Zdrowie psychiczne jest tak samo ważne jak zdrowie fizyczne/ Więc dlaczego jest ono dalej traktowane jako coś nie istniejącego, wstydliwego, albo wyimaginowanego?  Nie, nie jesteśmy w tym odosobnieni. Dlatego też 10 października od kilku lat obchodzony jest dzień Zdrowia Psychicznego – Mental Health Day. To ważna data. Powinna zaistnieć w naszych kalendarzach indywidualnych i organizacyjnych jako przypomnienie, a przed wszystkim uzmysłowienie, że choroby psychiczne, a jest ich cała gama, choć często niewidzialne, często wstydliwe, są tak samo groźne jak i dolegliwości fizyczne.

Jakoś tak jednak ciągle wstydliwie traktujemy nasze choroby związane z mentalem. Zbyt często także jest obecna postawa obwiniania: siebie, bliskich, sytuacji.

Jeśli ktoś ma depresję, a na nią cierpi około 30% ludzi, to powinien się wziąć w garść i z tego wyciągnąć. A depresja to jest jednostka chorobowa, a nie zły dzień, czy smutek spowodowany nieprzychylną wieścią.

PONIŻEJ KONTYNUACJA TEKSTU

Całkiem niedawano pewien pan bardzo chciał się ode mnie wywiedzieć dlaczego to ta-a-ta pani cierpi na depresję kliniczną (hospitalizowana), i co i kto leży u podłoża tej depresji. Rozmowa była dosłownie jak byśmy mówili innymi językami. Ja mu mówię, że ta pani jest poważnie chora, a ten mi mówi, że ktoś/coś jest winien. Nigdy by nie był taki dociekliwy, gdyby ta pani była hospitalizowana ze względu na raka.

Ciągle zbyt często jeśli ktoś cierpi na jakieś schorzenie psychiczne, to obwinia się kogoś bliskiego, na przykład rodziców.  W moim dzieciństwie była taka jednostka chorobowa jak nerwica, obecnie już wykreślona z listy chorób jak zbyt ogólna.

Sąsiadka mojej mamy brała to dosłownie, i sądziła, że jak ktoś ma nerwicę, to go widocznie ktoś inny ‘nerwuje’, do tego stopnia, że ten biedny delikwent już tego wytrzymać nie może i zapada na nerwicę. Przykład przejaskrawiony i z przeszłości, ale niestety ciągle w naszym otoczeniu pokutuje. Jakoś nikt obecnie nie winiłby chorego na raka, za to że zachorował, z chorobami psychicznymi to bywa różnie.  A skutki takich chorób są poważne. Mogą być  podłożem chorób fizycznych, przyczyną niemożności funkcjonowania osoby chorej, a także często kończą się tragicznie.

Innym bardzo niepokojącym aspektem chorób mentalnych jest zaprzeczenie i połączony z tym wstyd. Także w mojej młodości, była choroba ‘wstydliwa’. To były różne formy chorób wenerycznych, o których też się nie mówiło. Nie mówiło się w szczególności o sposobach zakażenia. Efekt tego był tragiczny, bo wielu chłopców chorowało na ‘wstydliwą’ chorobę – pewnie się zarażali od wystającej przed bramą prostytutki. Ich nikt nie ostrzegł, ale nas dziewczynek też nie.

Więc szli ci biedni chłopcy ze swoją wstydliwą chorobą przed ołtarz z pannami w białych niewinnych welonach. Penicylina i jej pochodne zażegnały te tragedie życiowe.

Obecnie dalej chorobą wstydliwą są choroby psychiczne.  Dlatego ustanowiono taki dzień zdrowia psychicznego, aby zwiększyć zrozumienie, uświadomienie i edukację związaną z tymi problemami.

A przecież choroby te dotyczą nie tylko jednostek ale i całych grup. Całe grupy i społeczeństwa mogą być pod wpływem zbiorowych zaburzeń psychicznych.

To tak jak grzech zbiorowy grupy. Żołnierze walczący w wojnach, doświadczają tego indywidualnie, ale i grupowo. Mój dziadek z Wielkopolski walczył w armii pruskiej w 1-szej wojnie. Nie był Niemcem, ale nie było ani Polski, ani wojska polskiego. Po ponad dwurocznym życiu w okopach (tzw. wojna pozycyjna), armia pruska dostała się do niewoli francuskiej, i zajęło to dziadkowi prawie dwa lata, aby dotrzeć w swoje rodzinne strony – wtedy już polskie (Polska odzyskała wolność wraz z zakończeniem 1-szej wojny w listopadzie 1918 roku).

Całe tysiące żołnierzy było przetrzymywanych po podpisaniu rozejmu przez długie miesiące. Obawiano się, że natychmiastowe zwolnienie takiej masy potwornie doświadczonych żołnierzy może spowodować zamieszki w społeczeństwie cywilnym, a i oni sami żołnierze po takich traumatycznych przeżyciach nie bardzo byli zdolni do powrotu do swoich stron. Wyobraźcie sobie, żeby żyć przez dwa lata w okopach. A lata trawania 1-szej wojny światowej były wyjątkowo nieprzyjazne ze względu na niezwykle wysokie opady deszczu i śniegu. Dopiero ostatnio pisze się o wielkich ofiarach zdrowia psychicznego wśród żołnierzy amerykańskich walczących w II-wojnie światowej.

A my?

Praktycznie cały naród był poddany bestialskim cierpieniom, i cały naród jako grupa cierpiał na Post Traumatic Stress Disorder (PTSD) – zespół stresu pourazowego. Właściwie patrząc na historię mojej rodziny, mogę powiedzieć, że wszyscy członkowie mojej rodziny (i ze strony matki, jak i ze strony ojca) w dzisiejszych czasach kwalifikowali by się do terapii związanej ze stresem pourazowym wywołanym okrucieństwami wojny, jakich nam zadali nasi sąsiedzi.

A następne pokolenia?

My, wychowani w takiej atmosferze, także jesteśmy obciążeni. Ja, na przykład, w trudnych chwilach, odczuwam lęk przed wojną. Może to być wywołane np. odgłosem samolotu odrzutowego. Pewnie to znacie, bo sami cierpicie na efekty stresu pourazowego manifestującego się w następnych pokoleniach.

Nie. Nie mówimy o tym. Nie, nie szukamy pomocy. To przecież tyle lat po wojnie. Wstydzimy się tego. I dlatego mamy taki dzień zdrowia psychicznego, żeby wyszło na światło dzienne, że choroby psychiczne to takie same choroby jak inne. I zapewne jest lepiej jeśli one są wyciągnięte ze wstydliwego kąta.  I mamy na to wiele przykładów. Coraz więcej celebrytów, polityków i słynnych ludzi mówi o swoich problemach. Przykładem niech tutaj będzie film ‘Piękny umysł’ (Beautiful Mind) o naukowcu, amerykańskim matematyku (John Nash), cierpiącym na schizofrenię, który dzięki wysiłkom i wsparciu środowiska, szczególnie żony, otrzymał nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii (teoria gier). Film warty powtórnego obejrzenia. A w sprawach zdrowia psychicznego na pewno nam się przyda więcej zrozumienia, tolerancji i zwykłej ludzkiej życzliwości okazywanej chorym.

Obecnie dochodzi jeszcze jeden nowy czynnik: izolacja spowodowana pandemią.  Izolacja indywidualna i blokady międzynarodowe nie tylko wpływają na zubożenie krajów i ludności, ale także mają bardzo negatywny wpływ na stan naszej psychiki. Dlatego też miłość bliźniego przejawiana w małych gestach jest szalenie ważna w naszym przetrwaniu i doczekaniu końca pandemii. A koniec już tuż, tuż nie dalej jak za dwa lata? A do tego czasu troszczmy się o bliźnich, a przede wszystkim o siebie samych, żeby nam dobra starczyło dla innych.

Alicja Farmus