Matka dziecka chorego na karłowatość, publikuje w Internecie wstrząsające nagranie. Jej syn błaga przez łzy: „Zabij mnie mamo!”. Albo niech przynajmniej da mu nóż, a on sam wbije sobie ostrze w serce.

9-letni chłopiec chce umrzeć, ponieważ w szkole prześladują go rówieśnicy. Naigrawaniu się z jego kalectwa nie ma końca, a on nie daje już rady „Chcę, żeby ktoś mnie zabił” – powtarza prośbę. I znowu. I raz jeszcze. Maluch żyje niedługo, ale dwie rzeczy już wie: achondroplazja to rzecz straszna, a jego bliźni potrafią gnębić i kaleczyć, aż żyć się odechciewa.

SKALECZONE SUMIENIA

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Mija doba, nagranie notuje kilkadziesiąt milionów odsłon. Świat eksploduje współczuciem i pluwiałem wyrazów poparcia, dołączając furę datków (w ciągu dwóch dni zebrano prawie pół miliona USD). W epoce naj-, naj-, naj-, najnowocześniejszego postępu, czy tam naj-, naj-, naj-, najpostępowszej nowoczesności, tak właśnie pacyfikuje się skaleczone sumienia, na co dzień konfrontowane z dysonansem poznawczym a nie umiejące na własny użytek sobie owego dysonansu opisać, następnie zaś, skorzystawszy z opisu, prawidłowo zracjonalizować. No ale nie ma to, tamto, wspomniany dysonans jakoś racjonalizować trzeba, bo tego domaga się ludzka psychika. Tak działa człowiek i inaczej działać nie będzie. Biologia, panie. Po prostu. Chcąc nie chcąc, narażamy się więc na tak zwane przeciążenie poznawcze, degradujące psychicznie, a w finale wykańczające także fizycznie. Zostaje reset z użyciem sprzętu ciężkiego. Zwykle mikro-koparki. Czy tam łopat grabarzy.

KSENOFOBITA ANTYSEMICZNY

Przy tym wniosek główny, jaki świat umiał wyciągnąć ze zdarzenia, brzmiał: mały, trzymaj się, pastwienie się nad słabszym nie jest okay, będzie dobrze, pomagajmy sobie. Tymczasem mój wniosek ze stadnego wnioskowania tabunów ludzi dobrych i na krzywdę słabszych czułych jak cholera, a nawet że ach, och i w ogóle – tymczasem mój wniosek, powtórzę, brzmi diametralnie inaczej: co za szajs, tego świata nie da się już ocalić. A to ostatnie, gdyż sięgnął ów świat poziomu szaleństwa nie rokującego jakkolwiek inaczej niż dramatycznie źle. Otóż gnębienie słabszych okay nie jest, jajecznica z orlego jaja też nie, tym bardziej zabijanie zwierząt dla mięsa czy futra – dla odmiany rozrywanie żywcem ludzkich płodów w łonach matek może być wporzo i to są prawa kobiet do życiowego komfortu. I o so panu wokule chozi? Pan jesteś faszystowski ksenofobita antysemiczny. Czy jakoś podobnie.

Do tego wszystkiego ci „dobrzy ludzie” naprawdę nie ogarniają, w czym rzecz. Do tego ich medialna tresura podtrzymująca ciągle trwa. Do tego im więcej nauka dowiaduje się o człowieku, tym łatwiej daje się człowiekiem manipulować. Wytresowanym prościej manipulować tym bardziej. I tak dalej, i tak dalej.

ŚMIERTELNY STUPOR

W wątku achondroplazji pora na puentę. Gdzieś, tam, w jakimś nadwiślańskim miasteczku, pomoc finansowa znanej fundacji pozwoliła wyremontować oddział ginekologiczno-położniczy, dzięki czemu tamtejsi położnicy odebrali szczęśliwie parę setek porodów, pomagając przyjść na świat paru setkom Polek i Polaków. Jednakowoż jaką liczbę dzieci w ginekologicznej części wyremontowanego oddziału zlikwidowano, ile dziecięcych ciał poszatkowano na „odpadki medyczne” i wyrzucono do ścieku, fundacja nie podaje.

Ja się nie dziwię. Jako się rzekło, permanentny stan przeciążenia poznawczego zniewala psychicznie, by w finale wykończyć fizycznie, a współczesność nie radzi sobie z resetem bez względu na pozostający w dyspozycji sprzęt ciężki.

Przeciążenie poznawcze zniewala, powtórzmy sobie dla zapamiętania, a poznawczy dysonans może być bronią. Więcej, boć jego uświadomienie mogłoby znaną fundację wprowadzić w śmiertelny stupor. Czy tam fundację i jej sponsorów. Jak wtedy ratować zagrożone likwidacją oddziały szpitalne? No jak? Z zasiłku żyć? Nigdy w rzyci. Koniec wątku achondroplazji.

JAKI WIRUS?

Nadwiślańskie władze od zdrowia, czy tam od zdrowia i spraw zagranicznych, „nie zalecają” podróży do wymienionych enumeratywnie państw, w których koronawirus zawłaszcza kolejne przestrzenie, pożerając ofiarę za ofiarą. Dobry tatuś normalnie, te nasze ministerstwa. Tatuś i mamusia w jednym, można powiedzieć. Ale zachoruj – nie daj Boże oczywiście, ale to właśnie, czyli wysyp zachorowań w Polsce, winniśmy uwzględniać, planując najbliższe tygodnie w wymiarze osobistym. Jak wskazują tacy i owacy: „Z zagranicznych wojaży wróciło mazowieckie oraz dolnośląskie”. I co w związku z tym? „Więc zaraz się zacznie”.

Tymczasem minister Szumowski uspokaja (cytuję): „Nie mamy jeszcze w Polsce koronawirusa”. A skąd to wie? Bo wdraża mierzenie temperatury na Okęciu, a do tego dwa laboratoria w kraju, w ciągu 24 godzin od dostarczenia przez szpital próbki (przez szpital!), są w stanie próbkę tę zbadać. W ciągu doby, zaledwie. Czytaj: proszę zauważyć jak sprawnie i szybko działamy. Przy czym w pociągu na granicy włosko-szwajcarskiej, badanie tego rodzaju zakończyło się przed upływem dwóch godzin.

KROKI DRAKOŃSKIE

Wracając do głównego wątku: więc nie daj Boże zachoruj, zaraz zobaczysz, jak potraktuje cię przełożony dobrych panów ministrów. Czy tam pań i panów. I nie chodzi o personalia, myślę o bezosobowym systemie. Nie o osoby bowiem chodzi tylko o państwo i postępowanie tegoż państwa wobec jego obywateli. I nie o jakieś państwo wrogie, tylko o nasze własne. Jeśli w ogóle można wyrażać się w ten sposób. Zaraz zobaczymy, jakich słów pierzastych to „nasze” państwo użyje, by uzasadnić a to bezradność, a to nieodpowiedzialność, a to znowu jakowyś inny deficyt, wymuszający na jednostkach określone zachowania.

Władze Włoch wprowadziły „drakońskie kroki, by powstrzymać wzrost zachorowań”. W praktyce oznacza to tworzenie tzw. „czerwonych stref”. Miejsc odciętych od świata. Nie wejdziesz, nie wyjdziesz. Póki co, utworzono ich kilkanaście, dla kilkudziesięciu tysięcy Włochów – mamy więc we Włoszech przymusową kwarantannę a tego samego doczekamy w Polsce. Wszelako jeśli ktoś sądzi, że kwarantanna wprowadzana jest w interesie zarażonych i w trosce o nich, niech czym prędzej wraca sobie taki ktoś na swoje miejsce. Do piaskownicy, dajmy na to.

CZASNA CZAPECZKA

W trosce, dobre sobie. W takiej samej trosce, gdy państwo nie gwarantuje obywatelowi skutecznej ochrony przed bandytą, ale uniemożliwia temu samemu obywatelowi bronić się skutecznie, to jest metodami uznanymi przez niego za właściwe. To ci dopiero troska jest – troska monopolisty o prawo do stosowania przemocy.

Takie państwo, precyzyjniej: takie coś, to nie jest moje coś. Tym bardziej nie jest to moje państwo. Spodziewać się, że byłbym wobec tego czegoś lojalny, to posądzać mnie o niedorozwój umysłowy. Nonsens i czasna czapeczka. Czy jakoś podobnie.

Ale wystarczy na dziś, bo rozgaduję się nadto. Jeszcze tylko to jedno: czy w związku z pandemią koronawirusa i postępującą destabilizacją, władze chińskie zdecydują się na próbę uporządkowania stanu rozpadu, metodą wojny? A może ktoś planuje zdecydować za Pekin, wdrażając ostateczne rozwiązanie kwestii Chin komunistycznych? Z drugiej strony, czy do tego rzeczywiście trzeba byłoby rozkawałkować cały świat?

***

Tak tylko pytam, boć historia zna wydarzenia polegające na stabilizowaniu dostatecznie mocno zdestabilizowanej sytuacji przy pomocy wojennego resetu. Z tej perspektywy żadna achondroplazja nie liczy się wcale, zaś koronawirus to co prawda dramat dla wielu, ale dla wielu okupujących pierwsze rzędy, czy tam pierwsze rzędy i loże, to okazja. Tak czy owak i wcześniej czy później, i tak zasłoikujką nas mentalnie. Na śmierć.

Krzysztof Ligęza

Kontakt z autorem: widnokregi@op.pl