Coraz bardziej zdumiewa odklejenie od rzeczywistości najważniejszych osób w państwie. Wygląda na to, że zrobili rzecz niedopuszczalną. Uwierzyli we własną propagandę. Tak jak każdy diler wie, że nie wolno brać swojego towaru, tak politycy muszą rozumieć, że nie bierze się na poważnie własnej propagandy. W przeciwnym wypadku zaczyna się mówić rzeczy wręcz kompromitujące.

Jadwiga Emilewicz powiedziała wczoraj, że “przedsiębiorcy czują się zaopiekowani przez rząd”. Pomijając już warstwę językową, przyznać muszę, że nie znam przedsiębiorcy, który czuje się “zaopiekowany”. Wiem za to o przedsiębiorcy, który był na samochodowym proteście przedsiębiorców. Po kilku dniach przyszli do niego panowie z Policji i wręczyli mu karę administracyjną w wysokości 5000 zł za wysokie ryzyko zakażenia się. Przypominam, że protestujący siedział sam w swoim samochodzie. Ten to dopiero musi czuć się zaopiekowany!

Podobne problemy z odbiorem rzeczywistości ma Jarosław Kaczyński. Już po wybuchu kryzysu w wywiadzie dla RMF FM mówił, że nikt nie obiecywał przedsiębiorcom, że będzie łatwo. A poza tym rozmawiał z bankierami, a ci powiedzieli mu, że nie będzie tak źle. A co uważa nowy wiceminister finansów Piotr Patkowski? Otóż, PiS jest partią klasy średniej, ale takiej klasy średniej, dla której 4000 zł brutto jest marzeniem.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Równie śmiesznie (a może strasznie?) co w gospodarce jest na froncie wyborczym. Do wyborów zostały trzy tygodnie. Albo cztery, bo nie znamy jeszcze terminu wyborów prezydenckich. Nie mamy też ustawy, na podstawie której wybory mają być przeprowadzone. PKW utraciła już prawo do zorganizowania wyborów, a nowych przepisów jeszcze nie ma. Jeżeli Gowin jednak postawi się Kaczyńskiemu i na kilka dni przed wyborami nie poprze nowej ustawy, która właśnie wróci z Senatu, to okaże się, że nikt nie ma prawa do wydrukowania kart wyborczych.

Nie ma też procedur jak wybory mają zostać przeprowadzone. Nie wiadomo kto wydrukuje karty wyborcze, nie wiadomo jak zostaną one dostarczone wyborcom ani kto przypilnuje, żeby naszej karty do głosowania nie przywłaszczył sobie sąsiad albo roznosiciel tych kart. W Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych twierdzą, że nie zaczną drukować kart, dopóki nie dostaną formalnego zlecenia, a to nie może przyjść do momentu uchwalenia ustawy. Sam druk kart ma im zająć trzy tygodnie, więc być może zdążą na czerwiec, ale nie na 10 maja.

Tymczasem odpowiedzialny za ten cały bardak wicepremier Jacek Sasin twierdzi, że nie widzi żadnych zagrożeń dla przeprowadzenia wyborów. Każdy normalny człowiek widzi takie zagrożenia, ale Sasin nie widzi. Zagrożenia widział nawet Marcin Horała, wprawdzie 3 lata temu, ale widział. Twierdził wtedy, że głosowanie korespondencyjne tworzy dziurę w systemie i umożliwia kupowanie głosów za alkohol, co jest oczywiście naganne. Głosy można legalnie kupować tylko za 500+ i 13 emeryturę.

Uwiąd obecnej władzy coraz mocniej przypomina schyłkowy okres rządów PO. Wtedy to platformersi uciszali opozycję mówiąc, że jak wygra wybory, to będzie mogła przegłosować sobie co tylko będzie chciała. PiS wziął sobie te rady głęboko do serca a nawet poszedł dalej. Poseł Kamil Bortniczuk poważnie stwierdził, że zdalne głosowanie nie musi działać dobrze, a głosy posłów opozycji mogą być nieuznawane, bo PiS i tak ma większość, więc to jak głosuje opozycja nie ma żadnego znaczenia. Pod koniec rządów PO Cezary Gmyz alarmował, że spółki Skarbu Państwa są zarządzane przez służby specjalne, co oczywiście jest skandalem i patologią. Kilka dni temu do zarządu PZU dołączył właśnie niedawny szef CBA Ernest Bejda, co jak rozumiem już Gmyza nie oburza.

Mamy to samo co za PO, tylko bardziej. Mieszanka wybuchowa władzy i wiary we własną propagandę sprawia, że odbija prawie każdemu. Powinno to być wielką przestrogą dla wszystkich, którzy dopiero czekają na swoją kolej w tej grze o tron. Łatwo śmiać się z czyjegoś upadku, znacznie trudniej samemu nie upaść.

Sławomir Mentzen

za facebook