyć szczęśliwie” – i tak dalej. Teraz widzę “Prywatne życie łąki”, “Ukryte życie lasu”, “Inteligencję kwiatów”, “Duchowe życie zwierząt”, “Tajemnicze życie grzybów” – i ciągle dalej, i wciąż więcej. A im dalej, a im więcej ukazuje się na rynku tytułów tego rodzaju, tym bardziej rynek książek głupieje. O czytelnikach nie wspomnę, bo o cóż innego treserom chodzić może, jeśli nie o staranne ogłupienie tresowanych?

Brakuje mi w tym towarzystwie pozycji pt. “Antropomorfizacja atakuje”. Brakuje też wiary w to, że moi bliźni dostrzegają odłożone w czasie konsekwencje propagowania tak pokrzywionych postaw poznawczych. Jakoby przydatnych wielce w procesie odkrywania i rozumienia świata. No jakże. Ale po mojemu: szszszczygiełek. I szszszaleństwo. I coraz tego szaleństwa poznawczego więcej, wszędzie.



BLEBLANIE BEZ TREŚCI

Niejaki Węglarczyk Bartosz, nie wiedzieć z jakich przyczyn ciągle jeszcze nazywany dziennikarzem, również sprawia wrażenie jakby oszalał. “Polska potrzebuje zrównoważonej polityki bezpieczeństwa opartej na dwóch nogach: na sojuszu z USA, ale i na jak najszerszym zaangażowaniu się Polski w rozwój wszelkich, politycznych, ekonomicznych i gospodarczych sojuszy europejskich, przede wszystkim wewnątrz UE”. Rzekł był.

Nie sądzę, by ktokolwiek zapytał Węglarczyka, co to właściwie znaczy w praktyce, takie bleblanie wyzute z treści? Jak można podrygiwać zalotnie, moszcząc się na kolanach prezydenta USA, a jednocześnie ślinić do bandy unijnych biurokratów, zaczadzonych europejskością? Stańmy na głowie pląsając oberka, Polsko, a do taktu kiwajmy palcem w kaloszu?

Jak, jak. Proste: pan Węglarczyk postuluje powrót do założeń komunistycznej kinematografii. Wczesnej komunistycznej kinematografii. Ma być jednocześnie biało, czarno i czerwono.

LANIE STRATEGICZNE

Węglarczyk to jak myślę wariat, powtarzam, ale z Warzechą Łukaszem też coś nie ten, tego. Ewidentnie. Ostatnio pytał, czy leci z nami pilot, a ciut wcześniej zaobserwował w tak zwanej polityce polskiej trzęsienie ziemi oraz wzrost napięcia. Ukrywane predylekcje do profetyzmu? Ho-ho, tak-tak. To znaczy: kto wie?

Przy okazji Warzecha przytoczył kilka pijarowskich błędów funkcjonariuszy “dobrej zmiany”, w tym deklaracje byłego ministra rozwoju i finansów o niemożności utrzymania zamrożonych cen energii. Wytknął sojusz Prawa i Sprawiedliwości z Razem Zandberga Adriana w sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny. Skrytykował zapowiedź wzrostu akcyzy na alkohol i papierosy. Wreszcie przypomniał powtórne wskazanie Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza jako kandydatów do Trybunału Konstytucyjnego. Zaraz po tych wskazaniach skomentował: “Zwolennicy tezy o galaktycznym geniuszu Naczelnika zalewają media społecznościowe wezwaniami, aby mu zaufać i zapewniają, że na pewno stoi za tym jakaś przebiegła strategia, nawet jeśli nie są jej w stanie przeniknąć najtęższe głowy na planecie. Nie podzielam tej tezy. Nie tylko w kwestii wezwań, by Naczelnikowi zaufać – polityka to nie religia, gdzie ufamy Panu Bogu. Do polityków należy mieć stosunek wręcz przeciwny: z zasady obdarzać ich głęboką nieufnością”.

***

Słysząc powyższe, z wrażenia Wenecja aż zachłysnęła się wodą. Morską. Bardziej niż zwykle. Ale nawet Wenecja zalana morską wodą bardziej niż zwykle, więcej rozumie z polityki, niż tłumaczący nam świat Łukasz Warzecha.

Krzysztof Ligęza

Kontakt

z autorem:

widnokregi@op.pl